Jaki utwór o miłości uważa Pan(i) za najważniejszy?

Jaki utwór o miłości uważa Pan(i) za najważniejszy?

Anna Bojarska, pisarka Tristan i Izolda. Największa miłosna legenda literacka, a może i muzyczna (trubadurzy to śpiewali). O prawdziwej, dorosłej miłości, takiej na wieki, choć pełnej zdrad i pomyłek (ona wyszła za innego, on ożenił się z inną), długich rozstań, przysiąg, że nigdy więcej (nie do dotrzymania), prób lojalności, też nie do wytrwania mimo najlepszej woli – no, książę Karol i Camilla Parker-Bowles! To nie to, co kilkunastodniowe zauroczenie Romea i Julii, to było całe życie. Grzeszne, głupie, pokręcone ludzkie życie, w którym bywa miłość. Grzeczna i przyzwoita to ona nigdy nie będzie, ma kły i pazury tygrysa! Nic na to nie poradzę. Próbowano to tłumaczyć czarodziejskim napojem, ale książę Karol chyba go nie pił z Camillą. Piosenka francuska Johnny’ego Hallydaya. „Que je t’aime”. Jechałam kiedyś samochodem z kimś, w kim byłam zadurzona, słuchaliśmy tej piosenki i o mało nie zderzyliśmy się z cysterną, bo nagle coś wysiadło; wylądowaliśmy w rowie i on naprawiał, a ja dalej słuchałam. Zapytał, czy zdaję sobie sprawę, że byliśmy o centymetr od śmierci. Ach, tak? Drobiazg, o co tyle szumu? „Najpiękniejsza piosenka o seksie połączonym z miłością, jaką znam”, powiedział mi ktoś kiedyś, potem. Bo to jest o seksie z kimś, kogo się strasznie kocha. I wszystko jest cudowne: i ten obojętny początek, i to nagłe ciemnienie oczu, i drżenie rąk, i – moje ulubione – Kiedy przestajesz być kociątkiem, kiedy stajesz się suką, kiedy na wycie wilka zrywasz się z łańcucha, kiedy twe pierwsze westchnienie przechodzi nagle w krzyk, kiedy ja mówię: NIE!, kiedy ty wołasz: TAK!!!!!! Jak ja cię wtedy kocham, jak cię kocham, jak cię kocham… To dwie moje ulubione rzeczy o miłości. A w ogóle o tym można w nieskończoność. Prof. Kazimierz Imieliński, seksuolog Słynne raporty Alfreda Kinseya w latach 50. stanowiły kamień milowy w nauce. Opisywały one zachowania seksualne mężczyzn i zachowania seksualne kobiet. Jego rozległe badania ankietowe dotyczące życia seksualnego mieszkańców USA spowodowały rewizję poglądów w tej dziedzinie. Znaczenie tych dzieł jest epokowe, ponieważ wcześniej na temat życia seksualnego nic nie wiedziano, każdy mówił o swoich jednostkowych obserwacjach, wypaczeniach, uprzedzeniach, a Kinsey przedstawił badania statystyczne na tysiącach ludzi. Dowiedzieliśmy się, że pewne zachowania są powszechne i w jakiej częstotliwości występują. Od tego momentu zaczyna się historia rozwoju seksuologii. Kolejnym ważnym dziełem były prace dwojga naukowców – ginekologa Mastersa i psycholog Johnson, które wywarły duży wpływ na rozwój seksuologii klinicznej, ale tak przełomowego znaczenia jak raporty Kinseya już nie miały. Maria Łopatkowa, pedagog Zajmuję się miłością w szerokim tego słowa znaczeniu, ale kocham też poezję współczesną. Zaprzyjaźniłam się nawet z poetką Ireną Conti, która właśnie na walentynki w ubiegłym roku wydała tomik „I tylko miłość” z komentarzem ks. Jana Twardowskiego. Irena pięknie pisze o miłości. Ileż w nich tęsknoty człowieka za człowiekiem. Pierwszy wiersz, który jest mottem dla tomiku, pyta: „Cóż poza miłością człowiek może ofiarować drugiemu człowiekowi?”. W innym miejscu autorka pisze: „Bóg jest miłością, więc wierzę w miłość”. Często cytuję ten wiersz, bo zawiera mądrość filozoficzną i wyraża ją pięknym językiem. Zwrócę też uwagę na inny wiersz, napisany przez moją zaprzyjaźnioną czytelniczkę, Karolinę Kmiecik, która się doktoryzuje z pedagogiki. Stanowi on silny kontrast z wierszami Ireny Conti, jest dosadny i mówi dorosłym rodzicom, co oznacza brak miłości. Wiersz o kołysankach osiedlowych jest dosadny: jęk kotów i butelek brzęk, autoalarm daje rytm, płacz i wstyd. Wiersz kończy mocna fraza: „Z ojcowskim kurwa mać grzeczne dzieci nie chcą spać”. Moje motto brzmi: Nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości. Magdalena Łazarkiewicz, reżyser Utworem dla mnie najbardziej sensualnym i najczystszym jest „Pieśń nad Pieśniami”. Ale do ważnych dzieł zaliczyłabym też poszczególne elementy lektur, które najpełniej przeżywałam w młodości. Należą do nich „Czerwone i czarne” Stendhala i powieści Tołstoja, który fantastycznie pisał o miłości. Wśród filmów najbardziej przeżyłam „Przełamując fale” Larsa von Triera, a niedawno nowy piękny i poruszający film Almodovara o pewnej odmianie miłości. Poruszył mnie także film o miłości i przyjaźni między dwoma kobietami – „Julia” Zinnemanna z Jane Fondą i Vanessą Redgrave. Wielkie wrażenie wywarł

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2003, 2003

Kategorie: Pytanie Tygodnia