Najpierw nowy minister sprawiedliwości w wywiadzie dla „Polityki” ujawnił swoją ignorancję i sceptyczny stosunek do rozdzielenia stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Ujawnił przy okazji źle skrywany apetyt polityków na ponowne podporządkowanie sobie prokuratury, od dwóch lat niezależnej od rządu. Później Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu domagała się od operatorów sieci udostępnienia treści esemesów, nie uznając ich, z sobie wiadomych powodów, za korespondencję, na której ujawnienie zgodę wyrazić musi sąd. Ponieważ poszło, pech chciał, o esemesy dziennikarzy, zrobiła się awantura. Prokurator generalny zlecił wyjaśnienie sprawy nie Naczelnej Prokuraturze Wojskowej, ale cywilnej Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie. Kto zna wojskowych, wie, że musieli odebrać to jako policzek. Była to, jak sądzę, niezamierzona niezręczność prokuratora generalnego, ale zawsze niezręczność. Tym większa, że w tle trwały dyskusje o celowości utrzymywania odrębnej prokuratury wojskowej i możliwości włączenia jej w struktury prokuratury ogólnej, a więc, jak to odczuwają prokuratorzy wojskowi, jej likwidacji. W odpowiedzi na nagłośnione stanowisko Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, wyrażające – by użyć ulubionego zwrotu Jarosława Kaczyńskiego – oczywistą oczywistość, że treść esemesa to też treść korespondencji i aby do niej zaglądać, trzeba uprzednio uzyskać zgodę sądu, najsłynniejszy dziś prokurator wojskowy, płk Mikołaj Przybył, zwołał konferencję prasową. Jej treść musiała wprawić w zdumienie każdego. Wystrojony w mundur pułkownika prokurator obwieścił dziennikarzom, że są w sprawie esemesów manipulowani. Jest to element misternej kampanii, zmierzającej do likwidacji odrębności prokuratury wojskowej, która prowadzi najpoważniejsze śledztwa w sprawie aferzystów zajmujących wysokie stanowiska w państwie, a okradających wojsko na miliony. Krótko mówiąc, ci wysoko postawieni aferzyści mają długie łapy, żeby uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie, chcą zlikwidować prokuraturę wojskową, śledztwom przez nią prowadzonym ukręcić łeb, a do tego celu przygotowują opinię publiczną i manipulują dziennikarzami. Wynikało z tego logicznie, że ich eksponentem najwyraźniej jest sam prokurator generalny. Jednym słowem, pułkownik ujawnił jakiś straszliwy obraz państwa, w którym rządzi mafia tucząca się na okradanym przez siebie wojsku. Po wyjawieniu tych prawd pułkownik przestrzelił sobie policzek. Hm, co tu powiedzieć? Może Sejm mieć swojego Macierewicza, może prokuratura wojskowa mieć swojego Przybyła, skądinąd walecznego Rzymianina. Problem w tym, że natychmiast po tych zdarzeniach konferencję prasową zwołał naczelny prokurator wojskowy, a zarazem zastępca prokuratora generalnego, gen. Parulski, który zdumionym dziennikarzom oznajmił, że popiera wszystkie tezy wygłoszone przez postrzelonego Przybyła. W tej sytuacji, dla ratowania autorytetu państwa, dla utrzymania zdolnej do funkcjonowania (nie najlepszego, ale zawsze) prokuratury, która jest strukturą zhierarchizowaną, dla ratowania autorytetu prokuratora generalnego, należało Parulskiego natychmiast odwołać ze stanowiska. Gdyby zwyciężył instynkt państwowy, tak by zrobiono. Zwyciężył instynkt partyjny. Nie troszcząc się o to, co z tego wyniknie dla państwa, największe partie zaczęły myśleć, jak wykorzystać dla siebie tę sytuację. PiS – ku zaskoczeniu wszystkich, zaczęło się domagać odwołania Parulskiego, deklarując miłość i poparcie prokuratorowi generalnemu Seremetowi, którego jeszcze niedawno opluwało w związku ze śledztwem smoleńskim. Skoro PiS poparło Seremeta, Platforma w swoim przekonaniu musiała poprzeć Parulskiego. Pan prezydent, zamiast odwołać generała, zaproponował Krajowej Radzie Prokuratury mediację między prokuratorem generalnym a jego zastępcą. Nonsensowność propozycji była więcej niż oczywista. Przede wszystkim czego mediacja miałaby dotyczyć? Seremet powinien by się przyznać, że tak trochę to Parulski miał rację, sugerując, że Polską rządzi mafia, a on sam trochę czuje się jej eksponentem? Parulski pod wpływem mediacji trochę by złagodził swoje stanowisko, mówiąc, że wprawdzie Polską rządzi mafia, ale Seremet służy jej nieświadomie, być może tylko z głupoty? Jak w strukturze tak zhierarchizowanej jak prokuratura, gdzie jedną ze stron byłby w dodatku wojskowy, konflikt podwładnego z szefem miałby być przedmiotem mediacji? O takim drobiazgu jak ten, że jak mediację miałoby prowadzić ciało kolegialne, które nie ma w dodatku takich ustawowych uprawnień, nie wspominam. Oj, słabych doradców ma chyba pan prezydent. Tak to wokół apolitycznej z definicji (choć od niedawna) prokuratury rozpętały się polityczne gry i gierki. PiS chce to wykorzystać, by przyłożyć Platformie, Platforma rozważa, jak by to wykorzystać i odbudować polityczne,
Tagi:
Jan Widacki