Jedni do gazu, drudzy do pieca

Jedni do gazu, drudzy do pieca

“Poszukujemy osób w różnym wieku, o urodzie semickiej lub cygańskiej, do filmu Romana Polańskiego “Pianista”. Do niektórych scen potrzebne będą osoby bardzo chude” Ogłoszenia takiej treści ukazywały się od początku nowego roku w stołecznych gazetach. – Znowu schudłeś!? – mówi zawsze na powitanie moja kochana, tęga ciotka. – Daj cygareta, ty ponimajesz po polski? – Doskonale i to od trzydziestu kilku lat – wprawiam w zakłopotanie żulika na Dworcu Głównym w Gdańsku. Wziął mnie za muzułmanina z byłego Związku Radzieckiego. Innym razem biorą mnie za Rumuna. Kiedyś za to właśnie, o mały włos, nie dostałem po gębie. Cała moja rodzina uznała, że spełniam przynajmniej jeden z warunków reżysera “Pianisty”. Idę na casting. Przed drzwiami do salki, gdzie potencjalnym statystom robi się zdjęcia, kłębi się tłum. Pomysł na życie Dyskretnie przyglądamy się sobie nawzajem, czasami ze słabo maskowaną zazdrością, gdy nie mamy tak ciemnej karnacji jak ta kruczowłosa kobieta albo wydatnego, orlego nosa, którego właścicielem jest wysoki mężczyzna o smutnej twarzy. Jest o co się bić – zdjęcia potrwają 15 tygodni, a za każdy dzień zdjęciowy agencja, która nas zakontraktowała, zapłaci 100 zł brutto. – Tu jest luksus. W teleturniejach, randkach w ciemno dostajesz tylko do 50 zł – mówi student. – Tyle że nie masz z tego żadnej satysfakcji. Twoja rola ogranicza się w najlepszym razie do klaskania na komendę… Monika statystuje od ponad roku, a już wzięła udział w kilku filmach. Gdy rozstała się ze swoim dobrze sytuowanym mężem, nie miała pomysłu na życie. Zobaczyła ogłoszenie o castingu, pomyślała: czemu nie? I została przyjęta. Dalej już poszło jak po maśle. Wszędzie ją brali, wszędzie zapraszali, a co najważniejsze – coraz lepiej zarabiała. Tak dobrze, że ma już nowy pomysł na życie. Niedługo z przyjaciółką otworzy agencję towarzyską. Nie chce powiedzieć, czy jej rola w agencji ograniczy się tylko do szefowania. Takie pytanie pomija milczeniem. Zbyt krótko się znamy. Fotografują mnie z każdej strony. Wyglądam raczej rozpaczliwie – ostatnio sporo pracowałem i źle spałem. W połowie marca dostaję telefon, że zostałem zakwalifikowany i mam na drugi dzień przyjechać, dobrać sobie kostium. Gramy u Polańskiego Znowu jestem na Chełmskiej. Piotr i Paweł to bracia, 20 i 17 lat. Obaj po raz pierwszy zagrają w filmie. Piotr, aktualnie zatrudniony w ekskluzywnym sklepie z odzieżą, nie ma wątpliwości: – K…, od czegoś trzeba zacząć, nie?! Dosyć mam tej jeb… pracy w sklepie, nigdy nie płacą na czas i jeszcze mają o wszystko żale! W przeciwieństwie do Pawła usta mu się prawie nie zamykają: – Kumpela do mnie dzwoni i mówi, że Polański kręci w Polsce film i będzie potrzebował dużo statystów. W pierwszej chwili powiedziałem, żeby się odp…ła, bo nie będę się wygłupiał, ale tak mi długo jęczała, żebym poszedł z nią na casting, że pękłem. I masz, ja dostałem rolę, a ona nie. Jak jej to powiedziałem, to zzieleniała. Za półgodzinną wizytę na Chełmskiej i przymiarkę kostiumu agencja płaci każdemu dodatkowe 40 zł. – Rzucę tę swoją dziadowską robotę – marzy Piotr, kiedy wracamy do domów. – W końcu gramy u Polańskiego, a to przecież nie byle kto. Potem przyjdą inne propozycje i może będzie z tego jakaś przyzwoita kasa? Na pożegnanie chce mnie poczęstować piwem z puszki, które popija na przystanku autobusowym. – Do zobaczenia na planie! – mówi. Paweł, jego brat: – To lewus. Nigdzie nie może zagrzać miejsca. Rodzice mają z nim same kłopoty. Na cebulkę 26 marca Roman Polański zakończył w Berlinie pierwszą fazę zdjęć do “Pianisty”. W tym czasie na warszawskiej Pradze wyrastało getto. Nad całością prac czuwał sam Alan Starski. Wreszcie telefon z agencji: – Zbiórka na Chełmskiej o siódmej. Proszę się ubrać “na cebulkę”: ciepła koszula, kalesony. Kilkaset osób kłębi się w jednym z budynków wytwórni filmowej. Ciągle dochodzą nowi. Czekamy w kolejce po swoje kostiumy. Do tego obowiązkowo opaska z gwiazdą Dawida na przedramię. Kiedy już się ubrałem, staję w innej kolejce do charakteryzatora. Siwy, elokwentny mężczyzna, o twarzy przedwojennego amanta filmowego: – Tu zawodowstwo czuć na milę. Pełny profesjonalizm. Nie tak jak praca z krajowymi producentami, gdzie nikt

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2001, 2001

Kategorie: Reportaż