Partia łowna i mowna

Partia łowna i mowna

Tasowanie na politycznej górze pokaże, ile może znaczyć efekt świeżości. Wszyscy znamy to uczucie, gdy trzeba coś zmienić, a nie ma możliwości zrobienia gruntownego remontu. Co wtedy? Wystarczy mieszkanie pomalować i trochę poprzestawiać meble. Efekt nowości i świeżości murowany. Od dawna mamy w kraju taką sytuację, że jeśli komuś daleko jest i do PO, i do PiS, to musi czekać. Widoków na gruntowne zmiany nie ma. Pozostaje więc albo pogrążyć się we frustracji, albo wybierając mniejsze zło, patrzeć, czy nie kiełkuje tam coś sensownego. Wsparciem może być pragmatyczna do bólu mądrość ludowa. Bo choć teraz tak się porobiło, że co drugi, jeśli nie więcej, jest potomkiem ziemiańskim, i to całą gębą, warto pamiętać o realiach. Czyli o plebejskich korzeniach, które są u zarania większości dzisiejszego jaśniepaństwa. A lud zwykł mówić: „Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”.Polacy, choć oficjalnie głoszą, że chcieliby poważnych debat na temat najważniejszych problemów społecznych i gospodarczych narodu i państwa, gdy mają do wyboru debata czy plotki, personalia i kuchnia polityczna, to co wybierają? No właśnie. Kulisy żonglowania posadami.Umęczeni widokiem opatrzonych twarzy polityków z głównych partii chcieliby posłuchać kogoś, kto choć mówi to samo, co oni, to inaczej. Może nawet nie tyle mądrzej, ile celniej trafiając do słuchaczy. Empatia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2014, 38/2014

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański