Jest bardzo ciekawie

Jest bardzo ciekawie

fot. Bart Barczyk

Dyrygentura okazała się najbardziej naturalną formą ekspresji – łączy się z ruchem, grą ciałem oraz z pracą grupową Marta Gardolińska – dyrygentka i dyrektorka artystyczna Narodowej Opery Lotaryngii w Nancy we Francji Jest pani jedną z nielicznych dyrygentek. We Francji, jako jedna z trzech kobiet, stoi pani na czele narodowej opery. Odczuwa pani wyjątkowość swojej sytuacji? – Nie do końca – bycie pierwszą, drugą czy trzecią kobietą w jakiejkolwiek strukturze nigdy nie było moim celem. Czuję się wyjątkowo, ponieważ dostałam możliwość pracy na stanowisku dyrektora muzycznego relatywnie wcześnie, w odpowiedniej chwili i w miejscu, w którym nie tylko mogę zmienić coś na lepsze, ale i sama się rozwijać. Praca w operze w Lotaryngii pozwala mi zachować równowagę między wyzwaniem i pewnym status quo, w którym potrafię dobrze się odnaleźć. Mam też dużo swobody, jeśli chodzi o wybór repertuaru. Jest więc bardzo ciekawie. Liczba dyrygentek na świecie wciąż nie jest znacząca. Czyżby w grę wchodziło patriarchalne nastawienie środowiska muzycznego? – Odzwierciedla to stan naszego społeczeństwa, w którym kobiety na wysokich stanowiskach były i wciąż są rzadkością. Nie należy zapominać, że jeszcze sto lat temu kobiety praktycznie nie pracowały! Wszystko oczywiście się zmienia, również w domenie muzyki klasycznej, ale to dość powolny proces. Nie wydaje mi się jednak, aby sytuacja w naszym środowisku była pod jakimiś względami wyjątkowa. W operze Lotaryngii odpowiada pani za dyrekcję muzyczną, prowadzi pani jej orkiestrę i zobowiązała się pani przygotowywać dodatkowo dwie produkcje liryczne w sezonie. Jakie wydarzenia muzyczne chce pani wprowadzić do programu? – Pracujemy nad programem  na kilka najbliższych lat, nie mogę jednak ujawnić szczegółów, ponieważ tytuły będziemy ogłaszać co roku. Mamy w planach dzieła opery polskiej, poprowadzę także kilka produkcji z operowej klasyki. Zamierzamy również zamówić przynajmniej jedno zupełnie nowe dzieło, u współczesnego kompozytora. Zaczęła pani interesować się muzyką podobno już w wieku sześciu lat, pod wpływem mamy. – Zaczęłam w Polsce w sposób dość klasyczny – od szkoły muzycznej I stopnia w klasie fortepianu. Początki były ciekawe, ale z trudem znosiłam rutynowe ćwiczenia i egzaminy. Przerwałam więc edukację na dwa lata, ponieważ jednak muzyka wciąż mnie pociągała, zaczęłam uczyć się prywatnie gry na flecie poprzecznym. W końcu, pod wpływem mojej profesorki, powróciłam do szkoły muzycznej, ale nigdy nie widziałam się w roli profesjonalnego muzyka. Muzyka była dla mnie rodzajem hobby, decyzję poświęcenia się jej zawodowo podjęłam dopiero na trzecim roku studiów, w Wiedniu. Z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie przeniosła się pani do Wiednia, na Uniwersytet Muzyki i Sztuk Scenicznych. Dlaczego właśnie Wiedeń? – Też przez przypadek: po prostu chciałam skorzystać z wymiany studenckiej Erasmus i wyjechać na pół roku czy rok z Polski. Złożyłam dokumenty do kilku uczelni w Niemczech, ale w międzyczasie znalazłam się na kursach mistrzowskich w Austrii, na których profesor z Wiednia zaproponował mi zajęcia. Tak się zaczęło. W odróżnieniu od wielu muzyków, dla mnie Wiedeń nie był nigdy mekką. Zamieszkałam jednak w tym mieście i na razie nie zamierzam się wyprowadzać. Do Francji po prostu dojeżdżam. Studiowała tam pani również fizjologię muzyki. Skąd ten wybór? – To był nowy kierunek, zaliczałam się do pierwszego rocznika studentów. Ponieważ zawsze interesowałam się sportem i problematyką zdrowia, po dyplomie z dyrygentury symfonicznej powiedziałam sobie, że warto byłoby poznać tajniki reakcji ciała w powiązaniu z muzyką. Sama byłam już wtedy po kilku kontuzjach i stwierdziłam, że powinnam dysponować środkami i wiedzą, które pozwolą mi przejść zdrowo przez moją karierę. Brałam także pod uwagę możliwość zmiany zawodu – gdyby mi się nie udało, mogłabym profesjonalnie pomagać muzykom. Ale stało się inaczej, pomagam w tej chwili sama sobie. Uprawiała pani intensywnie pływanie i lekkoatletykę. Sport daje dystans do rzeczywistości? – Początkowo moje zainteresowanie sportem konkurowało z muzyką, w dodatku w szkole muzycznej niechętnie patrzono na tę pasję. Sport był dla mnie zawsze odskocznią, odrębnym światem. Obecnie stanowi integralną część mojego zawodu. Moim obowiązkiem jest pozostawać w dobrej kondycji fizycznej – choćby po to, aby nie skupiać się w czasie koncertu na ewentualnych słabościach czy kontuzjach. Dzięki sportowi utrzymuję

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 01/2022, 2022

Kategorie: Kultura