W Polsce nie wybiera się ról. To aktorzy są wybierani do paru ról w kilku powstających filmach Rozmowa z Renatą Dancewicz, aktorką – Na świecie toczy się dyskusja dotycząca naruszania intymnych praw kobiet. – To, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, uważam za grubą przesadę. Political correctness doprowadza do sytuacji, gdy mężczyzna nie ma prawa nawet zauważyć, że rozmawia z kobietą, bo to już grozi posądzeniem o seksizm. Bzdura! Ja nie uważam za dyskryminację sytuacji, gdy ktoś mnie przepuszcza pierwszą w drzwiach lub wstaje przy powitaniu ze mną. Lubię zwyczajowe formy grzeczności, a nawet pewną damsko-męską etykietę, choć nie wyobrażam sobie egzekwowania jej na siłę. Wszystko musi się odbywać naturalnie. Nie wyobrażam sobie też sytuacji, kiedy coś dzieje się wbrew mojej woli albo muszę dać się trzymać za kolano, bo inaczej nie będę miała pracy. I zgadzam się, że takie smutne i chyba mało wymagające osoby powinny być surowo karane. Sama ostatnio szukałam kalendarza z rozebranymi panami, żeby dla równowagi powiesić go na korytarzu w teatrze. Ponieważ nie znalazłam, musiałam zdjąć ten z paniami. – Molestowanie seksualne trudno uznać za naturalne? Podobno jest to zjawisko szczególnie częste w środowisku artystycznym? – Pewnie nie. – Nigdy nie była pani molestowana? – Zareagowałabym po prostu śmiechem! Nie, to niemożliwe, nie umiem sobie nawet wyobrazić takiej akcji. – Może dlatego, że jest pani silna, aktywna, odważna i energiczna. – Nie jestem taka do końca. To wizerunek ukształtowany przez media. – To wizerunek nowoczesnej, samodzielnej kobiety sukcesu. – W podtekście zawsze kryje się oskarżenie o feminizm, a feminizm jest łatwo ośmieszalny. Nie jestem feministką działającą w organizacji, ale to nie znaczy, że nie zgadzam się z ich żądaniami i chcę być skazana na podległość mężczyznom. Każda z nas musi mieć prawo samodzielnego wyboru. To nie rola gospodyni domowej, ale brak wyboru jest dyskryminacją. – A więc jednak kobiety są dyskryminowane. – Oczywiście. Zwykle mniej zarabiają, choć niemal zawsze wykonują dwa zawody. To znane sprawy. Jednak nie mogą żądać dla siebie szczególnych praw, bo to właśnie prowadzi w konsekwencji do protekcjonalizmu i dyskryminacji. Powinnyśmy żądać takich samych praw dla wszystkich. I ich egzekwowania. – Kalina Jędrusik śpiewała w piosence „Bo we mnie jest seks”: „Oprócz ciała mam także i duszę…”. Jak odczuwa pani to, że realizatorzy filmów oczekują od pani odkrywania ciała na planie? – Nigdy nie przyjęłam roli tylko po to, by świecić nagością. Ale jeśli scenariusz wymaga dobrej erotycznej sceny, nie ma problemu. Nagie ciało przed kamerą jest po prostu rodzajem kostiumu. I to zarówno współczesnego, jak i historycznego. Jest uniwersalnym znakiem, który ponadto – według wielu artystów, producentów, krytyków i widzów – podnosi atrakcyjność filmu. Umiejętność interesującego rozebrania się przed kamerą to część warsztatu aktorskiego. Dotyczy zarówno aktorek, jak i aktorów. Nie mam w tej materii oporów ani kompleksów – gdybym miała, musiałabym pracować w banku, aptece lub supermarkecie. – A czy wywalczyła pani już prawo dla własnej ekranowej duszy? – Z duszą jest OK. Zawsze było i jest wszystko w porządku! – Czym jest dla aktora popularność – przedłużeniem pracy na planie filmowym lub scenie czy nieustanną walką o chronienie własnej prywatności? – Nie jest możliwe całkowite odizolowanie własnej prywatności od spraw zawodowych. We współczesnym świecie dotyczy to nie tylko aktorów. Pracując intensywnie w tym zawodzie, automatycznie przenosi się na grunt domowy emocje zawodowe. Ale potrzebna jest higiena, by nie popaść w nieuleczalne kabotyństwo. Współczesne media nie ułatwiają popularnym aktorom zdrowego rozdzielenia życia zawodowego od prywatności. Ale z drugiej strony – nie przesadzajmy. Gwiazd w amerykańskim stylu jest w Polsce kilka i ja z pewnością do nich nie należę. Dlatego mogę pić kawę, gdzie chcę, chodzić sobie na spacery lub robić zakupy i żyć w miarę normalnie. – Jest pani nad wyraz skromna – 13 filmów, 10 spektakli Teatru Telewizji, kilka seriali z nieustannie powtarzaną „Ekstradycją” na czele. – Czasami komuś zdaje się, że mnie rozpoznał, ale nie jest to zbyt męczące, a często nawet okazuje się zabawne. Kiedyś usłyszałam taką rozmowę w tramwaju: „Zobacz, to ta Dancewicz!”, „Skądże! Dancewicz jest większa!”. –
Tagi:
Ewa Gil-Kołakowska









