Jestem i Polką, i Tatarką

Jestem i Polką, i Tatarką

W Koranie jest powiedziane, że mam dbać o swój kawałek ziemi, a moim kawałkiem jest Polska Halima Szahidewicz, przewodnicząca gminy muzułmańskiej w Białymstoku – Czuje się pani bardziej Polką czy Tatarką? – Tu nie ma sprzeczności. W czasie wojny do walki szli Polacy i Tatarzy. Jeden w okopie odmawiał „Ojcze nasz”, a drugi „Al-Fatihę”. Jestem obywatelką Polski, patriotką. Ale jestem też Tatarką. Ci, którzy to różnicują, są chyba ludźmi złej woli. Bo to, że uszanuję swoją tożsamość, nie znaczy, że muszę nie szanować pani tożsamości. Nie lubię słowa tolerancja, bo to oznacza, że coś się toleruje, a między religiami musi być współżycie, współpraca i dialog. I to nie znaczy, że mamy się przekonywać, że czyjaś religia jest lepsza. Po prostu pani przedstawia swoje zasady, a ja swoje. I one najczęściej są podobne. Współpracujmy tam, gdzie są zbieżne, ale też pozostawmy dla każdej religii sferę sacrum. Koran mówi, by szanować inne religie, ale to nie znaczy, że wśród naszych czy waszych nie ma fanatyków. I na to trzeba uważać. Bo fanatyzm w takim sensie, że swoje wyznanie szanuję i innego nie przyjmę, jest do zaakceptowania. Ale gdy mówi, że tylko moje jest najlepsze, zaczyna być groźny. Wspomnę tu o dżihadzie. Kojarzy się go tylko z wojnami, militariami, tymczasem jest to przede wszystkim walka z przywarami. Moim dżihadem jest dobre wychowanie dzieci – na dobrych muzułmanów, ale też na patriotów. Uczę je naszej tradycji, ale i poszanowania ojczyzny. Bo jest powiedziane, że mam dbać o swój kawałek ziemi, a moim kawałkiem jest Polska. – Porozumiewacie się państwo między sobą po polsku czy po tatarsku? – Po polsku. W Białymstoku jest tylko jedna osoba – pani Klara Janglajew – która zna tatarski. Nie wiem, czy ktoś jeszcze mówi w tym języku. Tatarzy przyjeżdżali tu sami, bez rodzin. Żenili się więc ze Słowiankami – Polkami lub Białorusinkami. Ale ponieważ byli wojskowymi i rzadko bywali w domu, nie miał kto uczyć ich żon i dzieci tatarskiego. I tak utracili swój język. – Jak wygląda islam tatarski? Czy tak samo jak w innych krajach muzułmańskich? – Islam jest ten sam, bo Koran jest dla wszystkich jednakowy. Jedynie czas między modlitwami wygląda u nas inaczej niż u muzułmanów z krajów arabskich. Ale kraje arabskie też różnią się między sobą tradycją, zwyczajami, kuchnią itd. W Polsce jest prawie 40 mln ludzi, z czego 4 tys. to Tatarzy. Kropla w morzu. Przez wzgląd na otoczenie dostosowujemy się. Wprawdzie na święta wielkanocne nic nie przygotowuję, ale też tego dnia nic nie robię. Odpoczywam. I to nie tylko ze względu na sąsiadów, ale w ogóle na szacunek wobec innej religii. W Boże Narodzenie zaś w niektórych domach, jeśli są małe dzieci, stawia się choinkę, aby dziecko nie biegało do sąsiadów i nie pytało, dlaczego oni mają, a u nas nie ma. Zresztą to w pewnym sensie i dla nas są święta, z tego względu, że są to dni wolne od pracy, odwiedza się krewnych, wyjeżdża gdzieś. I to jest święto dlatego, że wszyscy są razem. Faktem jest jednak, że my, tu w Polsce, przez wiele lat nie mieliśmy raczej łączności z krajami muzułmańskimi, w związku z czym powstały pewne naleciałości. – Jakie to były naleciałości? – Chodzi o zwyczaje. W latach 80. do Polski przybyli studenci z krajów arabskich. Uważali, że lepiej od nas znają zasady wiary. Np. jednostką czasu modlitwy jest rekjat, czyli taki odstęp, w jakim powtarzają się kolejne modlitwy. Tatarzy modlili się dość długo, bo około siedmiu, ośmiu rekjatów. Ci studenci natomiast często już po dwóch rekjatach wychodzili, bo uważali, że tyle wystarczy. To tak samo jak w kościele – jeden przyjdzie, odmówi „Ojcze nasz” i wyjdzie, inny zaś zostaje na całą mszę albo jeszcze dłużej. Unormowaliśmy te sprawy w taki sposób, że po pewnej części modlitwy była przerwa – oni mogli wówczas wyjść, a myśmy zostawali dłużej. Poza tym zarzucano nam, że nie odmawiamy w ciągu dnia wszystkich modlitw. Tymczasem myśmy pracowali, więc nie zawsze były warunki do tego, by się pomodlić. Zresztą w ciągu dnia jest taki przedział czasowy, kiedy można odrobić zaległą modlitwę. A jeśli z jakichś przyczyn jest to niemożliwe, też nic się nie stanie. Bo to nie modlitwa stanowi o religii. Najważniejszy jest styl życia. Ten, kto modlitwy nie popiera czynem, nie jest prawdziwym muzułmaninem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 24/2006

Kategorie: Wywiady