Kaczyński, bój się prawa!

Kaczyński, bój się prawa!

Dwa dni, dwa przegrane procesy. Lider PiS nazywał rywali przestępcami i zdrajcami. Teraz odpowiada za zniesławienie Dwa dni – dwa przegrane procesy. Najpierw w Gdańsku Lech Kaczyński przegrał proces o ochronę dóbr osobistych z Lechem Wałęsą i Mieczysławem Wachowskim. Dzień później w Warszawie z szefem Bartimpeksu, Aleksandrem Gudzowatym. To były krótkie procesy, w których tak naprawdę wynik można było przewidzieć. Ale znaczące dla polskiej sceny politycznej. Wałęsa i Wachowski Jako pierwszy zakończył się proces w Gdańsku, który wytoczyli Kaczyńskiemu Lech Wałęsa i Mieczysław Wachowski. Otóż Kaczyński w czerwcu 2001 r., gdy pełnił funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, powiedział w rozmowie w Radiu Zet, że były prezydent „dopuszczał się przestępstw”, zaś szefa jego gabinetu nazwał „wielokrotnym przestępcą”. Pomówieni – oburzeni słowami ministra – skierowali do sądu prywatny akt oskarżenia o zniesławienie oraz wnieśli powództwo cywilne o ochronę dóbr osobistych. Wydawało się, że sprawa szybko się zakończy, że Kaczyński przeprosi za niefortunne słowa i wszystko rozejdzie się po kościach. Tymczasem były minister sprawiedliwości najpierw nie ustosunkował się do pozwu w przewidzianym prawem terminie. Potem, w czerwcu br., nie stawił się w wyznaczonym terminie na rozprawie. Następnie w sierpniu znów wnioskował o odroczenie procesu, tym razem z powodu urlopu obrońcy. Pełnomocnik Wałęsy, mec. Ewelina Wolańska, zarzuciła więc Kaczyńskiemu chęć opóźnienia procesu: „Jestem zdziwiona. Okazuje się, że pan jako były minister akceptuje procedurę przedłużania procesu”. Wolańska przypomniała, że kiedy Kaczyński był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, wielokrotnie publicznie wygłaszał zastrzeżenia wobec adwokatów przedłużających postępowania sądowe. Ostatecznie sąd zebrał się we wrześniu i – mimo nieobecności Kaczyńskiego – wydał wyrok. „Zdaniem sądu, wypowiedź pozwanego Lecha Kaczyńskiego naruszyła dobra osobiste obu powodów w postaci dobrego imienia oraz godności osobistej”, uzasadnił wyrok sędzia. Sąd przypomniał, że za przestępcę można uważać jedynie tę osobę, która została skazana prawomocnym wyrokiem sądu karnego. „Poza sporem powinno być, że obaj powodowie nie tylko nie zostali skazani prawomocnymi wyrokami sądów karnych, ale przeciwko nim nie toczyło się ani nie toczy żadne postępowanie karne”, podkreślił sędzia. Zgodnie z wyrokiem sądu, Kaczyński będzie musiał przeprosić Wałęsę i Wachowskiego na antenie Radia Zet i na łamach „Gazety Wyborczej”, a także wpłacić 10 tys. zł odszkodowania na rzecz Fundacji Archiwum Pomorskiego Armii Krajowej. „To, że mam przeprosić Wachowskiego, to objaw paranoi”, komentował wyrok sądu Lech Kaczyński i zapowiedział odwołanie. Natomiast zadowolenia nie kryli zwycięzcy sądowej potyczki. „To oczywiste, że to było kłamstwo ze strony Kaczyńskiego – mówił Wachowski. – Nigdy nie byłem karany i nigdy nie byłem skazany. Nie można też pozwolić sobie na to, by określano Lecha Wałęsę, laureata Nagrody Nobla, mianem człowieka dopuszczającego się przestępstw”. Gudzowaty Dzień później Lech Kaczyński przegrał inną sprawę o zniesławienie. Tym razem z szefem Bartimpeksu, Aleksandrem Gudzowatym. Kaczyński w roku 2001, będąc ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, kilkakrotnie powiedział w mediach o firmie Bartimpex, że „reprezentuje w większym stopniu interesy Rosji niż Polski, szkodzi interesom polskim, a ta szkodliwa działalność jest na granicy zdrady stanu”. Oburzony tymi wypowiedziami Gudzowaty wytoczył Kaczyńskiemu proces karny, oskarżając go o rozgłaszanie nieprawdziwych zarzutów. Były minister bronił się, twierdząc, że jego wypowiedzi mieściły się w ramach polemiki politycznej. Ale sąd uznał, że było inaczej, i skazał Kaczyńskiego na 3 tys. zł grzywny. W tej sprawie Kaczyński również zapowiedział apelację. Wielu innych Ale to nie koniec jego sądowych peregrynacji. W Sądzie Okręgowym w Warszawie niedługo rozpocznie się proces, który wytoczył Kaczyńskiemu Edward Mazur, amerykański biznesmen polskiego pochodzenia. Mazur wyjechał z Polski w latach 60., w roku 1989 r. był współzałożycielem firmy Bakoma. Przyjaźnił się z gen. Markiem Papałą, w dniu jego śmierci był ostatnią znaną osobą, która widziała go żywego. Lech Kaczyński w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” 12 czerwca 2002 r. jako ewentualnego zleceniodawcę zabójstwa gen. Papały wskazał właśnie Mazura. „Edward M. uosabia związek polityki z najzwyczajniejszymi bandytami, najklasyczniejszą zorganizowaną przestępczością”, powiedział. I

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Kraj