Kadisz w Jedwabnem

Kadisz w Jedwabnem

Nie ma ucieczki od pamięci. Zwłaszcza tej dramatycznej, zakłócającej spokojny sen i spokój sumienia. Zawsze przychodzi taki moment, w którym nas dopadnie i wystawi rachunek.
Książka Grossa „Sąsiedzi” tylko odkurzyła pamięć o tym, co się stało 60 lat temu w Jedwabnem. Dokumenty, na które się powołał, od dawna były przecież na półkach archiwalnych. Były dostępne nie tylko dla historyków. Wspominano o nich na konferencjach naukowych. Dlaczego więc stały się takim szokiem w 60 lat po tragedii?
Wychowani przez pokolenia w micie, że Polacy zawsze byli wyłącznie ofiarami przemocy ze strony innych, nagle postawieni zostaliśmy w roli katów. A przecież w Polsce było nie tylko jedno Jedwabne. Mamy w naszej historii niemało podłości i brudnych kart. Pora więc, by rozmówić się ze sobą. By we własnych sumieniach ocenić to, co się wówczas stało. Musimy to zrobić jako naród, jako wspólnota pokoleń. Winni jesteśmy to zwłaszcza najmłodszym. Oni są najbardziej wstrząśnięci relacjami historyków i ofiar, najbardziej przerażeni i zagubieni.
Prezydent Kwaśniewski, przemawiając w Jedwabnem, miał okazję doświadczyć jako polityk poczucia samotności. Jego decyzja o przeprosinach w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią, po raz pierwszy, odkąd sprawuje swój urząd, tak mocno dzieli Polaków.
W Jedwabnem zabrakło oficjalnych przedstawicieli Kościoła, premiera, marszałków Sejmu i Senatu. Trudno zrozumieć tę nieobecność. Trudno też uznać ją za usprawiedliwioną. Pamięć o bezbronnych ofiarach, obywatelach Rzeczpospolitej zamordowanych przez swoich sąsiadów przy udziale Niemców musi być wolna od polityki. To stało się na naszej ziemi. I nie godzi się szukać dziś wykrętów, okoliczności łagodzących czy pomniejszać odpowiedzialności. Wszyscy musimy stanąć po stronie ofiar. I powiedzieć na ich mogiłach – niech spoczywają w spokoju wiecznym.

Wydanie: 2001, 29/2001

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy