W Niles pod Chicago Włodzimierz Cimoszewicz ożenił syna… Korespondencja z Chicago Tak miało być, tak się stało. Jasia Karłuk i Tomek Cimoszewicz od małego razem chowali się w Kalinówce Kościelnej, chodzili do szkoły, potem ze sobą. Widać, byli sobie pisani. Tego zdania jest proboszcz miejscowej parafii św. Anny, ks. Czesław Tokarzewski. Potwierdzi każdy kalinowianin. Tak miało być, ale się nie stało. Ślubu Jasi i Tomkowi miał udzielać ks. Kazimierz Fiedorowicz, człowiek w ich życiu bardzo ważny. Rodzinnie związany z Karłukami, Jasię trzymał do chrztu, a Tomka sam chrzcił i bierzmował. Ksiądz Kazimierz do Chicago jednak lecieć nie mógł. Biskup powierzył mu białostocką parafię św. Jadwigi. Niestety, terminy ślubu i objęcia nowej posługi duszpasterskiej nie dały się skoordynować. Tym bardziej że swoją rolę grał także kalendarz parlamentarny. Marszałek Sejmu RP, ojciec Tomasza, mógł przylecieć na ślub tylko w tygodniu przerwy w obradach. Enigma Sakramentu udzielał zatem młodym kto inny. Wikariusz parafii św. Jana de Brebeuf w Niles pod Chicago, ks. Jacek Jura, popularny kapłan polonijny. – Kiedy ksiądz Jacek zobaczył, że pannę młodą prowadzi do ołtarza pan Włodzimierz Cimoszewicz, oniemiał ze zdumienia. O tym, czyj ślub będzie się odbywał, nie mieliśmy pojęcia. Ksiądz proboszcz Thomas May jest rodowitym Amerykaninem i nie orientuje się w polskim życiu publicznym byt dokładnie. My, polscy wikariusze, wcześniej nie wiedzieliśmy… Jacek jeszcze w zakrystii nie mógł ochłonąć – mówi ks. Krzysztof Janczak. W rzeczy samej, wydarzenie rodzinne było popisem dyskrecji do momentu, kiedy Włodzimierz Cimoszewicz, odmawiając zeznawania przed komisją orlenowską, zauważył mimochodem, że wyjazd za granicę na ślub syna wydaje mu się zajęciem znacznie sensowniejszym i bardziej zajmującym. O tym, że marszałek ma w Ameryce syna, wiedział mało kto, jeszcze mniej osób wiedziało, gdzie mieszka, a już zgoła nikt, kto jest jego wybranką. Kiedy sam dyrektor gabinetu marszałka Sejmu pytał mnie o… narodowość synowej, nie wiedziałem, czy to ja jestem ofiarą jego dowcipu dyrektorskiego, czy on ofiarą konspiracji swego szefa. Dwaj sąsiedzi młodej pary z podchicagowskiego osiedla apartamentowego naprawiający na parkingu przed domem samochód też wytrzeszczali oczy ze zdumienia. – Coś podobnego?! To jest syn TEGO Cimoszewicza? Że też nie skojarzyłem… Przecież wizytówka na drzwiach na to samo nazwisko. Wiele razy gadaliśmy, ale pary z ust nie puścił. Tyle że powiedział o jutrzejszym ślubie – komentowali. Tomka i Jasię znają jako miłych, pogodnych i spokojnych młodych ludzi. – On jest chyba z rocznika ’79. Startuje na swoim w construction, budowlance. Ma małą firmę, paru ludzi. Roboty mu nie brakuje, z czego widać, że jest solidny. Na pewno da sobie radę na tym rynku… – sąsiedzi rozmownieją. Droga Krystyna Kaczyńska, wychowawczyni Tomka i wicedyrektorka Liceum Ogólnokształcącego Społecznego Towarzystwa Oświatowego, najlepszej niepublicznej szkoły średniej w Białymstoku (wśród wychowanków m.in. nominowany do Oscara twórca filmów animowanych, plastyk Tomasz Bagiński, i dziennikarz Szymon Hołownia), jest najwyraźniej zadowolona z wieści dotyczących absolwenta: – Był fajnym chłopakiem. Grzecznym, wyjątkowo dobrze ułożonym i kulturalnym. Prymusem nie był, ale miał wyraźne zacięcie do historii i nauk społecznych. Nie przepadał natomiast za matematyką, której uczyłam. Uczył się u nas w latach 1994-1998, kiedy jego ojciec zajmował szereg eksponowanych stanowisk, w tym premiera. Władza rodziców różnie wpływa na dzieci, na ogół nie jest czynnikiem pozytywnym. Z Tomkiem było jednak inaczej. Rodzina nigdy nie zdecydowała się na przeniesienie do Warszawy, pozostając w Kalinówce i uznając ją za środowisko naturalne. Strażniczką tego wariantu była zapewne pani Barbara Cimoszewicz. Tomek codziennie dojeżdżał do szkoły 40 km. Jego matka odwiedzała szkołę bardzo często i uważnie śledziła jego wyniki. Ojciec był obecny na zakończeniu roku w klasie maturalnej i brał udział w imprezie pożegnalnej. Pani dyrektor wspomina też pierwszy dzień wiosny, 21 marca 1998 r., kiedy Cimoszewicz junior zaprosił całą klasę do Kalinówki na Dzień Wagarowicza. Na podwórku, z którego trzeba było odgarnąć ponad pół metra śniegu, rozpalono ognisko, pieczono kiełbasę i szaszłyki. Śpiewano i świętowano. Alina Popiołek, założycielka szkoły i poprzednia dyrektorka liceum, pamięta studniówkę, na której Tomkowi towarzyszyła
Tagi:
Waldemar Piasecki









