Kaszuby nie wierzą w łupki

Kaszuby nie wierzą w łupki

Firmy zarobią i odjadą, a mieszkańcy zostaną ze zniszczonym środowiskiem Spotkanie w sprawie gazu łupkowego w Kartuzach 25 października zaczyna się od scysji między przeciwnikami a zwolennikami wydobycia gazu występującymi pod szyldem Niebieskiej Alternatywy. Chodzi o ulotkę tych drugich, w której nazywają adwersarzy ekoterrorystami i fałszerzami z Polski i z zagranicy. „Ludzie z Brukseli, Moskwy, ich polscy przyjaciele Eko Terroryści nie będą Nam mówić, co dla Nas jest najlepsze!!!”, czytam w ulotce. – Dlaczego piszecie o nas w ten sposób? Nikt nami nie steruje, chcemy tylko mieć wpływ na przyszłość naszego regionu – oponują ci pierwsi. W sali Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach mimo złej pogody i dnia roboczego zebrało się kilkadziesiąt osób. Organizatorami spotkania są Stowarzyszenie Niesiołowice-Węsiory Kamienne Kręgi i amerykańska Fundacja Food & Water Europe wraz z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zebranie zaczyna się projekcją reportażu z kanadyjskiego Quebecu „20 tys. odwiertów pod ziemią”. Tam ludzie skarżą się na problemy podobne do tych, o jakich mówi wielu mieszkańców kaszubskich wsi, w których rozpoczęto już prace badawcze. Chodzi o brak konsultacji, rzetelnej informacji, o bezradność, hałas, stracony spokój i rozjeżdżone drogi. Po filmie głos zabiera Geert De Cock z fundacji Food & Water Europe. Podkreśla, że jego organizację wspiera 12 tys. stowarzyszeń amerykańskich, ale nie rządy. – Produktywność jednego odwiertu jest krótka – wyjaśnia. – Spada po 10-15 latach i dlatego potrzebne są częste wiercenia. Aby Polska mogła przejść z gospodarki węglowej na gospodarkę wykorzystującą gaz jako główne źródło i żeby jego wydobycie było opłacalne, potrzeba około tysiąca wierceń rocznie. De Cock podkreśla też, że jeśli Polsce zależy na energetycznym uniezależnieniu się od Rosji, w najbliższych dekadach trzeba będzie wykonać tysiące wierceń, a to pociąga za sobą industrializację obszarów wiejskich, gdyż gaz łupkowy nie idzie w parze z rolnictwem. Nie zapewni też miejsc pracy, bo to przemysł nieosadzony w lokalnej społeczności. – Tylko w Polsce jest tak szeroka akceptacja dla gazu łupkowego – zaznacza specjalista. Moratorium aż do momentu uzyskania niezależnego raportu ogłosiły Czechy, Rumunia, Bułgaria, o Francji nie wspominając. Również niemieccy rolnicy powiedzieli nie zmianom użytkowania terenu. Jeśli nie gaz łupkowy, to co Z wystąpieniem De Cocka nie zgadzają się przedstawiciele PGNiG. Mówią o poważnych błędach merytorycznych. – Jeśli nie gaz, to co? – pyta Krzysztof Rut. Gaz jest zły, atom jest zły, węgiel jest zły. To co nam zostaje? Wiatraki? Podstawą systemu energetycznego jest jego stabilność, a energia odnawialna z elektrowni wiatrowych takiej stabilności nie gwarantuje. Zresztą jest droga. Na dodatek czeka nas w Polsce uwolnienie cen energii. Każda działalność człowieka niesie ryzyko, wydobycie gazu z łupków również. Wielu przybyłych na spotkanie obawia się tego ryzyka. – Amerykańska Pensylwania czy nawet kanadyjski Quebec to duże, słabo zaludnione przestrzenie, nie to co Kaszuby. Dokąd będziemy się ewakuować w przypadku skażenia wody, powietrza i gleby? Wielkie firmy zarobią i odejdą, a my zostaniemy ze  zniszczonym środowiskiem. Już jest kłopot ze sprzedażą działek – mówią. Dawid, mieszkaniec gminy Kartuzy, chce wiedzieć, skąd ten pośpiech w rozdawaniu koncesji poszukiwawczych. Może trzeba było najpierw przetestować technologię w zamkniętym środowisku. A jeśliby nie zdała egzaminu, poczekać na nową, udoskonaloną wersję. – Dlaczego akurat gaz z łupków ma być cudownym lekarstwem na wszystko? – polemizuje z Krzysztofem Rutem Ilona Olsztyńska, reprezentująca jedno z pomorskich stowarzyszeń. – Owszem, mówi pan o istniejących już w Polsce 20 tys. odwiertów, ale są to odwierty konwencjonalne, nie niosą takiego zagrożenia jak odwierty gazu łupkowego. Poza tym technologia szczelinowania to, oprócz zatrucia ziemi chemikaliami, ogromne marnotrawstwo wody – 70% zostaje w ziemi. Czesi postawili na energię słoneczną. Europa Zachodnia coraz bardziej stawia na energię rozproszoną, biospalanie, rośliny energetyczne. Na Kaszubach jest dużo rzek o charakterze górskim, dlaczego nie rekonstruuje się dawnych elektrowni wodnych? – Jakie rzeczywiste korzyści będzie czerpała z tego społeczność lokalna? – pyta ktoś inny. Małgorzata Klawiter, pełnomocnik marszałka województwa pomorskiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 47/2014

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman