Kaukaska beczka prochu

Kaukaska beczka prochu

Działania Gruzinów Saakaszwilego nie pozostawią innej szansy Osetyjczykom niż wychowywać dzieci na żołnierzy i szukać protekcji w Rosji Ostatnie wydarzenia na Kaukazie wykazały, iż on jest Polsce znacznie bliższy, niż wynikałoby to z odległości geograficznej. Wojna w Osetii Południowej wzbudzała wiele emocji. Jednocześnie liczne środowiska, zwłaszcza o orientacji prawicowej, stwierdziły, że ta tragedia jest dobrym momentem do rozgrywek politycznych. Przyjęto przy tym zasadę, że jeśli kreowana rzeczywistość nie odpowiada faktom, to gorzej dla faktów. Role podzielono jak w westernie na dobrych i złych, przy czym ci pierwsi to żołnierze gruzińscy, a drudzy Rosjanie. Wcale temu założeniu nie przeszkadzało, że to strona gruzińska była agresorem, który złamał podpisane przez siebie porozumienia. Uwagi tych polityków, którzy zapewne pragną zostać stroną w konflikcie, uszło – bo lepiej nie widzieć tego, co niewygodne – w jaki sposób prezydent Gruzji postanowił rozwiązać konflikt mający więcej niż kilkunastoletnią historię. Jako instrumenty dialogu przyjął czołgi, wyrzutnie rakiet Grad i artylerię. W ten sposób chciał przekazać mieszkańcom Cchinwali informację, jak widzi on rozwiązanie narosłych nieporozumień i unormowanie relacji. Atak artyleryjski na ludność cywilną, bez żadnego uprzedzenia i możliwości ewakuacji, jest nie tylko daleki od wartości, które przyświecają naszej cywilizacji, ale wręcz jest z nimi sprzeczny. Nie przeszkadza to jednak tym, którzy za wszelką cenę chcą konfliktu z Rosją. Według nich zapewne rusofobia jest najłatwiejszą drogą wykazania patriotyzmu. Wydarzenia nawet ostatnich lat potwierdzają jednak, że to ślepy zaułek. Działania wojsk gruzińskich nie tylko były naruszeniem norm prawa międzynarodowego, lecz także, jak twierdzi wielu obserwatorów, nosiły charakter czystek etnicznych. To realizacja dążenia do dominacji na tym terytorium. Przez wiele dziesięcioleci Osetia Południowa miała autonomię w ramach Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dążące do demokracji i niepodległości państwo to pod przywództwem Zwiada Gamsachurdii, odebrało u zarania lat 90. ten element niezależności. W efekcie wybuchła wojna. Jak się szacuje, straty strony osetyjskiej wyniosły 3 tys. zabitych i 100 spalonych wiosek. Sytuacja została unormowana 24 czerwca 1992 r., gdy zawarto porozumienie o zawieszeniu ognia, utworzeniu sił pokojowych, w skład których weszli Rosjanie, Osetyjczycy i Gruzini. Jednocześnie Rosjanom powierzono misję rozdzielenia walczących stron i zapewnienia bezpieczeństwa w strefie odpowiedzialności. W 1996 r. przyjęto memorandum, iż strony nie będą używały siły do rozwiązania konfliktu. Jednocześnie Rosja nie podważała integralności terytorialnej Gruzji, mimo że Tbilisi nie sprawowało nad tym obszarem kontroli, a Osetyjczycy utworzyli własne państwo, nieuznane przez żaden inny kraj. Ludność cywilna, nie mając stabilności politycznej, miała jednak prawo czuć się bezpiecznie. Zmasowany atak artyleryjski na uśpione miasto spowodował wiele ofiar śmiertelnych, jak również praktycznie zniszczył Cchinwali, stolicę republiki. Mimo że armia gruzińska została wyszkolona przez Amerykanów (tylko w chwili ataku przebywało w kraju 127 instruktorów wojskowych), to uderzenie było w stylu radzieckim z okresu II wojny światowej, gdzie według założeń niemieckiej obrony, każdy dom był twierdzą. Tu było jednak zwykłe miasto, które podnosiło się jeszcze z ran doznanych w poprzednim konflikcie. W konsekwencji ostrzału artyleryjskiego i uderzenia pancernego zginęło według szacunków prawie 2 tys. osób, a domy zamiast remontować, należy teraz budować od początku. Zniszczono całą infrastrukturę. To podrywa ekonomiczne podstawy funkcjonowania i zmusza wielu ludzi do czasowego lub trwałego opuszczenia tych terenów. Gdyby powiodły się plany prezydenta Gruzji i wojska zajęły Osetię Południową, ten obszar niewątpliwie zmieniłby strukturę etniczną. Już w trakcie kilkudniowych walk niemal połowa ludności uciekła do Rosji. Należy przypuszczać, że później dołączyliby do nich kolejni, a tu zamieszkaliby przedstawiciele innej nacji. Czy nie nasuwają się pewne analogie z konfliktami w byłej Jugosławii? Ten styl relacji nie pozostawia Osetyjczykom innej szansy niż wychowywać dzieci na żołnierzy i szukać protekcji w Rosji. Sami jako naród nie mają najmniejszych szans. Brutalny atak wojsk gruzińskich pozbawił ich także zapewne ostatnich iluzji, że mogą żyć w jednym państwie. W ten sposób prezydent Gruzji postawił poważny znak zapytania nad dalszym funkcjonowaniem tego obszaru w ramach swojego kraju. Działanie, które było naruszeniem obowiązujących standardów, spowodowało katastrofę humanitarną w Osetii,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 36/2008

Kategorie: Świat
Tagi: Adam Bobryk