Każdy anioł ma trochę brudu za paznokciami

Każdy anioł ma trochę brudu za paznokciami

Uświadomiłem sobie, że czasu aktywności twórczej zostało mi już mniej niż więcej. I nie warto go marnować na pierdoły Arkadiusz Jakubik – (ur. w 1969 r.) aktor, reżyser, scenarzysta teatralny i filmowy, a także piosenkarz i wokalista. Zadebiutował na scenie Operetki Warszawskiej w 1993 r. w musicalu „Piaf” w reżyserii Jana Szurmieja. Popularność przyniosły mu role w filmach Wojciecha Smarzowskiego „Wesele”, „Dom zły” czy „Drogówka”. Jest też wokalistą grupy Dr Misio. Niedawno w Polsce doszło do co najmniej kilku poważnych wypadków drogowych, które spowodowali pijani kierowcy. Ma pan pomysł, jak przeciwdziałać takim tragediom? – Trudna sprawa, bo raczej nie wierzę, że lekarstwem na to byłoby bardziej rygorystyczne prawo. A pomysłu nie mam. Grany przez pana jeden z (anty)bohaterów filmu „Pod Mocnym Aniołem” również jest kierowcą tira jeżdżącym na tzw. podwójnym gazie. Dość nietypowym kierowcą… – Mój bohater, zwany w filmie Terrorystą, rzeczywiście wozi na Wschód świeże owoce. Podczas tzw. alkoholowej spowiedzi wyznaje, że pił, bo musiał. Pił z celnikami, żeby go szybciej przepuścili przez granicę. Pił z magazynierami, ładowaczami, żeby pomagali mu wyładowywać towar z samochodu. I tak wpadł w szpony nałogu alkoholowego. Wiele razy był też łapany przez – nomen omen – drogówkę. W ramach „wykupu” musiał odpalać policjantom całą wypłatę. Któregoś dnia wpadł jednak na skądinąd rewolucyjny pomysł, żeby alkohol wprowadzać do organizmu nie metodą doustną, ale przez tzw. oddolne wchłanianie. Na czym to polegało? – Kupił sobie gumowce. Do jednego i drugiego buta wlewał alkohol. W ten sposób w trakcie jazdy stopniowo, oddolnie wchłaniał procenty. A kiedy zatrzymywała go policja, alkomat wskazywał zero w wydychanym powietrzu (śmiech). Jerzy (Robert Więckiewicz), główny bohater filmu Wojtka Smarzowskiego, wypowiada znamienne słowa: „Są tacy, którzy mogą pić, i tacy, którzy nie mogą, a nawet nie powinni. Ja należę do tych, którzy mogą pić”. – Każdy, kto pije, ma wytłumaczenie. Bohaterowie „Pod Mocnym Aniołem” też. Niektórzy piją, bo się boją. Niektórzy piją, bo są nieśmiali. Niektórzy piją, bo lubią. Charles Bukowski mawiał: „Piję, gdy zdarzy się coś złego, żeby zapomnieć. Piję, gdy zdarzy się coś dobrego, żeby to uczcić. A kiedy nie wydarzy się nic szczególnego, piję po to, żeby coś się działo”. A pan? – Ja dlaczego piję? Bo lubię, bo się boję, bo jestem nieśmiały, bo kontroluję… (śmiech). Ja też należę do tych, którzy mogą pić… Wstrząsnął panem ten film? – Bardzo. Zgadzam się z tym, co w jednym z wywiadów powiedział Wojtek Smarzowski: że nie ma znaczenia, czy pije milioner, ksiądz, policjant, lekarz, prawnik czy jakiś artysta. Każdy kończy tak samo: zarzygany zlew i obsrane gacie. Konkluzja drastyczna, ale bardzo prawdziwa. Wiele lat temu, na podstawie biografii mojego przyjaciela Krzyśka Jaryczewskiego, który od dawna już nie pije, napisałem musical zatytułowany „Obudź się”. Pamiętam, że przygotowując się do pisania, chodziłem z „Jarym” na spotkania anonimowych alkoholików. Za każdym razem było to dla mnie wstrząsające przeżycie. Nie ma chyba drugiego takiego miejsca na świecie, gdzie ludzie mówiliby tylko prawdę. Totalną prawdę. Nawet jak się spowiadamy w konfesjonale, to wyznając swoje grzechy, zawsze gdzieś tam, nawet podświadomie, nie mówimy do końca całej prawdy, wybielamy się, usprawiedliwiamy. A ci ludzie mówią, tak jak jest. Prawdę nawet najbardziej bolesną i okrutną. Alkohol pojawia się niemal we wszystkich filmach Smarzowskiego, od „Wesela” do „Pod Mocnym Aniołem”. – To prawda. Smarzowski celnie trafia w nasze polskie traumy. A jedną z wielu jest właśnie ta dziwna i niepohamowana skłonność do nadużywania napojów wysokoprocentowych, która towarzyszy nam od zawsze. Jesteśmy wręcz wychowani w oparach alkoholu. „Wesele” stanowiło również przełom w pana karierze. Kiedyś wyznał pan, że dzięki współpracy z Wojtkiem Smarzowskim, która trwa już 10 lat, zmieniło się pana myślenie o filmie, o aktorstwie. Co i jak się zmieniło? – Zapraszając mnie do swojego „Wesela” i angażując do roli notariusza Janochy, Smarzowski dał mi szansę zmierzenia się z pełnokrwistą, dramatyczną postacią. Dlatego świat Jakubika od dawna dzieli się na ten sprzed „Wesela” i ten po „Weselu”. Jakie to światy? – Pierwszy to świat „13 posterunku”, „Wiesio Show” i różnych tego typu, mniej lub bardziej śmiesznych, komediowych projektów. A dzisiaj? Czy ja wiem? Myślę, że dzisiaj chcę rozmawiać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2014, 2014

Kategorie: Kultura