Kibole wasi i nasi

Kibole wasi i nasi

A może by tak w sprawie kiboli każdy zrobił swoje? Tak po prostu. Każdy to, co do niego należy. Powszechne nawoływanie do tego, że trzeba zaostrzyć prawo, nie ma większego sensu w sytuacji, gdy tak skromnie wykorzystuje się obecne możliwości. Uważam, że te instrumenty prawne, które już mamy, są wystarczające, by skuteczniej ścigać kiboli, a precyzyjniej mówiąc, bandyterkę poprzebieraną w kostiumy klubów piłkarskich. Problem jest jednak bardziej złożony, bo oprócz grup zorganizowanej przestępczości, które przytulają się do kiboli jako pasa transmisyjnego w handlu narkotykami, w rozmaitych bijatykach brali już udział przedstawiciele tych grup zawodowych, które z natury rzeczy powinny być po drugiej stronie rozrób. Oczywiście jest to margines, ale wśród zatrzymanych zadymiarzy mieliśmy już policjantów, prokuratorów, menedżerów wysokiego szczebla, samorządowców itd. Jak zatem skutecznie leczyć tę chorobę, gdy lekarz sam chory i roznosi zarazę? Mamy więc duży problem społeczny oraz wiele źródeł i przyczyn agresji towarzyszącej meczom. A ogromne bezrobocie i brak perspektyw życiowych? Z pewnością są powodem narastającej frustracji młodych ludzi. Gdy osiągnie ona wysoki poziom, wystarczy im byle pretekst, by zrewanżować się światu za własne kłopoty. Jeśli do gry wejdą jeszcze politycy, to może się okazać, że bojówkarz jest kimś więcej niż zwykłym chuliganem.Można,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 35/2013

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański