Kiedy sommelierka traci smak

Kiedy sommelierka traci smak

Po świecie chodzi wiele osób ze stwardnieniem rozsianym, które są nieświadome choroby i uważają się za zdrowe

Rodzice mojej matki pochodzili z Bagdadu i to tam się urodziła. Dorastała w domu na brzegu dużej rzeki – Eufratu lub Tygrysu (gdy się wyprowadzali, była zbyt mała, żeby to zapamiętać). W domu żydowskim, w którym mówiło się po arabsku. Pamiętam, jak dziadek jakieś pół wieku po opuszczeniu Iraku przesiadywał pod drzewem w słońcu, popijając z małej szklanki z grubego szkła kawę, którą babcia parzyła na piecu w niewielkim miedzianym dzbanku, i grał z kolegami w tryktraka. Cierpki, przypalony zapach kawy zmieszany z nutami kardamonu. Dźwięk gardłowego irackiego akcentu dobiegającego z ust mężczyzn, którzy tak właśnie spędzaliby czas w Bagdadzie. (…)

Po wejściu do domu dziadków zastawałem stół obstawiony jedzeniem – na samą myśl o nim wciąż cieknie mi ślinka: parujący ryż z szafranem i soczewicą, kibbeh (kulki z pszenicy zagniecionej z mięsem jagnięcym, cynamonem i orzeszkami pinii) lub klopsiki w sosie morelowym, a do tego amba, pikantny słodko-kwaśny dip z mango, limonki i mieszanki przypraw – dobitny przykład na to, że jedzenie może przejść do historii. (…)

Z kolei rodzina ze strony mojego ojca była zupełnie inna. Jego matka, a moja babka, uciekła z Berlina w 1931 r., kiedy tylko pojawiły się pierwsze oznaki kłopotów – w wieku zaledwie 16 lat sama, bez rodziców, wsiadła na statek płynący do Palestyny. Była twarda i harda, zamieniła mieszczański dom w metropolii uważanej w tamtym okresie za szczytowy przejaw cywilizacji na życie w skrajnej nędzy. Jej relacje z jedzeniem były skomplikowane. Dla niej było to po prostu paliwo, zło konieczne pozwalające przepracować cały dzień, a nie przyjemność, którą można się delektować. (…)

Pod względem fizycznym moi dziadkowie nie mogliby się bardziej różnić. Ona miała masywną budowę, była silna niczym wół, a jej głos był potężny. Mimo agresywnych taktyk kulinarnych babci dziadek pozostał jednak chudy jak patyk, wolał mówić półszeptem, a po domu poruszał się wolno. Gdy żona nakładała mu na talerz górę jedzenia, on tylko je skubał. Dopiero kiedy trochę podrosłem, zdałem sobie sprawę, że jego niechęć do potraw była kwestią melancholii, która przenikała całe jego życie. Dziadek został aresztowany w „noc kryształową” w Breslau – wtedy niemieckim mieście, w którym się urodził, obecnym Wrocławiu – po czym słuchał eksplozji granatów ciskanych przez nazistów do wnętrza głównej synagogi stojącej naprzeciwko komisariatu, w którym go przetrzymywano. Udało mu się uciec z Trzeciej Rzeszy niedługo przed wybuchem II wojny światowej, w czerwcu 1939 r. Z całej rodziny przeżył tylko on i jego brat, reszta zginęła w obozach. (…)

Kilka lat przed śmiercią mój dziadek stracił węch. Pamiętam, jak jego słaby i tak apetyt całkiem zanikł, przez co ten szczupły mężczyzna stał się tak kruchy, że zdawało się, iż w każdej chwili może złamać się na pół.

Jak można sobie wyobrazić, kuchnia mojego dzieciństwa była mocno zróżnicowana, każda potrawa zaś przypomina mi o innym aspekcie historii rodzinnej – jej początkach, traumach, migracjach. (…)

W trakcie półrocznego stażu na oddziale onkologii regularnie widywałem pacjentów, u których błona śluzowa jamy ustnej dotknięta była bolesnym stanem zapalnym na skutek leków, które tłoczyliśmy im do żył. Środki stosowane do chemioterapii biorą na cel mechanizmy pozwalające komórkom się dzielić i rozmnażać, tym samym uszkadzając gwałtownie rosnące nowotwory. Skutkiem ubocznym tej farmakologicznej bitwy jest jednak niszczenie innych szybko się replikujących tkanek, takich jak skóra (podrażnienia i ból wnętrza dłoni i stóp), szpik kostny (anemia i obniżony poziom białych krwinek) czy jelita (możliwe obfite biegunki). Pacjenci, których usta są obolałe, a języki opuchnięte, tracą smak, który powraca stopniowo w miarę rekonwalescencji. Jeśli jednak pominąć te konkretne okoliczności kliniczne, zaburzenia smaku zdarzają się niezwykle rzadko. Wśród innych potencjalnych przyczyn wymienić można stosowanie leków, które wpływają na działanie kubków smakowych lub produkcję śliny. (…)

Spośród pacjentów, których miałem okazję przyjmować w swoim gabinecie, zaledwie garstka skarżyła się w pierwszej kolejności na utratę lub zmianę smaku. Jedną z tych osób jest Irene. Po raz pierwszy „spotkaliśmy się” na początku drugiej fali pandemii COVID-19. (…) Mieszkała w Londynie od jakiegoś czasu, ale pochodziła z Toledo w Hiszpanii. Wyglądała jak typowa młoda Hiszpanka (miała 29 lat).

Irene skierowano do mnie z poradni periodontologicznej. Od pięciu miesięcy doświadczała utraty smaku – z uwagi na okoliczności, gdy po raz pierwszy zdała sobie z tego sprawę, była pewna, że bezobjawowo przeszła koronawirusa. Brak smaku był jednak niepokojący w związku z tym, że Irene jest sommelierką. I to nie byle gdzie: od kilku lat pracuje w restauracji wyróżnionej gwiazdką Michelina. Jej powołanie ma bezpośredni związek z podniebieniem, od którego zależy cała jej kariera.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 5/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fragmenty książki prof. Guya Leschzinera  Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem, przeł. Marcin Sieduszewski, Znak Literanova, Kraków 2024

Fot. Shutterstock

Wydanie: 05/2024, 2024

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy