Kisiel niezgody

Kisiel  niezgody

Kapituła nie chce, by prestiżowa nagroda kojarzona była z tygodnikiem „Wprost” Nie ma demokracji bez oficjalnych konfliktów – wyrzekanie się konfliktowości to grób demokratyzmu – ta myśl Stefana Kisielewskiego znakomicie wpisuje się w spór, jaki właśnie wybuchł wokół nagrody imienia sławnego pisarza, publicysty i kompozytora. Poszło na noże. A to dopiero początek. Jak mówi jeden z laureatów Nagrody Kisiela, Wiesław Uchański, szef Wydawnictwa Iskry: – Nastąpiła głęboka inflacja niemal wszystkich nagród, zwłaszcza tych identyfikowanych z konkretnymi mediami. A przecież nie każda nagroda musi trwać wiecznie, choć chciałbym, żeby akurat Nagroda Kisiela przetrwała, ale w innej formule. W czym rzecz? Część członków Kapituły Nagrody Kisiela (czyli 58 żyjących laureatów), wyróżnienia przyznawanego od 1990 r. pod patronatem tygodnika „Wprost” (obecnie w trzech kategoriach – dla polityka, przedsiębiorcy i publicysty), zbuntowała się i uznała, że pismo idące na pasku Prawa i Sprawiedliwości nie jest godne sprawowanej od 17 lat honorowej funkcji, polegającej na organizowaniu obrad kapituły, uroczystości wręczenia nagród i bankietu w ulubionej warszawskiej kawiarni Kisiela, Na Rozdrożu. Z kolei inni jej członkowie – grupka wiernych przyjaciół organu tow. Króla – uznali, że jest to „lewacki zamach” na nagrodę albo próba jej przejęcia przez „towarzystwo” i – a jakże! – kręgi Adama Michnika. Sprawa nie jest błaha, zwłaszcza że w tym samym czasie z uczestnictwa w Kapitule Nagrody im. Jerzego Giedroycia, przyznawanej od 2001 r. przez „Rzeczpospolitą” „za działalność w imię polskiej racji stanu”, zrezygnował prof. Władysław Bartoszewski, zarazem jeden ze zbuntowanych laureatów Nagrody Kisiela. Uznał, że linia polityczna kierowanego obecnie przez prawicowego redaktora Pawła Lisickiego dziennika nie pokrywa się z intencjami, które przyświecały patronowi nagrody. – Znałem Giedroycia osobiście. Znałem jego poglądy. Z „Kulturą” i „Zeszytami Historycznymi” współpracowałem bardzo długie lata. Mam podstawy, by sądzić, że coś więcej wiem o Giedroyciu niż obecne kierownictwo „Rzeczpospolitej”. Ja tego kierownictwa nie krytykuję, tylko uznaję, że nasze drogi się rozeszły – stwierdził Bartoszewski. Słowa te można by odnieść także do „Wprost”, wiadomo bowiem, że Kisielewski brzydził się politycznym czy jakimkolwiek wazeliniarstwem. Sam zresztą z hukiem zerwał kiedyś współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym” (po sporze z Jerzym Turowiczem) na rzecz dawnego „Wprost”, więc akty osobistego sprzeciwu nie były mu obce. Wszystko zaczęło się od tego, że na odbywających się w sobotę (10 listopada) obradach zjawiło się tylko siedmiu członków Kapituły Nagrody Kisiela. Jeden z nich, Janusz Korwin-Mikke, wypytywał, co takiego mogło się stać, że prawie nikt nie przyszedł, na co usłyszał sarkastyczną odpowiedź, że zmienił się rząd. Kłótnia wisiała w powietrzu. Na posiedzeniu obecni byli, oprócz Korwina, wydawca „Wprost” Marek Król, naczelny Stanisław Janecki, syn Kisiela Jerzy Kisielewski (wszyscy trzej bez prawa głosu w wyborach laureatów), a także Wiesław Uchański, były premier Jan Krzysztof Bielecki, były minister przemysłu w ostatnim rządzie PRL Mieczysław Wilczek oraz publicyści Tomasz Wołek, Stefan Bratkowski i Maciej Rybiński. Gości przywitał Król, szefem kapituły tradycyjnie uczyniono Bieleckiego, a sekretarzem Janeckiego, bo jest naczelnym. No i się zaczęło, a właściwie skończyło. Zanim obrady opuścił obrażony Rybiński, zdążył jeszcze wejść w spór z Bieleckim na temat związków publikacji tygodnika „Wprost” z Nagrodą Kisiela. Stwierdził, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego, na co były premier odparł, że ma, dodając, iż zgłaszanie kandydatów nie ma w zaistniałej sytuacji żadnego sensu, gdyż zabrakło wymaganego przez regulamin kworum. Wreszcie głos zabrał Tomasz Wołek, który powiedział potem „Gazecie Wyborczej”, że dotychczasowa formuła Nagród Kisiela wyczerpała się. – Jesteśmy wdzięczni „Wprost” za wysiłki podejmowane przez te wszystkie lata – stwierdził Wołek. – Jednak styl, poziom i zawartość niektórych publikacji pisma są nie do zaakceptowania i uniemożliwiają dalszą współpracę – zaznaczył. Za Wołkiem, który podczas obrad wypowiedział się w imieniu innych nieobecnych buntowników, stanęli Bratkowski, Wilczek, Uchański i Bielecki. Padła propozycja stworzenia specjalnej Fundacji im. Stefana Kisielewskiego, która przejęłaby funkcje „Wprost” i uniezależniła nagrodę od wpływów politycznych. Rybiński stwierdził, że zapewne chodzi o to, by od teraz laureatami zostawali ludzie o słusznych poglądach, po czym wstał i wyszedł, a za nim, bez słowa pożegnania, Król z Janeckim. Jerzy Kisielewski,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 47/2007

Kategorie: Media