Luz w eterze

Luz w eterze

Radiostacja kontynuuje unikatowy profil Rozgłośni Harcerskiej Pokolenia młodych ludzi wychowały się, słuchając trzeszczących, uciekających sygnałów Rozgłośni Harcerskiej na falach krótkich. Dzisiaj fani jej spadkobierczyni, Radiostacji, nagrywają audycje i wysyłają znajomym mieszkającym w miastach, w których nie można jej odbierać. Od 45 lat stacja wypełnia szczególną niszę na rynku radiowym. Zawsze była skierowana do młodzieży mającej własne zdanie. Niepokornej, zbuntowanej przeciw tradycyjnym wzorcom mieszczańskim, poszukującej własnych wartości. Kiedyś przede wszystkim przeznaczona dla harcerzy, dziś do młodych ludzi znudzonych ofertą komercyjnych stacji. – To radio zawsze było inne niż wszystkie – mówią osoby ze wszystkich pokoleń. Radio dla krótkofalowców Rozgłośnia Harcerska po raz pierwszy pojawiła się w eterze 18 maja 1957 r. Nadawała z siedziby ZHP, która mieściła się w Warszawie przy ul. Konopnickiej. – Była taka krótkofalowa stacja harcerska, która się nazywała SP5-ZHP. Ówczesna naczelniczka ZHP, Zofia Zakrzewska, wygłosiła przez tę stację rozkaz do drużyn hufców – opowiada były pracownik RH, Jerzy Małczyński. – Okazało się, że na ten rozkaz nikt nie zareagował. Zastanawialiśmy się więc, co zrobić, żeby młodzież chciała tego słuchać. Wymyśliliśmy, że informacje harcerskie będą przedzielane krótkimi utworami muzycznymi, których gdzie indziej nie było. W ten sposób zdobyliśmy słuchaczy. Na początku Rozgłośnia Harcerska nadawała krótkie programy na częstotliwościach amatorskich, później przeniosła się na fale krótkie. Stopniowo zaczęła się rozrastać, trafiały do niej kolejne młode osoby. Ponieważ nie posiadała magnetofonów reporterskich, instruktorzy harcerscy przysyłali materiały, które były czytane na antenie. Później sprzęt kupowano od centrali handlu zagranicznego. Pochodził od firm, które nie odebrały go po targach. – Moim pierwszym magnetofonem był wojskowy EMI z demobilu, który ważył 20 kg i był w drewnianej skrzyni. Można było na nim nagrać tylko 10 minut i trzeba było zmieniać taśmę – śmieje się Jerzy Małczyński. – Po zmroku fale krótkie źle się rozchodziły. Cały czas trzeba było kręcić potencjometrem, żeby je złapać – wyjaśnia reżyser Jacek Bromski, który do RH trafił w 1965 r. – Ale w Rozgłośni Harcerskiej dostałem taką szkołę, że gdy poszedłem do Filmówki, udzielałem rad na temat dźwięku. Rozgłośnia nadawała muzykę, którą trudno było usłyszeć na falach innych stacji. Płyty zdobywano wszelkimi możliwymi sposobami. Przy ul. Myśliwieckiej znajdowała się zamknięta taśmoteka. Zawierała kilka tysięcy utworów, które nie mogły pojawić się na antenie Polskiego Radia. Wykradali je stamtąd pracujący w taśmotece instruktorzy harcerscy. Płyty przynosili też słuchacze, sprowadzano je przez ambasadę amerykańską. Jacek Bromski wymyślił listę przebojów. – Byłem namiętnym słuchaczem Radia Luxemburg i stwierdziłem, że w RH trzeba zrobić taką listę. Początkowo szefowie kręcili nosami, ale powiedziałem, że zrobię jedną listę na próbę, za darmo. Po emisji programu dostaliśmy 3 tys. listów. Robiliśmy specjalne nasłuchy i przegrywaliśmy nagrania z eteru. Ich jakość była piorunująca – śmieje się dzisiaj. Nielegalna rozgłośnia Rozgłośnia Harcerska była pierwszą polską stacją, której nie obejmowała kontrola Komitetu ds. Radia i Telewizji. W pewnym sensie była nielegalna i właśnie to stanowiło jej siłę. Pracownicy mieli więcej swobody niż w innych mediach, choć teksty, jak wszędzie, musiała zatwierdzać cenzura. – Pisma młodzieżowe drukowały notowania naszych list przebojów. Program I Polskiego Radia co tydzień nadawał godzinną audycję nielegalnej Rozgłośni Harcerskiej. Tylko w PRL było możliwe coś takiego – mówi Jerzy Małczyński. – Wtedy ze względów cenzuralnych nie było radia na żywo. Ale w odróżnieniu od Polskiego Radia, gdzie trzeba była napisać tekst, zatwierdzić go, a potem nagrać, mogliśmy siąść przed mikrofonem i gadać, co chcieliśmy. Brzmiało to tak, jakby nadawało żywe radio – wspomina Jacek Bromski. – 13 grudnia 1981 r. miałem przeczytać dziennik o 10 rano. Polskie Radio i telewizja były już zamknięte. Kiedy doszedłem do RH, okazało się, że wszystko jest w porządku. Mogłem przeczytać informacje. Tego dnia władze po prostu zapomniały o naszym istnieniu – opowiada Jacek Kwiatkowski, pracujący w RH przez 18 lat. Po 13 grudnia 1981 r. Rozgłośnia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2002, 2002

Kategorie: Media