Kłamią czy kręcą?

Zapiski polityczne

11 grudnia 2002 r.

Zostałem niedawno napadnięty, czy pomówiony, przez dwóch ludzi, których opiniami nie przejmuję się, ale niestety zauważyłem, że ich kłamliwe wypowiedzi o mnie są przyjmowane przez porządnych ludzi, na których opinii mi zależy, przeto muszę publicznie wyjaśnić, w czym rzec, by nikt nie powiedział, że mając argumenty i możność odpierania zarzutów, milczałem, czym mogłem przyświadczać, że istotnie coś było naprawdę z tego, co jest mi zarzucane. Zbadajmy zatem, czy moi przeciwnicy kłamią, czy kręcą.
Panowie Michał Ujazdowski, najbardziej niewydarzony minister kultury w najnowszych dziejach Polski, i Marek Jurek, znany od chwili pojawienia się na scenie politycznej w roku 1989 jako biały bolszewik, bowiem zajmuje tak skrajnie prawicową postawę polityczną, wymyślili sobie i ogłosili to publicznie w Sejmie RP, iż ja popieram terroryzm w związku z tragedią w Nowym Jorku z 11 września 2001 r. Miałem rzekomo, tak głosił pan Jurek, występując w debacie w imieniu Unii Pracy, partii koalicyjnej i współrządzącej obecnie Polską, wypowiedzieć opinię dającą się zakwalifikować jako poparcie terroryzmu. No i pan Jurek żądał, by minister spraw zagranicznych ustosunkował się do tej „skandalicznej” opinii koalicjanta. Ministerstwo nie potwierdziło zaistnienia takiej wypowiedzi. Poseł Jurek skłamał świadomie bądź – co bardziej prawdopodobne – pokręcił i pomieszał to, co usłyszał. Nic minie nie dziwi.
Wedle stenogramu sejmowego, moja wypowiedź brzmiała tak: „Bardzo się boję, że my ulegamy pewnej amerykańskiej presji. Terroryzm w Ameryce stał się hasłem, które ma obronić administrację amerykańską przed niebywałą klęską, jaką ten kraj poniósł, spowodowaną przez małą grupkę bojowników islamskich. 20 chłopców zaatakowało Pentagon, zburzyło potężne gmachy, prawdopodobnie omal nie zniszczyło Białego Domu. Na tym tle rośnie propaganda mająca wykazać, że to jest straszna sytuacja, że świat stanął przed grozą wielkiego terroryzmu. W moim przekonaniu – a znaczna część mojej rodziny mieszka w Ameryce, mam te kontakty – to jest obliczone na zatarcie tego fatalnego wrażenia, że oto kilkadziesiąt miliardów dolarów idzie na służby specjalne, a 20 chłopców potrafi zadać tak straszny cios, który jest porównywalny do Pearl Harbor”.
Tyle było o tragedii nowojorskiej w moim wystąpieniu. Trzeba mieć wiele złej woli, by uznać te moje słowa za poparcie terroryzmu. Dodam, iż na spotkaniu Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP z byłym sekretarz obrony USA, Williamem Cohenem, poruszyłem ponownie tę sprawę. Były sekretarz stanu zaczął swoją odpowiedź od słów: „Doceniam pytanie, które pan zadał, i sposób, w jaki je pan zadał. Wiem, że jest ono ważne”. Po czym mówił długo i przekonująco o roli zaskoczenia, o potężnych wydatkach USA na obronę i o tym, co też chyba ważne, iż wprowadzenie pełnej kontroli nad przepływem ludzi i towarów przez granice USA musiałoby doprowadzić do ruiny gospodarki tego kraju. Ani jednym słowem pan Cohen nie odniósł się do mojej rzekomej pochwały terroryzmu, lecz cierpliwie i rozumnie wyjaśniał przyczyny poniesionej klęski.
Powstaje pytanie, z czym pomieszali panowie Ujazdowski i Jurek moje słowa o terroryzmie. Bo coś jest na rzeczy, ale inteligentny człowiek, jeśli jest rzeczywiście inteligentny, musi rozróżniać treść tego, co mówi jego przeciwnik polityczny, a wszak takim jestem, od złudzeń słuchowych, chyba że świadomie chce okłamać słuchaczy, co zapewne miało miejsce w tym przypadku. Co zatem powiedziałem i co zostało przekręcone? Znowu zacytuję stenogram sejmowy:
„Kiedy mówimy o terroryzmie, to trzeba pamiętać, że ten terroryzm jest w dużej mierze konsekwencją konfliktu palestyńskiego. Bardzo nie lubię, kiedy tych chłopców z Palestyny, bojowników o państwo palestyńskie, nazywa się terrorystami. Im odebrano ojczyznę… I oni rozpaczliwie walczą o tę swoją ojczyznę. Dlatego bardzo niechętnie nazywam to terroryzmem, bo sam należę do pokolenia, które robiło podobne rzeczy. To moje pokolenie szło w ten sam sposób, jak idą tamci, na barykady Warszawy, ginęliśmy całymi batalionami. Maszerowaliśmy na wschód, także, w wielkich kolumnach, z których nikt prawie nie wrócił. Byłem jednym z tych nielicznych, którzy wrócili, ale spora część moich kolegów tam została. Otóż walka o ojczyznę jest jednak rzeczą świętą i trzeba bardzo ostrożnie się do tego odnosić”.
Na zakończenie dodałem, że warto by zadbać, aby Palestyńczycy mogli nareszcie odzyskać własne państwo. W odczytaniu w tej wypowiedzi pochwały terroryzmu, jaki objawił się 11 września 2001 r. w Nowym Jorku, znajduję więcej zamierzonej podłości niż rozumu, ale cóż… widać, z jakimi ludźmi musimy pracować.
Nieco później młody dziennikarz z telewizji TVN poprosił mnie o komentarz do tego, co powiedziałem. Nie wiem, co nadali. Nie widziałem. Jedni mówią mi, że w świński sposób moje słowa zostały strawestowane, drudzy wręcz przeciwnie – chwalą TVN. Nie wiem, jak było, ale jest faktem, iż ta emisja spopularyzowała moje poglądy i otrzymałem bardzo wiele listów bądź bezpośrednich wypowiedzi na ulicy, pełnych zrozumienia i poparcia moich myśli. Federacja Młodych Unii Pracy, senatorowie, profesorowie i tak zwani zwykli ludzie dziękują mi za odwagę wypowiedzenia tego, co sami myślą. Pojawiają się jednak głosy, iż my, ludzie AK, atakowaliśmy wrogów, nie narażając cywilów ani dzieci na śmierć. Zaprzeczam. Byliśmy odważni, ale nierozważni. Za nasze bohaterskie poczynania Niemcy, a także i Sowieci zabijali ludność cywilną. Nie udawajmy, że nie czujemy na naszych sumieniach ciężaru owych egzekucji ulicznych, czynionych w odwecie za nasze zamachy. Nie zapominajmy o chyba największej hekatombie cywilnej ludności w dziejach Europy, czyli śmierci blisko 200 tys. cywilnych osób w Warszawie jako odwet za lekkomyślność powstania warszawskiego, owoc skrajnej głupoty naszych obecnie gloryfikowanych bohaterów wojennych.
I na zakończenie powiem jeszcze jedno. Niepokoi mnie i bardzo martwi podejrzenie graniczące nieraz z pewności, że wśród motywów dla uznania odwagi młodych Palestyńczyków kryje się także nuta antysemicka. W każdej sytuacji, nawet gdy jestem chwalony, miewam oczy szeroko otwarte.

 

 

Wydanie: 2002, 50-51/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy