Klapa, rąsia, Kempa, Ziobro…

Klapa, rąsia, Kempa, Ziobro…

Szara eminencja PiS. Ma ogromne parcie na szkło i na sejmową mównicę. Teraz znowu zabłyśnie Gwiazda PiS. Czuje się zaszczuta jak Barbara Blida. Chce ją zniszczyć wszechobecny „układ”. Beata Kempa, sycowianka, była wiceminister sprawiedliwości, ulubienica i prawa ręka Zbigniewa Ziobry. Ukończyła prawo administracyjne na Uniwersytecie Wrocławskim. Aktywnie działa w Kole Prawników Katolickich. Przez 15 lat była kuratorem dla dorosłych. Pierwsze polityczne kroki stawiała w sycowskiej radzie miejskiej. Poszła tam z nienawiści do burmistrza Stanisława Czajki (PSL), który rządził miasteczkiem przez cztery kadencje. Nigdy nie zapomniała mu, że w urzędzie nie dał jej wymarzonej pracy. – Musiałam szukać pracy poza miastem – skarżyła się lokalnemu dziennikarzowi. Postanowiła rozwalić układ od środka i w 1998 r. została radną Sycowa. – Bardzo agresywnie atakowała burmistrza – mówi jeden z ówczesnych radnych. W 2002 r. sama postanowiła zostać burmistrzem. Przegrała w drugiej turze. W kampanii powtarzała jak katarynka, że za wszystkim, co złe w mieście, stoi „sycowski układ”. Sprawdziliśmy – w okresie, w którym radną była Kempa, żadną sprawą, w którą zamieszane byłyby władze miasta, nie zajmowała się prokuratura, a jedyna sprawa sporna to budowa hali sportowej, która kosztowała dwa razy drożej, niż planowano. Beata Kempa również wtedy często wspominała o spisku. Oczywiście spiskował sycowski układ, a wszystko po to, żeby ją „upokorzyć”. Pikietowała pod szpitalem, manifestowała na ulicach Sycowa. Mieszkańcy uważali więc, że jest oddana im całym sercem. Tylko nieliczni widzieli w jej wystąpieniach populizm. Gdy w maju 2006 r. zadomowiła się w Ministerstwie Sprawiedliwości, w sycowskim urzędzie zaroiło się od kontrolerów. RIO, urząd wojewódzki, NIK. Kempa mówi, że nie miała z tym nic wspólnego… W razie czego jest kobietą Sycowianie długo mówili o niej – nasza radna. Do czasu. Kabaret Klika występujący podczas dożynek w Sycowie za przedmiot żartów wziął sobie Ziobrę i Gosiewskiego. Kempa nie wytrzymała. Wskoczyła na scenę, wyrwała artystom mikrofon i krzyknęła: – Jeszcze dzisiaj możecie się bawić, jeszcze dzisiaj burmistrzem jest mój przeciwnik polityczny, który wam wypłaci honorarium. Bawcie się, bo już jutro może być za późno. Sycowianie wygwizdali ją wtedy, a kabareciarze zażartowali, że może chce, by wyprowadzono ich w kajdankach ze sceny. Zbigniew Ziobro – bożyszcze Kempy. „Zaszczutemu przez komuchów”, gdy Julia Pitera zgłosiła wotum nieufności wobec ministra, gorąco deklarowała: – Panie ministrze! Będę z panem do końca. Uwielbiała też Marcinkiewicza. Dopóki był premierem, gdy jednak zastąpił go Kaczyński, stwierdziła, że Marcinkiewicz był niekompetentny. Dziś wiesza psy na Kazimierzu M. Ujazdowskim, a to właśnie on uczył ją pracy parlamentarnej i to on namówił ją, by startowała w wyborach z list PiS, bo ona chciała wstąpić do PO. Jej drugim PiS-owskim protektorem był Przemysław Gosiewski. Podobno zachwycił się nią, gdy krzyczała do Piekarskiej zgłaszającej poprawki do ustawy o CBA, że broni układu. – Tak, budowa IV Rzeczypospolitej wymaga rozliczenia republiki kolesiów. Tak, to koniec dyktatury przestępców w białych kołnierzykach! Wtedy to Gosiewski wsadził ją do nadzwyczajnej podkomisji CBA. To ona była największą zwolenniczką zakładania przez ludzi Kamińskiego podsłuchów. W Sejmie słynie z tego, że gdy już brakuje jej argumentów, a słowo „układ” powtórzyła dziesięć razy, robi oburzoną minę i mówi, że przecież jest kobietą i należy jej się szacunek. Specjalistka od klawiszów W Ministerstwie Sprawiedliwości Beata Kempa miała zajmować się więziennictwem. – Osoba skrajnie niekompetentna – ocenia wieloletni funkcjonariusz służby więziennej. Jej twarz musiała otwierać każde forum penitencjarne. Tam chwaliła się sukcesami. Mówiła, że dzięki „jej” rządowi do służby walą drzwiami i oknami nowi funkcjonariusze, a ci, którzy już są w służbie, dostali podwyżki. – Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – mówi jeden z wychowawców więziennych. – Funkcjonariusze uciekają, mamy niezapłacone od miesięcy za nadgodziny, a nasze pensje można spokojnie nazwać głodowymi. 26 marca 2007 r. strażnik z sieradzkiego zakładu karnego, Damian C., ostrzelał samochód policyjny, w wyniku czego zginęło dwóch policjantów, a więzień i policjant zostali ranni. Nieudolnie prowadzona akcja ratunkowa spowodowała, że pomoc do ciężko rannych dotarła dopiero po dwóch godzinach. – Sytuacja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2008, 2008

Kategorie: Kraj