Klęska Al-Kaidy

Klęska Al-Kaidy

Arabska zima ludów wykazała bezsilność dżihadystów Arabska rewolucja trwa. Protesty objęły Oman. W Libii tyran Kaddafi desperacko próbuje przetrwać. Władze Algierii zniosły stan wyjątkowy. W Tunezji ustąpili premier i trzej ministrowie związani z poprzednim reżimem. W Egipcie zrezygnował szef rządu Ahmed Szafik, mianowany jeszcze przez Hosniego Mubaraka, a 19 marca ma się tam odbyć referendum konstytucyjne. W Jemenie demonstracje stają się coraz gwałtowniejsze. Nie sposób przewidzieć rozwoju wydarzeń. Już teraz jednak można stwierdzić, że zima ludów w Arabii wykazała bezsilność wojującego islamu. Zanim autokraci Ben Ali z Tunezji i Hosni Mubarak z Egiptu stracili władzę, głosili, że protesty społeczne są inspirowane przez Al-Kaidę i doprowadzą do rządów fanatycznych dżihadystów. To samo mówi płk Kaddafi, według którego wysłannicy Osamy bin Ladena dodają młodym Libijczykom narkotyków do kawy. Także konserwatywni komentatorzy Zachodu ostrzegali, że alternatywą dla świeckich dyktatorów mogą być tylko islamscy fundamentaliści. Waszyngton, a także Unia Europejska przyjęły arabski zryw ze znacznie mniejszym entuzjazmem niż kolorowe rewolucje na terenie dawnego ZSRR. Te lęki okazały się na razie bezpodstawne. Wśród demonstrantów w Bengazi, Tunisie czy na kairskim placu Tahrir nie widziano zielonych sztandarów Proroka. Protesty w Tunezji, Egipcie, Omanie i Libii mają charakter świecki. Jak napisał Robert Fisk, jeden z najbardziej doświadczonych znawców spraw Bliskiego Wschodu, korespondent brytyjskiego dziennika „The Independent”, ludzie wzniecili powstanie nie po to, by ustanowić islamski emirat, lecz w obronie sprawiedliwości i godności. Zdaniem niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, balon dżihadu pękł. Nie ma miejsca dla fanatyków Ludowe powstaniaw Tunezji, Egipcie i w Libii pokazały, jak mało mają do powiedzenia w społeczeństwach arabskich fanatycy świętej wojny. Mimo propagandy, którą uprawiali przez lata, ich potencjał mobilizacyjny jest równy zeru. Dodajmy, że po zamachach z 11 września 2001 r. politycy, wojskowi i szefowie wywiadów Zachodu świadomie wyolbrzymiali zagrożenie ze strony islamskiego terroryzmu i organizacji Osamy bin Ladena. Pozwoliło to uzasadnić amerykańską interwencję wojskową w Afganistanie i Iraku, ograniczenie praw obywatelskich oraz gigantyczną, bezprecedensową w dziejach rozbudowę służb specjalnych. Arabscy dyktatorzy z entuzjazmem przyjęli rolę sojuszników USA w wojnie z terroryzmem, dobrze wiedząc, że w zamian Waszyngton udzieli wsparcia, a także będzie tolerował ich brutalne i skorumpowane reżimy. Mubarak, Ben Ali, Kaddafi czy prezydent Jemenu Ali Saleh zapewniali, że tylko oni mogą zagwarantować spokój i pokrzyżować plany Al-Kaidy. Dżihadyści okazali się jednak zdumiewająco słabi. Obecnie próbują przyłączyć się do zimy ludów i odcisnąć na niej swoje piętno – na razie bezskutecznie. Pochodzący z Libii wysokiej rangi dygnitarz Al-Kaidy Attiya Allah przyznał: „Ta rewolucja nie jest dokładnie tym, co sobie wyobrażaliśmy”. Al-Kaida Maghrebu, filia organizacji w Afryce Północnej, przypomina Libijczykom: „Przecież zawsze walczyliśmy tylko o waszą wolność”. Libijscy powstańcy nie chcą jednak wznieść zielonych sztandarów. Amerykański publicysta Steven Simon, członek Rady Stosunków Zagranicznych, współautor książki „Te Age of Sacred Terror” („Epoka świętego terroru”), podkreśla: „Wojujący islamiści mogą osiągnąć pewne operacyjne korzyści w miejscach, w których porządek i siły bezpieczeństwa zostały osłabione. Ale ogólnie rzecz biorąc, rozwój wydarzeń w krajach arabskich oznacza dla dżihadyzmu strategiczną klęskę. Powstania wykazały, że młoda generacja nie jest zbyt zainteresowana ideologią Al-Kaidy”. Przeterminowane przesłanie Powstania w świecie arabskim zaskoczyły Al-Kaidę lub to, co z niej zostało. Osama nie wydał do dziś komunikatu o obecnych przełomowych wydarzeniach. To milczenie zresztą nie dziwi, przywódca organizacji zapewne od dawna nie żyje. Głos zabrał jego zastępca, Egipcjanin Ajman al-Zawahiri, ukrywający się na pograniczu pakistańsko-afgańskim, w latach 80. XX w. więziony i torturowany przez reżim Mubaraka. Ale przesłanie Al-Zawahiriego, nagrane na wideo, okazało się „przeterminowane”. Ideolog Al-Kaidy nie zdążył uwzględnić w nim faktu, że prezydent Egiptu stracił już władzę. Ponadto prymitywna analiza polityczna, którą Al-Zawahiri przeprowadził, skompromitowała go nawet w oczach dżihadystów. Zastępca Osamy stwierdził, że Egipt jest świecki i demokratyczny i dlatego musi się zmienić. Nazwanie reżimu Mubaraka demokratycznym świadczy, że Al-Zawahiri utracił poczucie rzeczywistości. Egipcjanie walczą o demokrację,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2011, 2011

Kategorie: Świat