Klęska USA w Iraku

Klęska USA w Iraku

Wybitny reporter demaskuje chaos i butę w administracji Busha Nie można już mieć wątpliwości. Iracka operacja Stanów Zjednoczonych zakończyła się sromotną klęską. W Iraku panuje krwawy chaos. Codziennie w atakach i zamachach ginie 100 ludzi, a 9 tys. musi uciekać ze swych domów. Tygrysem codziennie spływają ciała zabitych i zakatowanych. Według ocen urzędników ONZ, tortury stosowane są na większą skalę niż w czasach Saddama. Tylko we wrześniu rannych zostało ponad 770 amerykańskich żołnierzy. Szaleje wojna domowa, szyici i sunnici wyrzynają się bezlitośnie, a obecność wojsk Stanów Zjednoczonych tylko prowokuje przemoc. Prezydent Bush nie myśli jednak o wycofaniu swej armii. Pentagon ma plany utrzymania pełnego składu wojsk (ponad 140 tys. żołnierzy) do 2010 r. Gospodarz Białego Domu powiedział podobno: „Nie wycofamy się nawet wtedy, gdy tylko Laura i Barney będą mnie popierać”. Laura to małżonka, a Barney to ulubiony pies przywódcy supermocarstwa. Czy na skutek uporu jednego człowieka tysiące Irakijczyków będą ginąć przez następne lata? Anegdotę o Laurze i Barneyu opowiedział w najnowszej książce legendarny dziennikarz Bob Woodward, jeden z najsłynniejszych reporterów świata. To on jako młody dziennikarz „Washington Post” wspólnie z Carlem Bernsteinem demaskował aferę Watergate, która spowodowała upadek Richarda Nixona. Dysponuje on rozległymi kontaktami w labiryncie władzy i często zdobywa dostęp do cennych informacji. 63-letni obecnie Woodward początkowo odnosił się do obecnej administracji Stanów bardzo życzliwie. Książka „Wojna Busha”, wydana także w Polsce, to niemalże panegiryk na cześć George’a W. Busha, energicznego przywódcy w wojnie z terroryzmem, gromiącego afgańskich talibów. Kolejna praca, „Plan ataku”, o przygotowaniach do wojny z Irakiem, była nieco bardziej wyważona, ale i tak Biały Dom zalecał ją jako lekturę. Woodward atakowany był przez Demokratów i kolegów po piórze jako „nadworny dziennikarz” i „stenograf władzy”. Tym większym zaskoczeniem okazała się mająca 560 stron książka „State of Denial”, która od razu znalazła się na czele amerykańskich list bestsellerów. Tytuł znaczy dosłownie „Stan zaprzeczenia” – prezydent i jego dygnitarze żyją w świecie iluzji, złych wieści napływających z Bagdadu po prostu nie chcą słuchać. Książka zawiera miażdżącą krytykę obecnej administracji, składającej się z ludzi skłóconych, aroganckich i niekompetentnych, którymi nie potrafi kierować przekonany o swym jedynie słusznym kursie politycznym bezbarwny prezydent. Tak naprawdę w pracy Woodwarda jest niewiele rewelacji. Autor jednak pracowicie połączył podane poprzednio przez prasę wiadomości, które przyozdobił żenującymi dla Busha i jego pretorianów anegdotami. Efekt okazał się piorunujący. Książka mistrza reportażu może zniweczyć szanse Republikanów na zwycięstwo w wyborach do Kongresu 7 listopada. Zapewne właśnie w tym celu wydano ją zaledwie miesiąc przed elekcją. Partia prezydenta Busha, i tak borykająca się ze skandalem seksualnym, zapewne nie uniknie wyborczej przegranej. Przyczyni się do tego także Woodward. Publicysta z ukrytą ironią opowiada, jak gospodarz Białego Domu mianował sekretarzem obrony cynicznego i złośliwego Donalda Rumsfelda tylko po to, by dopiec swojemu ojcu. Jak wiadomo, Bush senior, były prezydent, Rumsfelda nie cierpi. Szef Pentagonu odznacza się taką butą, że pewnego razu nie chciał odpowiadać na telefony doradcy ds. bezpieczeństwa państwa, Condoleezzy Rice. Ta ostatnia także politycznym talentem nie błyszczy. 10 lipca 2001 r. panią Rice odwiedzili w Białym Domu szef programu walki z terroryzmem, Cofer Black, i dyrektor CIA, George Tenet. Obaj z naciskiem, niemal z rozpaczą przekonywali, że wielki atak Al Kaidy, być może na terytorium Stanów Zjednoczonych, może nastąpić już wkrótce. „Robiliśmy wszystko, aby przekonać Rice, oprócz może przystawienia jej pistoletu do głowy”, wspomina Cofer Black. Najbliższa powiernica Busha nie przejęła się ostrzeżeniami i dramat zamachów z 11 września wstrząsnął światem. Już 13 września 2001 r. prezydent Bush wpadł na pomysł, aby podejrzanych o terroryzm, nieskorych do zeznań, „przesłuchiwać” poza terytorium USA. Zaproponował przekazanie tych więźniów Arabii Saudyjskiej, której policja nie cacka się z aresztowanymi. Już 21 listopada 2001 r. zapadła decyzja o wojnie z Irakiem – rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie rzekomych arsenałów broni masowej zagłady Saddama Husajna i związków dyktatora

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 42/2006

Kategorie: Świat