W klimacie spokoju nie ma i nie będzie

W klimacie spokoju nie ma i nie będzie

Warszawa 29.11.2018 r. Prof. Sadowski Maciej - klimatolog. fot.Krzysztof Zuczkowski

Od 1990 r. usiłujemy zredukować emisję dwutlenku węgla i nie posunęliśmy się ani o krok Prof. Maciej Sadowski – klimatolog Co Polska może załatwić dla siebie na szczycie klimatycznym w Katowicach? – Dokładnie nic. Możemy sobie załatwić tylko prestiż i uznanie z tego powodu, że ładnie zorganizowaliśmy, i to po raz trzeci, międzynarodową konferencję w sprawie zmian klimatu. Jednak dla naszych interesów gospodarczych czy środowiskowych nie wyniknie nic nowego, bo te sprawy rozwiązujemy na poziomie Unii Europejskiej, a nie światowym. Nasze zobowiązania są już ustalone, a w imieniu UE występować będzie Austria, która obecnie sprawuje prezydencję unijną. Może to zabrzmi mało efektownie, ale realnie uczestniczymy jako… obserwatorzy. Możemy wojować indywidualnie na poziomie Unii, pyskować na posiedzeniach Komisji Europejskiej i tam się wychylać. Teraz przez dwa tygodnie media będą poruszać różne zagadnienia podsłuchane na konferencji, ale potem o tym się zapomni i będzie spokój. Ale w klimacie spokoju nie ma. – Spokoju nie ma i nie będzie. Komisja Europejska ogłosiła długookresową strategię klimatyczną do roku 2050. Nie ma tam celów ilościowych, ale jest ogólna tendencja – wszyscy mamy redukować szkodliwe wpływy. Wynika to już z porozumienia paryskiego, w którym poszczególne kraje deklarowały ambitne działania na najbliższe pięć lat i obiecywały, że będą nawet podnosić zobowiązania. Ambicje Unii są duże. Chce ona mieć w 2050 r. zeroemisyjną gospodarkę. To nieporozumienie, bo jak tu niczego nie wypuszczać do atmosfery? Chodzi jednak o to, że to, co emitujemy, należy równoważyć pochłanianiem. Jak to robić? – Lasami, ale to nie wystarczy, bo zieleń w Polsce może zneutralizować zaledwie kilka procent emisji. Są inne pomysły, np. składowanie CO2 w strukturach geologicznych. Odnosi się to do dwutlenku węgla pochodzącego ze spalania surowców odnawialnych, głównie biomasy, ale pomysł wydaje się mało realny, bo ile tej biomasy możemy spalić, aby opłacało się wpompowywanie skroplonego gazu pod ziemię. Myśli się też o wychwytywaniu CO2 z powietrza za pomocą środków chemicznych, co wygląda prawie jak fantazja, tym bardziej że impreza jest szalenie kosztowna. Pozostaje usilne dążenie do zredukowania emisji z wszystkich źródeł. W transporcie stawia się na elektromobilność, ale to też wymaga energii, by wyprodukować takie pojazdy, czyli chodzi o nowe elektrownie, i to raczej nie słoneczne. Jest to problem, o którym warto mówić, ale nie jestem pewien, czy władze uważają, że warto coś robić, bo do tego potrzebne są pieniądze. Wydaje się, że rząd jest skłonny promować pojazdy elektryczne. – Ale na razie elektromobilność w Polsce średnio wyszła. Możemy się pochwalić pojedynczymi egzemplarzami takich pojazdów. Z jednej strony, mamy świadomość, że warto redukować emisję CO2, z drugiej gospodarka musi się rozwijać, a do tego potrzeba prądu. Sprawa się zapętla. Możemy myśleć i opowiadać o energii jądrowej, ale tyle już było terminów wdrożenia pomysłu i odsuwania na kolejne 10 lat, że nie bardzo w to wierzę. Zresztą czy będzie nas stać na najnowocześniejsze technologie jądrowe i czy będą one dla nas dobre? Jedynym realnym działaniem był Żarnowiec budowany w niesłusznym okresie. Nie wiem, dlaczego inwestycję przerwano – może na fali entuzjazmu związanego z transformacją? Pozostaje nam tradycyjna energetyka węglowa i redukowanie emisji zanieczyszczeń. Czy w tej dziedzinie zapadną jakieś ustalenia? – W Katowicach na 24. sesji Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24) wraz z 14. sesją Spotkania Stron Protokołu z Kioto (CMP14) spotykają się politycy i fachowcy z dziedziny techniki, technologii, finansów. Czy uda się przełożyć dokumenty polityczne na język konkretów, jak możemy to zrobić i kiedy? Nie sądzę, by kraje uczestniczące w szczycie tak łatwo podejmowały decyzje. Podejrzewam, że wszystko rozbija się o pieniądze. W porozumieniu paryskim ustalono, że w celu wsparcia polityki klimatycznej kraje wysoko rozwinięte będą co roku dostarczać do krajów rozwijających się 100 mld dol. na cele redukcji emisji. Nie ustalono jednak, kto ma się zrzucać na taką kwotę, czy uda się te pieniądze uzbierać. Pomysł przedni. – Tak jak wiele innych, które ja traktuję trochę jako zaklęcia, apele i pobożne życzenia. Ustalone zostało np., że trzeba ograniczyć wzrost średniej globalnej temperatury do 1,5 st. C. Wiemy z grubsza, jak to osiągnąć, ale dokumenty nie mówią, czy główne kraje są zdolne dokonać takiej zmiany u siebie, by temperatura nie rosła zbyt szybko. Wiele

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 49/2018

Kategorie: Wywiady