Kogo kredytuje NBP – polemika z prof. Leszkiem Balcerowiczem
Nie ma żadnego dowodu na to, że rosnący dług publiczny powoduje wzrost stawek podatkowych W opinii wyrażonej w „Rzeczpospolitej” (25.03.2020 r.) prof. Leszek Balcerowicz uprzejmie przyznaje, że „nie dziwią postulaty, żeby państwo przyszło z pomocą firmom, branżom i pracownikom”. Z przedstawionych dalej czterech tez odnoszących się do krajowej polityki gospodarczej wynika jednak, że jest takim działaniom przeciwny. Egzegezę jego argumentów zacząłbym od końca. Teza czwarta jest peanem na cześć odpowiedzialnej polityki gospodarczej, jego zdaniem prowadzonej – w odróżnieniu od Polski – w Irlandii i krajach bałtyckich: „(…) 10 lat temu gospodarki Irlandii, Estonii, Łotwy i Litwy gwałtownie się załamały (…), ale dzięki odważnej i rozumnej polityce swoich rządów szybko się z tego podniosły”. Prof. Balcerowicz zdaje się nie wiedzieć, że jednym z ważnych aspektów owej polityki było odważne, rozumne – i przede wszystkim masywne – zadłużanie się sektora publicznego (co, jak powszechnie wiadomo, on sam potępia). W 2007 r. dług publiczny Irlandii stanowił niecałe 24% PKB, Estonii niecałe 4%, Łotwy 8%, Litwy 16%. Dla 2019 r. wskaźniki są wielokroć wyższe! Wynoszą one odpowiednio: 59%, 8,7%, 36%, 36,3%. Warto dodać, że w Polsce wzrost długu publicznego jako odsetka PKB był w tym samym czasie umiarkowany, z 44,2% do 47,4%. Koszty długu Niewiedza w sprawie ostatecznych efektów polityki zadłużania sektora publicznego przebija w pierwszej tezie prof. Balcerowicza: „Państwo ma do wydania tyle, ile ma rezerw, ile pieniędzy zabierze ludziom i firmom przez podatki oraz ile zaciągnie długu, co przekłada się na późniejsze obciążenia podatkowe. Domagając się więcej pieniędzy od państwa, domagamy się ich w gruncie rzeczy od siebie. Dotyczy to zwłaszcza przedsiębiorców”. Krótko mówiąc, prof. Balcerowicz ostrzega, przede wszystkim przedsiębiorców, przed sięganiem po pomoc państwa, gdyż rzekomo przełoży się to na obciążające ich wyższe podatki w przyszłości. Mówiąc dosadnie, jest to bujda na resorach. Nie ma żadnego dowodu na to, że rosnący dług publiczny powoduje – z takim lub innym opóźnieniem – wzrost stawek podatkowych (w szczególności obciążających sektor biznesowy). Wręcz przeciwnie! To raczej spadek udziału długu publicznego w PKB jest z reguły skorelowany ze wzrostem obciążeń podatkowych! Dług publiczny byłby rzeczywistym ciężarem dla sektora prywatnego tylko wtedy, gdyby jakiś oszalały minister finansów zechciał go spłacać. Praktycznie jednak to się nie zdarza. W normalnych warunkach dług może sobie narastać bez konsekwencji, w tempie dyktowanym przez aktualne okoliczności. Dopóki jest on we własnej walucie, nie ma powodu do niepokoju. Obsługa takiego długu praktycznie nic podatników nie kosztuje – tak długo przynajmniej, jak długo tempo wzrostu gospodarczego jest wyższe od oprocentowania długu, co już w 1944 r. opisał amerykański ekonomista Evsey D. Domar w „The American Economic Review” („»Ciężar długu« i dochód narodowy”). Zresztą tak naprawdę ogół podatników wcale nie musi odczuwać kosztów oprocentowania długu, gdyż wraca ono do niego w postaci odsetek od obligacji skarbowych. W tezie pierwszej ukryte jest jeszcze jedno nieprecyzyjne stwierdzenie. Nie jest prawdą, że „państwo może wydać tyle pieniędzy, ile (…) zaciągnie długu”. Jest odwrotnie, państwo zaciągnie tyle długu, ile wyda (ponad to, co zabierze sektorowi prywatnemu w postaci podatków). To wydatkowanie poprzedza emisje długu, ewentualnie pieniędzy – a nie na odwrót. Beneficjenci rządu lub jego agend, np. ZUS, otrzymują przekazy z banków, w których rząd ma swoje konta, np. z Banku Gospodarstwa Krajowego. Na kontach tych może nie być żadnych aktywów, tj. pieniędzy, a zlecone przekazy tylko powiększają debet rządu. Tenże debet jest następnie albo sankcjonowany jako kredyt bankowy udzielony rządowi, albo rekompensowany w formie obligacji skarbowych (rządowych), tj. „oficjalnego” długu publicznego. Najważniejsze banki Teza druga odnosi się do polityki Narodowego Banku Polskiego. Nie tego oczekiwałbym od wieloletniego prezesa NBP. Mianowicie powiada on, że: „Nie można dopuścić do tego, by NBP łamiąc konstytucję, weszło na drogę masowego drukowania pieniędzy dla finansowania wydatków rządu. (…) Powoływanie się na praktykę amerykańskiego Fed czy Europejskiego Banku Centralnego jest niepoważne. Nie brak zresztą ekonomistów na Zachodzie, którzy od lat ostrzegają przed skutkami polityki pieniężnej tych banków”. Chętnie dowiedziałbym się, co jest niepoważnego w powoływaniu









