Do prawa otrzymania pokoju w Domu Artysty Weterana od lat ustawia się nowa kolejka. Dla części mieszkańców Skolimów jest pierwszym w życiu prawdziwie własnym domem Z braku sceny Nie jest pewne, czy w Skolimowie istnieje scena, ale na pewno są tu teatralne kulisy. (…) Nawet błahej, banalnej, najbanalniejszej, po prostu żadnej zwykłej codziennej sprawy nie da się tu załatwić bez stworzenia dla niej odpowiedniego rytuału. Celebruje się na przykład spacer – nadstawiając twarz do słońca i mrużąc oczy, które obowiązkowo – jak u Grety Garbo – winny być „jak żywe rośliny”. Celebruje się też obiad – i tak do jadalni należy schodzić w makijażu i w sukni koktajlowej. Celebruje się sprzątanie pokoju – siedząc po prostu w fotelu i trzepocząc wachlarzem, podczas gdy „służba” – oczywiście, że służba! – sprząta „na palcach”. Więc służba, więc jednak służba!!! Wyjaśni to może – poniżej – mały słownik skolimowski: Służba W Skolimowie zachodzi powolna przemiana pokoleń, przychodzą tu teraz ci, którzy uczelnie artystyczne ukończyli w czasach stalinowskich. W młodości nafaszerowano ich przeświadczeniem o zgniliźnie norm społecznych odchodzącego świata. Lecz feudalny układ stosunków, w którym, powiedzmy, pani Marta – zwana przez dyrekcję pokojową, by nie nazywać jej salową i nie budzić jakichś szpitalnych skojarzeń – staje się pokojówką, przejęli czy to od starszych, czy też może wprost z teatru. Dyrekcja Ów układ stosunków zaznacza się też w sposobie, w jaki mieszkańcy zwracają się do pracowników administracji Domu. Do siostry Grażyny przychodzą nisko pochyleni. Delikatnie pukają w drzwi i niesłyszącymi uszami starają się wyłowić cichutkie „proszę” zakonnicy. To obyczaj przeniesiony wyraźnie z teatru, gdzie dyrekcja była panem i władcą losu aktora. Przypomnijmy, że teatr, jak i każda sztuka zespołowa, nieuchronnie tworzy hierarchie i nie znosi demokratyzmu. Więcej, w warunkach demokracji staje się na ogół totalną szmirą, bo demokracja to przecież niemal zawsze nieuniknione równanie w dół, podczas gdy w sztuce zawsze chodzi o uparte, czasem heroiczne równanie do góry (ponad samego siebie, ponad ograniczenia warsztatowe) oraz o skuteczne wypełnienie iluzją odległości między codziennością a wzniosłością. Ale tu, w Skolimowie, ową „sublimującą” dyrekcję stanowi jednak przesiąknięta praktycyzmem życiowym zakonnica. Śmierć Przechodzi niemal bez echa. Tu wyraża się jeden z sekretnych mechanizmów Skolimowa. Śmierć jednego mieszkańca staje się afirmacją życia pozostałych. „X. umarła, czyli ja jeszcze żyję”. Im bardziej X. jest martwa, tym bardziej ja ciągle trwam wśród żywych. Nie ma rozrywania szat, nie ma szlochów. Spokój zachowują nawet ci, którzy ze zmarłym żyli w bliskiej, najbliższej choćby przyjaźni. Z tym że zazwyczaj umiera się tu bardzo późno. Obecna średnia wieku pensjonariuszy wynosi osiemdziesiąt siedem lat. Pamięć zmarłych Z rozmowy przy obiedzie: „Szwagierka była na cmentarzu. Postawiła świeczkę na moim grobie. Niech się przyzwyczaja”. (…) Ogień W grudniu 2007 roku, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, od świeczki stojącej na stole emerytowanego aktora Fabiana Kiebicza zajął się stroik z gałązek jedliny, następnie od stroika obrus, od obrusa zaś marynarka pana Fabiana. W tym czasie Fabian Kiebicz – walcząc uporczywie z objawami zaawansowanego już parkinsonizmu, to jest z dygotem całego ciała – skupiał całą uwagę na doprowadzaniu kolejnych łyżek zupy grzybowej do ust. Wymagało to od starego aktora ogromnego wysiłku, angażowało wszystkie zmysły naraz. Pan Fabian nawet nie spostrzegł, że stał się żywą pochodnią. Płonął i nadal wpatrywał się w talerz – szczęśliwy, że łyżka za łyżką trafia prosto do ust. Jadalnia pełna była w tym czasie mieszkańców wolnych od choroby Parkinsona, niepochłoniętych przecież – przynajmniej pozornie – hipnotycznym obserwowaniem drogi przemierzanej przez łyżkę. Ci inni patrzyli, jak pan Fabian płonie. Na niektórych twarzach rysowało się życzliwe zainteresowanie, na innych łagodne zdumienie. Lecz nikt nie przerwał posiłku. Nikt nie spieszył gasić pana Fabiana. Czy to nie był po prostu teatr? (…) Powietrze Jest aksamitne, lekko wilgotne, lecz bez przesady. Już sędzia Preker, parcelując majątek, przeznaczył dla sędziwych aktorów działkę nad samą rzeczką, co wedle ówczesnej wiedzy medycznej miało świetnie przeciwdziałać chorobom serca
Tagi:
Gabriel Michalik









