Przed lubelskim pośredniakiem bezrobotni ustawiają się już po północy O 2.25 pod Urząd Pracy w Lublinie podjechał samochód. Wysiadł z niego starszy, szczupły mężczyzna i stanął pod zamkniętymi drzwiami. Kilka minut później obok niego przystanął kolejny mężczyzna, a następnie kobieta z mężem, mężczyzna w średnim wieku, dziewczyna z chłopakiem. O 3 rano pod Urzędem Pracy stało już kilkanaście osób. O 7.30, kiedy portier wpuścił ich do środka budynku, kolejka liczyła kilkadziesiąt osób. – Dzisiaj przyszło niewielu – słyszę. – Stoję już po raz trzeci. W ubiegłym tygodniu było prawie 200 osób. Pierwszy interesant pojawił się zaraz po północy. – Po co pan tyle razy tu stoi? – pytam. – Bo tak mnie załatwiają. I nagle ludzie zaczynają mówić, jeden przez drugiego: – Traktują nas jak bydło, odsyłają nas z byle powodu. Znajdzie jakiś brak w papierkach i do widzenia. Trzeba przyjść jeszcze raz. Ale żeby wyjaśnili, o co chodzi, co trzeba donieść, to już dla nich za dużo fatygi. – Mam 54 lata. Pół życia przepracowałem jako mechanik, a teraz żaden pracodawca mnie nie chce, bo jestem za stary. Zakład padł dwa lata temu. W ubiegłym roku załapałem się do pracy
Tagi:
Izabella Wlazłowska