Jak kończą generałowie

Jak kończą generałowie

Czy szef polskiego więziennictwa Jacek Kitliński zostanie dyscyplinarnie zwolniony ze służby za represjonowanie podwładnych?

To, że nowy minister sprawiedliwości pozbędzie się gen. insp. Jacka Kitlińskiego, jest pewne. Nie zmieni tego fakt, że Kitliński dyrektorem generalnym Służby Więziennej został jeszcze za rządów PO-PSL, a generalską nominację otrzymał od prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jednak zwolnienie dyscyplinarne byłoby radykalnym posunięciem, niespotykanym na tak ważnym stanowisku w Służbie Więziennej (w czerwcu br. Kitliński został awansowany przez prezydenta Andrzeja Dudę na najwyższy w hierarchii służbowej stopień generała inspektora).

Generała wsadził na minę jego bezpośredni przełożony – odpowiedzialny za więziennictwo wiceminister Michał Woś, który w rozmowie z branżowym portalem InfoSecurity24.pl mówił o zjawisku mobbingu w Służbie Więziennej i wykorzystywaniu przez przełożonych, w celach represji, delegacji funkcjonariuszy do jednostek odległych od ich miejsca zamieszkania.

„Choć rozmawiałem o tym ze związkowcami, nie spotkałem się z przykładem użycia przepisu o delegacji, który miałby chociaż najdrobniejsze znamiona dyskryminacyjne. Jeżeli doszłoby do takiej sytuacji, byłoby to absolutnie skandaliczne, a osoba, która podjęłaby taką decyzję, powinna zostać wyrzucona dyscyplinarnie”, powiedział Woś.

Zapytałem wiceministra, z którymi to związkowcami rozmawiał o karnych delegacjach. Woś nie odpowiedział. Milczą również przedstawiciele Zarządu Głównego NSZZ Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa pytani, czy przypominają sobie taką rozmowę z wiceministrem. Milczenie wskazuje na to, że Woś minął się z prawdą. A związkowcy dobrze wiedzą, że w tak haniebny sposób wobec podwładnych postąpił gen. Kitliński.

Firma kpt. Strzelca

Historia ma początek w nieistniejącym już Centralnym Ośrodku Szkolenia Służby Więziennej w Kaliszu (COSSW). W 2016 r. funkcjonariusze, wykładowcy i jednocześnie związkowcy poinformowali przełożonych, ministra sprawiedliwości, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuraturę, a nawet prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, o nadużyciach kpt. Marcina Strzelca, pracownika COSSW. Doniesienia sygnalistów potwierdziła wewnętrzna kontrola. Okazało się, że Strzelec miał firmę informatyczną i w godzinach pracy na służbowych komputerach wykonywał usługi dla spółki transportowo-logistycznej, do pomocy wykorzystując podległych mu funkcjonariuszy. Strzelec i jego podwładni dorabiali na boku nie tylko w czasie służby, ale też będąc na zwolnieniach lekarskich i w trakcie podróży służbowych. Na komputerach, które były w dyspozycji podwładnych Strzelca, znaleziono pirackie oprogramowanie i materiały pornograficzne. Strzelec, spodziewając się kontroli, próbował zatrzeć ślady nielegalnej działalności, czyszcząc za pomocą specjalistycznego oprogramowania do usuwania danych dysk swojego komputera.

Ujawnienie przez sygnalistów nadużyć, których dopuścił się Strzelec, było nie na rękę gen. Kitlińskiemu. Na jednej z odpraw zakomunikował on oficerom: „Przez wasze działania ośrodkiem interesują się wszystkie służby, jakie są w Polsce, minister ma tego dość i ja też” i „jeśli się nie uspokoi, będę zmuszony sięgnąć do rozwiązań siłowych, a macie dzieci, kredyty, rodziny”. Funkcjonariusze nie przestraszyli się gróźb – i ponieśli tego konsekwencje.

Decyzją gen. Kitlińskiego czterech oficerów (w tym jeden będący na zwolnieniu lekarskim) tego samego dnia w trybie natychmiastowym zostało przeniesionych z Kalisza, gdzie mieszkali i pełnili służbę, do jednostek oddalonych o kilkaset kilometrów. Funkcjonariusze dostali 48 godzin na spakowanie się i pożegnanie z rodzinami. Aby ich jeszcze bardziej upokorzyć, w nowych miejscach pracy część została zdegradowana, a część pozostała na tych samych stanowiskach, lecz przydzielono im zadania poniżej kwalifikacji.

Delegowanie jako szykana

Zachowanie szefa SW wywołało oburzenie związków zawodowych. „Postępując w ten sposób, (…) łamie Pan zasady etyki zawodowej funkcjonariusza SW oraz przyjęte przez Pana zasady ochrony tzw. »sygnalistów«. Oficerowie (…) wykazali się w swoich działaniach odwagą moralną i etycznym zachowaniem, godnym oficerów formacji, której jest Pan zwierzchnikiem. Potraktowanie ich w ten sposób odbierane jest przez środowisko więzienników jako szykany, działania mobbingowe, odwetowe i zastraszające oraz deprecjonowanie działań delegowanych funkcjonariuszy w celu zniechęcenia pozostałych funkcjonariuszy prezentujących podobną postawę etyczną”, napisał do gen. Kitlińskiego Dariusz Mieczyński, przewodniczący Zarządu Okręgowego NSZZ Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa w Poznaniu, domagając się, aby generał cofnął rozkaz o karnych delegacjach. Kitliński pozostał niewzruszony.

Oficerowie wystąpili do sądu, który uznał, że delegowanie nie miało podstaw merytorycznych i było szykaną za ujawnienie nieprawidłowości. „W ocenie Sądu (…) pozwany (gen. Kitliński – przyp. A.S.) nie wykazał, że potrzeby służby były na tyle istotne, ważne, aby uzasadniały delegowanie powodów (…). Za uzasadnione (sąd – przyp. A.S.) zaś uznał twierdzenie powodów, że u podstaw ich delegacji leżała retorsja za to, że sygnalizowali – również na zewnątrz, z pozycji członków związku zawodowego – nieprawidłowości w służbie, jakich dopuszczać się mieli inni funkcjonariusze, w szczególności zaś Marcin Strzelec. Takie zachowanie stanowi przejaw dyskryminacji bezpośredniej”, napisano w uzasadnieniu wyroku.

Represjonowani otrzymali symboliczne odszkodowanie. Co z tego, skoro część doskonale wykwalifikowanych oficerów nie wytrzymała psychicznie represji i odeszła ze służby. To chyba pierwszy i jedyny wyrok, w którym sąd uznał, że szef polskiego więziennictwa dopuścił się szykan wobec podwładnych. Nieprawdopodobne jest, żeby wiceminister Woś o tym nie wiedział.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 46/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fot. PAP/Darek Delmanowicz

Wydanie: 2023, 46/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy