Kolekcjonerzy Kantora

Kolekcjonerzy Kantora

W antykwariatach coraz lepiej się sprzedają dzieła sztuki współczesnej

– Handel antykwaryczny co najmniej rok będzie się opierał nie na aukcyjnych rekordach, lecz na sprzedaży przedmiotów w cenie kilkuset lub kilku tysięcy złotych. Sztuka współczesna to przyszłość handlu aukcyjnego – uważa Sławomir Bołdok, historyk sztuki zajmujący się analizą rynku artystycznego.
Na światowym rynku sztuka współczesna stanowi prawie połowę oferty. Jest ona uważana za najpewniejszą, najmniej ryzykowną inwestycję w stosunku do potencjalnego zysku, toteż duże powodzenie mają aukcje oferujące wyłącznie najnowsze dzieła.
W Polsce sztuka współczesna stanowi zaledwie 10-20%. Polacy od pokoleń najchętniej kupują obrazy z przełomu XIX i XX w., zwłaszcza artystów związanych z Paryżem i Monachium. Jednak interesujących dzieł z tamtego okresu nie pozostało już wiele w prywatnych rękach, a starszych jest jeszcze mniej. Dlatego coraz większym zainteresowaniem cieszy się sztuka współczesna. Także dlatego, że następują zmiany pokoleniowe w środowisku kolekcjonerów. Coraz częściej nabywcami obiektów artystycznych są ludzie w wieku 30-40 lat, którzy nie utożsamiają się z malarstwem Kossaków, wolą obrazy Kantora czy Jaremianki. Ponadto współczesne dzieła sztuki mają niebagatelny dla wielu walor: są dużo tańsze niż dzieła sztuki dawnej. Ich ceny na aukcjach wahają się średnio od 10 do 40 tys. zł. Zamiast kupić jeden dobry obraz Malczewskiego, znaczna część kolekcjonerów woli zebrać liczącą kilka lub kilkanaście obrazów kolekcję jednego malarza współczesnego albo jakiegoś nurtu w malarstwie.

Pewniaki w cenie

Współczesne „pewniaki” to przede wszystkim prace Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Kantora, Henryka Stażewskiego, Zdzisława Beksińskiego, Jerzego Dudy-Gracza, Franciszka Starowieyskiego, Alfreda Lenicy, Jana Lebensteina, Jana Cybisa, Jerzego Stajudy, Romana Opałki, Marii Jaremy (Jaremianki), Jerzego Tchórzewskiego i Stasysa Eidrigeviciusa. Ich ceny zwykle zaczynają się od kilku czy kilkunastu tysięcy złotych. Najbardziej poszukiwany spośród żyjących artystów jest Nowosielski, jego obrazy kosztują ok. 30 tys. zł (a serigrafia z jego podpisem – ok. 5 tys. zł). Prace młodych malarzy, dopiero zaczynających karierę, można kupić za 1-2 tys. zł.
Antykwariusze żyjący z pośrednictwa w handlu obiektami artystycznymi narzekają na twórców, którzy dają swoje prace w komis. Ich zdaniem, sprzedawałyby się one znacznie lepiej, gdyby artyści nie windowali cen. Często zdarza się, że żądają kilkudziesięciu tysięcy złotych, mówiąc, że ich koledzy tyle biorą. Potem, gdy te obrazy nie „idą”, sprzedają je prywatnie za ułamek tej wygórowanej ceny.

Ceny spadły

Kto zamierza kupić dzieła sztuki, ten się cieszy. Ceny bardzo spadły w stosunku do ubiegłego roku. Antykwariusze martwią się, że firmy mniej chętnie kupują obrazy i antyki. Ze smutkiem kiwają głowami, że przyszła bessa. To już druga od 1989 r. (pierwsza bessa miała miejsce na przełomie 1992/93 r.) Za to przez kilka ostatnich lat panowała hossa – wysokie ceny dzieł sztuki nie były uzasadnione ani zwyżką cen na rynkach zagranicznych, ani kursem dolara, jak twierdzą komentatorzy „Gazety Antykwarycznej”. Obserwatorzy rynku sztuki przypuszczają, że ceny były sztucznie podwyższane przez speców od marketingu, którzy podawali w mediach fikcyjne wyniki sprzedaży, oraz na skutek reżyserowanych licytacji. W 1999 r. rekordowa cena obrazów wyniosła 775 tys. zł, zaś rok później aż 2,130 mln zł, ponadto sześć obrazów sprzedano za ponad milion złotych, zaś tych za kilkaset tysięcy złotych też było sporo. W 2001 r. tylko jeden obraz uzyskał cenę ponad miliona złotych („Próba czwórki” Chełmońskiego), a na końcu najdroższej dziesiątki znalazł się obraz za „jedyne” 150 tys. zł.
Ceny dzieł sztuki kształtują się zależnie od podaży i popytu, ich wartość jest subiektywna. Klienci często szacują wartość dzieł inaczej niż specjaliści, ale u podstaw dobrze prosperującego rynku sztuki leży zasada, aby dzieła wypromowanego artysty znajdowały się na stałym lub rosnącym poziomie cen. To jest w interesie zarówno kupującego, jak i sprzedającego. Poza tym niektóre domy aukcyjne same windują ceny, stosują różne wybiegi, aby utrzymać opinię dobrego sprzedawcy, np. niby sprzedają obraz, a w rzeczywistości wraca on do tego samego właściciela. Kolejny czynnik windujący ceny na giełdzie to media, które donoszą o rekordowych transakcjach.
– W ubiegłych latach skokowy wzrost cen wynikał m.in. z wilczych apetytów dostawców importowanych obrazów – komentuje Sławomir Bołdok. Kupowali je na zagranicznych aukcjach i sprzedawali u nas za ponad 100% zapłaconej tam ceny. Po każdej aukcji z milionowymi cenami sprzedaży wzrastały apetyty właścicieli obrazów artystów znanych z rekordowych notowań, mniejsza o to, czy prawdziwych, czy fałszywych. Domy aukcyjne i antykwariaty dołączały do tego wyścigu po wyższe ceny. To musiało się kiedyś skończyć.

Bessa-niebessa

– W marcu i kwietniu było ożywienie na rynku sztuki, bo sporo ludzi wolało zainwestować w antyki, zamiast założyć lokatę w banku obłożoną podatkiem od zysku – mówi Marcin Załuska, od sześciu lat pracujący w warszawskim antykwariacie Lamus, który ma trzy oddziały oferujące grafikę, mapy i stare książki. – Ale od kwietnia tego roku jest zapaść. Antykwariaty ledwo zipią, nastroje w środowisku są minorowe. Jest bessa.
Z kolei zdaniem Piotra Platy z krakowskiej Space Gallery, oferującej sztukę dawną i współczesną, od kwietnia nastąpiło ożywienie. – Nie mamy problemów ze sprzedażą dobrych obrazów, zwłaszcza tych z XIX w., z okresu Młodej Polski. Po wrześniowej tragedii w zeszłym roku odczuliśmy załamanie, spadła sprzedaż tzw. średniaków, bo pogorszyły się sytuacja gospodarcza i nastroje nabywców, którzy bali się inwestować w tak nietrwałe rzeczy jak sztuka. Natomiast ten rok jest dla nas dobry. Kiepsko jest tylko z rzeźbą, zwłaszcza współczesną, ale Polska zawsze była złym rynkiem dla rzeźby. Sprzedajemy głównie rzeźby za ok. 3 tys. zł, kupują je najczęściej zagraniczni turyści.
– Nie zauważyłam żadnej bessy – dziwi się Marta Kołakowska z Polskiego Domu Aukcyjnego Sztuka w Warszawie, handlującego malarstwem polskim. – Jedyne, czego nam brakuje, to dobrych obrazów. Prace Kantora czy Lebensteina sprzedajemy na pniu, w galerii, nie czekając na aukcje. Kolejkę mamy po Nowosielskiego, Jaremiankę, Stażewskiego. Sprzedajemy kilka obrazów tygodniowo, w cenie po kilka, kilkanaście tysięcy złotych.

Niedzielni zbieracze i kolekcjonerzy

Kto w Polsce kupuje dzieła artystyczne? Antykwariusze najbardziej lubią stałych klientów, kolekcjonerów. Ci znają się na sztuce, wiedzą, czego chcą. Nie szukają „okazji”. Najczęściej ich kolekcje mają charakter tematyczny: jedni zbierają pejzaże, drudzy portrety, inni dzieła jednego artysty czy jednej szkoły malarskiej, jeszcze inni filiżanki lub całe zastawy, szable czy odznaczenia wojskowe. Na ogół nie wyprzedają swoich zbiorów, tylko ciągle coś dokupują. Szacuje się, że zamożnych kolekcjonerów, kupujących dzieła za kilkaset tysięcy złotych jest w Polsce ok. 30. Chętnie korzystają z pośredników, gdyż zależy im na anonimowości – obawiają się kradzieży.
Druga grupa to inwestorzy. Kupują obrazy, aby je potem z zyskiem sprzedać albo trzymają je jako lokatę kapitału. W ostatnich latach do tej grupy dołączyli także klienci-instytucje, np. banki, firmy ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne (na Zachodzie instytucjonalni klienci są posiadaczami imponujących zbiorów, np. Deutsche Bank jest największym kolekcjonerem w Niemczech, ma nawet stałą ekspozycję). Jednak ta grupa ostatnio zacisnęła pasa.
Trzecią grupę stanowią nabywcy przypadkowi, którzy kupują obrazy i obiekty rzemiosła artystycznego jako dekorację swoich mieszkań czy gabinetów w pracy. Są to głównie przedstawiciele kształtującej się klasy średniej, właściciele firm i biznesmeni. Rzadko znają się na sztuce, chętnie korzystają z pomocy kompetentnych doradców. Ostatnio jednak i im sytuacja gospodarcza w kraju dała się we znaki.
Właściciele antykwariatów i galerii zwykle łączą swój zawód z zainteresowaniami. Są to często absolwenci historii sztuki, Akademii Sztuk Pięknych. Albo, jak Leszek Kasiarz, właściciel katowickiej Karabeli – byli zbieracze zabytkowych przedmiotów, hobbyści.

Szklanice i zegary

Oprócz codziennej sprzedaży antykwariaty i galerie kilka razy w roku organizują aukcje. Warszawski Lamus dwa razy w roku. Na najbliższej aukcji, 6 czerwca, wystawi obiekty w cenie wywoławczej od 15 zł do 68 tys. zł (za stary plan Warszawy z 1762 r.). Z kolei Polski Dom Aukcyjny Sztuka organizuje cztery aukcje w roku, na które wybiera 50 najlepszych obrazów ze swojej oferty. Na najbliższej będzie m.in. obraz Witkacego (cena wywoławcza ok. 400 tys. zł) i dwa Malczewskiego (ok. 180 tys. zł).
Co ciekawego było na tegorocznych aukcjach poza malarstwem? – Niewiele, co by wykraczało poza średni poziom przedmiotów w antykwariatach – uważa Sławomir Bołdok. – Wiele przedmiotów trudno nazwać rzemiosłem artystycznym, gdyż były wyrabiane maszynowo i seryjnie, tyle tylko, że mają po kilkadziesiąt lat. Z ciekawszych dzieł rzemiosła wymienia szklanicę z XVIII w., rżniętą i szlifowaną, z alegoriami czterech pór roku (95 tys. zł), barokowy kufel ze złoconego srebra (45 tys. zł), paryski zegar konsolowy z XVIII w. sygnowany przez Alexandre’a Glou (100 tys. zł), rzadki u nas mebel art déco z 1934 r. Fritza Grossa z Wiednia (na 40 tys. zł) oraz zegar na biurko w stylu klasycznym Ludwika XVI z ok. 1770 r. (25 tys. zł).
Specjaliści nie są w stanie przewidzieć, jak się będą kształtować moda i rynek. W jednym są zgodni: coraz więcej dobrze zarabiających ludzi interesuje się rynkiem sztuki, chce inwestować w obrazy. Najchętniej współczesne, bo są tańsze. Są to inwestycje długoterminowe, opłacą się dopiero po latach. Tak prawdopodobnie sądzą banki, które już zaczęły udzielać pożyczek pod zastaw obrazów żyjących artystów. Pod względem technik malarskich zdecydowanie najbardziej lubimy obrazy olejne, zaś dużo mniej akwarele i pastele (chyba że ich autorami są Julian Fałat, Juliusz Kossak czy Stanisław Wyspiański). Tymczasem na Zachodzie jest popyt na sztukę z drugiej połowy XX w. i jej ulubione techniki: akwarele, pastele, grafikę oraz rysunek.
Antykwariusze narzekają, że spora część Polaków ma bardzo niską świadomość kulturową. Wartościowe, zabytkowe przedmioty wciąż można znaleźć na wysypiskach śmieci, złomowiskach i bazarach ze starzyzną, pośród metalowych rupieci i znoszonych butów.


Polskie rekordy

2002 (I kwartał)
Władysław Czachórski „Aktorzy przed Hamletem” – 1.200.000 zł
Eugeniusz Zak „Młodzieniec z mandoliną” – 300.000 zł
Jacek Malczewski „Tobiasz w drodze” – 180.000 zł
Eugeniusz Zak „Żebrak” – 175.000 zł

2001
Maciej Chełmoński „Próba czwórki” – 1.200.000 zł
Alfred Wierusz-Kowalski „Przeprawa przez rzekę” – 700 tys. zł
Jacek Malczewski „Sen malarza” – 400.000 zł

2000
Henryk Siemiradzki „Rozbitek” – 2.130.000 zł
Jacek Malczewski „Polonia” – 1.600.000 zł
Eugeniusz Zak „Lutnista” – 1.400.000 zł
Władysław Czachórski „Przed balem” – 1.150.000 zł

1999
Maurycy Gotlieb „Powitanie Natana przez Rechę” – 775.000 zł
Alfred Wierusz-Kowalski „Szlichtada” – 710.000 zł
Alfred Wierusz-Kowalski „Jesienna przejażdżka” – 610.000 zł
Piotr Michałowski „Upadek z konia” – 450.000 zł
Alfred Wierusz-Kowalski „W pogoni za Tatarem” – 400.000 zł

1998
Władysław Ślewiński „Śpiąca kobieta” – 630.000 zł
Jacek Malczewski „Polonia” – 510.000 zł
Tadeusz Makowski „Powrót ze spaceru” – 500.000 zł
Piotr Michałowski „Ranny kirasjer – z wojen napoleońskich” – 445.000
Leon Wyczółkowski „Autoportret na koniu” – 430.000 zł
Artur Grottger „Odbicie łupu Tatarom” – 430.000 zł

1997
Józef Brandt „Jarmark w Bałcie na Podolu” – 385.000 zł
Józef Brandt „Pospolite ruszenie u brodu” – 375.000 zł
Alfred Wierusz-Kowalski „Nocna Jazda” – 351.000 zł

 

Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy