Tu kończy się Europa

Tu kończy się Europa

E4M42B Castel Volturno, Italia. 14th July, 2014. Revolt immigrants: Domitiana state road, a major artery between the regions of Campania and Lazio blocked due to a revolt before the immigrants and then the residents of the resort town of Pescopagano because of clashes the night before for a shootout between immigrants and residents. In this photo: immigrants arguing heatedly - Credit: Marco Cantile/NurPhoto/ZUMA Wire/Alamy Live News

Na południu Włoch państwa praktycznie już nie ma – jest za to skrajna bieda, niewolnictwo i mafijna wojna światów Stając na nabrzeżu portowym Reggio di Calabria, miasta położonego niemal na czubku Półwyspu Apenińskiego, w zasięgu wzroku można mieć aż trzy odmienne rzeczywistości. Patrząc przed siebie, zobaczy się prawie przytuloną do brzegu popularną wśród turystów Sycylię. W najwęższym miejscu wyspę oddziela od reszty kraju zaledwie trzykilometrowa cieśnina. Na prawo rozpościera się widok na północ. Każdy kilometr przebyty w tym kierunku oznacza obszary coraz bogatsze, gęściej zamieszkane, stabilniejsze pod każdym względem. Jechać na północ można długo, nawet 1670 km, bo tyle w linii prostej dzieli Reggio od Brukseli – stolicy zjednoczonej Europy. Prawie trzy razy bliżej jest jednak do Trypolisu. To libijskie miasto, niegdysiejszy symbol kolonialnych ambicji faszystowskich Włoch Mussoliniego, dziś – podobnie jak cały kraj – pogrąża się w chaosie przez odradzający się w Libii Kalifat, pomniejsze partyzantki i cudem jeszcze istniejący rząd, trwający dzięki zachodnim pieniądzom i tureckiemu wsparciu wojskowemu. W samym Reggio, tak jak i w całym otaczającym miasto regionie Kalabrii, te trzy światy nie współistnieją na równych zasadach. Chociaż faktycznie jest to terytorium Włoch, czwartej największej gospodarki Unii Europejskiej, państwa demokratycznego, definiowanego stertami międzynarodowych traktatów i konwencji, trudno tu się dopatrzyć śladów obecności którejkolwiek z tych instytucji. Poza szerokimi, choć starymi już i miejscami dziurawymi autostradami, pojedynczą oczyszczalnią ścieków czy jakimś innym elementem infrastruktury zbudowanym za unijne pieniądze ani włoskie państwo, ani brukselskie urzędy nie dyktują tu warunków. Ramy życia wyznaczane są przez jeden z najwyższych na Starym Kontynencie odsetków bezrobocia, wyludnianie się miasteczek, istnienie obozów pracy sezonowej niczym nieróżniących się od niewolniczych plantacji i każdy kolejny tysiąc imigrantów przybywających z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Punktami odniesienia są natomiast organizacje przestępcze, które decydują o tym, kto tu będzie żyć, a kto życie straci. I coraz częściej nie są to już swojskie mafie włoskie, obecne od pokoleń na tych terenach rodziny napędzające lokalną szarą strefę. One przeniosły się już niemal w całości na północ – do Mediolanu, Turynu i dalej, do Monachium i Hamburga. W Kalabrii i w innych regionach południa Włoch działać już im się nie opłaca. Zwłaszcza że muszą tu rywalizować z przychodzącą w ślad za uchodźcami mafią nigeryjską, coraz szerzej obecną wszędzie tam, gdzie lądują imigranckie łodzie i tratwy. Formalnie, jak widać w statystykach Komisji Europejskiej, Kalabria pod względem stopy bezrobocia zajmuje dziewiąte miejsce wśród wszystkich regionów Europy. W ubiegłym roku Eurostat wyliczył odsetek populacji bez pracy na poziomie 21%. Choć to i tak katastrofalny wynik, realną sytuację raczej pudruje. Rzeczywista pozycja Kalabrii w tym niesławnym rankingu jest dużo wyższa, bo z przyczyn formalnych unijne badania muszą uwzględniać wszystkie terytoria Wspólnoty, w tym ulokowane wyżej zamorskie terytoria Francji i Hiszpanii, takie jak Majotta, Ceuta, Melilla i Réunion. Więcej o życiu codziennym na południu Włoch mówi już stopa bezrobocia wśród najmłodszych uczestników rynku pracy, tych w grupie wiekowej 15-24 lata. Dla Kalabrii wynosi 48,6%, a dla sąsiedniej Sycylii 51,1%. Wreszcie statystyki te wypada uaktualnić o pandemię koronawirusa i jej skutki. Według pierwszych szacunków ISTAT, włoskiego narodowego instytutu statystycznego, liczby te mogą być w tej chwili dużo większe – nawet 40% bezrobocia dla ogółu populacji i aż 70% dla jej najmłodszej warstwy. Nie oznacza to jednak, że naprawdę co drugi mieszkaniec tej części Włoch nie ma żadnego źródła dochodu. Przez lata Reggio di Calabria znane było na Półwyspie Apenińskim jako miasto z największą liczbą bankomatów na osobę. Tutejsze społeczeństwo utrzymywało się dzięki ‘ndranghecie, kalabryjskiej mafii, przez lata monopolizującej przemyt narkotyków z Ameryki Południowej i Afryki Subsaharyjskiej. Płaciła w gotówce, którą potem trzeba było jakoś wyprać, więc mnożyła małe biznesy, inwestowała w nieruchomości już istniejące albo budowała nowe. Z czasem jednak bossowie ‘ndranghety zorientowali się, że większe pieniądze można zbić w innych sektorach gospodarki, a przede wszystkim z inną klientelą. Dlatego narkotyki zamienili na śmieci, luksusowe nieruchomości i imigrantów, Kalabrię

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 32/2020

Kategorie: Świat