Koniec fikcyjnych uczelni

Koniec fikcyjnych uczelni

Profesor uniwersytetu, który pracuje na kilku etatach, zatracił poczucie przyzwoitości – mówi prof. Franciszek Ziejka, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego – We wrzawie komentarzy i polemik nie słyszy się głosu polskich uczonych. Tymczasem byłby cenne, bo działałby i na zasadzie kubła zimnej wody, i jako mądre uporządkowanie chaotycznych ocen naszej rzeczywistości. – Pojawiły się pewne trudności. Przecież żyjemy w świecie, w którym dominują media decydujące o tym, co się przebije do publicznej świadomości. Z drugiej strony jednak, pojawiła się też cała gama ośrodków, które starają się przekazać swój głos. Na pewno inna była sytuacja w okresie międzywojennym czy też jeszcze przed I wojną światową, kiedy elita intelektualna skupiała się na dwóch uniwersytetach. Głos takiej społeczności był donośniejszy. Dziś, gdy mamy bardzo liczne grono kilkuset uczelni, nastąpiła inflacja grup, które by mogły występować. Ale trzeba też przypomnieć, że w ważnych dla państwa sprawach ta wielka rzesza uczonych wypowiada się jednoznacznie. Przykładem może być zaangażowanie przed referendum europejskim. – Dlaczego profesorowie wyższych uczelni tak rzadko zabierają głos? – Nie zawsze nasz głos jest na tyle donośny, by przebić się do wszystkich mediów. Poza tym, w związku ze specjalizacją świata nauki nastąpiła zmiana miejsca uczonych. Do I wojny światowej głośno było o ich wystąpieniach, bo tak jak artyści mieli oni dodatkowe obowiązki wobec państwa. Popierali takie czy inne kroki, aby ratować Polskę. Dziś, w sytuacji wolności, naukowcy zajmują się tym, czym się powinni zajmować, a więc nauką i dydaktyką. Pamiętajmy też, że na fali odnowy, przed kilkunastu laty, pewna grupa uczonych przyłączyła się do polityki i, niestety, sparzyła się na niej. Ci tak źle doświadczeni wycofali się, inni znowu wolą robić pieniądze. Jednak głos Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Wyższych, któremu przewodniczę, jest donośny. – Czy to wyciszenie głosu elity intelektualnej to tylko specyficzny dla Polski etap, przez który musi przejść? – Jest to okres, przez który przechodzi nie tylko Polska, ale i cała Europa. Jednak przyczyny bywają różne. Jako przykład mogę podać środowisko francuskie, które dobrze znam. Tamtejsi naukowcy są na marginesie życia politycznego, ich głos jest jeszcze słabszy niż polskich. Prawie w ogóle nie zabierają głosu na tematy zasadnicze. Dlaczego? Bo państwo ma tam długą tradycję i sytuacja tego nie wymaga. – Sytuację szkolnictwa wyższego ma uporządkować nowe ustawodawstwo? – Tak. Z inicjatywy środowiska akademickiego dobiegają końca prace nad ustawą o szkolnictwie wyższym. Jest to próba rewizji dokumentu z 1990 r. Rok temu na nasz apel prezydent Kwaśniewski powołał zespół w tej sprawie. Teraz jego prace są finalizowane. W związku z procesem bolońskim, a więc tworzeniem jednej przestrzeni dydaktycznej i naukowej w Europie, przygotowanie ustawy jest konieczne. – Ale nie jest to jedyna propozycja dotycząca zmian aktów prawnych regulujących sytuację na wyższych uczelniach. – Projekt „Solidarności” zgłoszony do Sejmu jest absurdalny, bo zakłada, że niepotrzebna będzie habilitacja, zbędni będą profesorowie, gdyż każdy doktor automatycznie zostanie profesorem. Tymczasem Polski nie stać na obniżanie wymagań naukowych, nie stać nas na model starszych wykładowców, którzy mieliby dożywotnie etaty na uczelni i nic nie robiliby naukowo. Po tym zawirowaniu w edukacji spowodowanym przez wolny rynek raczej należy powrócić do twardych zasad w dziedzinie naukowej. Nie jest to pora na obniżanie wymagań. Tymczasem ludzie, którzy dostali się do szkolnictwa wyższego i nie zrobili kariery naukowej, chcieliby, żeby wszyscy dożywotnio zostali profesorami. – Okazało się, że konieczne jest również stworzenie czegoś w rodzaju kodeksu etycznego dla pracownika naukowego. – Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego podjął uchwałę w sprawie akademickiego kodeksu wartości. Jest to generalna formuła, ale dobrze będzie, jeśli skorzystają z niego i inne grupy społeczne. Przecież żyjemy w niedobrym, rozchwianym moralnie okresie, w którym następuje zanik wartości etycznych zarówno w życiu politycznym, jak i społecznym. A taki kodeks może być przypomnieniem elementarnych wartości i obowiązków. Jest to szczególnie ważne w okresie, gdy brakuje długoterminowej polityki państwa, także w dziedzinie szkolnictwa wyższego. Chciałbym, aby rozwój edukacji planowany był na okres 10-15 lat, a nie tylko od jednych do drugich wyborów. – A czy nie żal panu profesorowi okresu, gdy studiowanie było przywilejem dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 41/2003

Kategorie: Wywiady