Muzycy mogliby umieszczać na swoich stronach mp3 do ściągnięcia. Zarabialiby na reklamach wyświetlanych podczas ściągania pliku Internet jest zły. Tak twierdzą artyści i producenci oprogramowania, którzy na piractwie internetowym tracą pokaźną część dochodów. Tymczasem najlepszym lekarstwem na ich bolączki jest… legalizacja piractwa. Być może po raz ostatni Kazik Staszewski bluzgał na internautów, którzy chwilę po wydaniu jego nowej płyty umieścili jej zawartość bezpłatnie w sieci. Rachunek artystów i producentów jest następujący: ponieważ ich utwory można zdobyć bezpłatnie w sieci, zmniejsza się sprzedaż legalnych dzieł, a tym samym maleją ich zarobki, i to nie w procentach, ale dziesiątkach procent. I tak od lat środowiska twórcze forsują najróżniejsze pomysły legislacyjnego ograniczenia kopiowania dzieł utrwalonych w formie elektronicznej. Bezskutecznie. Jak zauważa dr Małgorzata Bogunia-Borowska, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sytuację komplikuje fakt, że rozwój technologiczny, jak i mentalne nastawienie młodego pokolenia ewoluuje szybciej niż regulacje prawne. – W dzisiejszych czasach – wyjaśnia – prawo nie nadąża ani za dynamicznie rozwijającą się technologią, a zatem możliwościami kopiowania czy ściągania materiałów, ani za mentalnym oraz kulturowym nastawieniem młodego pokolenia, które traktuje produkty kultury popularnej czy też nauki jako dobra ogólnodostępne, dobra wspólne, które można konsumować bez jakichkolwiek ograniczeń, a internet postrzega nie tylko jak bazę danych, ale wielki magazyn darmowych produktów – wedle zasady: jak coś jest w internecie, to znaczy, że można z tego korzystać. Internet niejednokrotnie udowodnił, że jest nieprzewidywalny, wymyka się nawet kategoryzacjom naukowym, więc tym bardziej kontroli. Poniekąd przyznał to ostatnio nawet monopolistyczny i omnipotentny Google, informując o liberalizacji w Chinach – do niedawna wyniki dla chińskiej wersji Google były ściśle kontrolowane w porozumieniu z tamtejszym rządem. Co w takiej sytuacji pozostaje artystom? Najprostszym, choć może najbardziej szokującym sposobem na rozwiązanie problemu internetowego piratowania utworów jest… udostępnienie ich za darmo: muzycy mogliby umieszczać na swoich stronach gotowe pliki mp3 do ściągnięcia, a zarabialiby na reklamach wyświetlanych podczas ściągania pliku. Ile utworów – tyle reklam do wyświetlenia (i tyle zysku)…, a to wszystko pomnożone przez liczbę osób ściągających. Oczywiście reklamy te nie mogłyby być nachalne i irytować, bo wtedy internauci wybiorą inne miejsca dystrybucji. Poza tym powinny być ściśle dopasowane do profilu użytkownika, a nie przypadkowe. Czy to wystarczy, żeby ściągać pliki właśnie z serwera artysty, a nie z jakiegoś innego chomikującego? O ile na razie wybór tego drugiego jest podyktowany głównie ekonomią, o tyle jeśli twórcy udostępnią swoje dzieła za darmo, wielu fanów chętnie wesprze artystów kliknięciem. Bo przecież uwielbiają swoich idoli, chcą dla nich dobrze, chcą, aby nadal tworzyli, tylko nie chcą… za to sami płacić, wychowani we freekonomii. – Obecnie większość zespołów ma swoje profile na portalach typu Streemo, Muzzo czy MySpace. Zamieszcza bezpłatnie swoje utwory i zdjęcia, a w trakcie przeglądania wyświetlają się panele reklamowe. Różnica polega na tym, że pieniądze z tego tytułu nie trafiają w ręce artysty – skarży się Andrzej Leśniak, gitarzysta zespołu rockowego White Tower. – Każdy muzyk by się cieszył, gdyby w takiej sytuacji udało się coś na tym zarobić. Wszak oddaje nagrany przez siebie, często za ciężkie pieniądze, w profesjonalnym studiu muzycznym, materiał dźwiękowy, nie mówiąc już o tym, że każda tego typu piosenka to godziny prób, nagrań itp. Jest całkiem prawdopodobne, że zadziałałby sprawdzony już internetowy mechanizm autoregulacji. Internauci niejednokrotnie pokazali, jak opiniotwórcze, a nawet rewolucyjne, mogą być ich zrywy społeczno-polityczne. Może nas nawet czekać moda na akcję „ściągam legalnie”, czyli za darmo bezpośrednio ze strony artysty. A ci, którzy będą się wyłamywać i np. tworzyć kopie utworów na swoich serwerach (choć jeśli umieszczą link do strony autora, to już będzie postęp…), mogą spotkać się z internetowym ostracyzmem, o wiele skuteczniejszym niż wszelkie regulacje prawne. A w bardziej zaawansowanej wersji osoby takie mogłyby współpracować z artystą i wyświetlać reklamy importowane z jego strony, a ten dzielić się z nimi zyskami. Ale twórcy i tak mogą liczyć na lojalność wielu fanów. Skoro na stronie pajacyk.pl parę tysięcy osób dziennie klika po to,
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









