Kurczowe trwanie Danuty Waniek

Kurczowe trwanie Danuty Waniek

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji musi się zmienić. Tyle że nie na zasadzie doraźnych potrzeb PiS

Trzyosobowa Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a potem jednoosobowe zarządy w mediach publicznych. W końcu likwidacja rad nadzorczych.
Zgodnie z zapowiedziami Prawo i Sprawiedliwość zabrało się za rynek mediów elektronicznych. Zaproponowane rozwiązania odsłoniły misterny plan całej operacji – w grę wchodzi przejęcie wpływów w mediach publicznych, głównie w TVP. Lifting organów kontrolujących jest w tym przedsięwzięciu tylko pretekstem.
Czy od początku o to chodziło? Co na to pozostałe siły w parlamencie? A co Krajowa Rada? Czy przewodnicząca Danuta Waniek zrozumie wreszcie, że jej ustąpienie może ułatwić budowę opozycji przeciwko radykalnym pomysłom PiS?

Trzy razy PiS

KRRiTV od co najmniej kilku miesięcy stała się dyżurnym chłopcem do bicia. Gorączka kampanii wyborczej ataki spotęgowała, a politycy prześcigali się w tym, kto pierwszy radę wysadzi w powietrze.
Część jej członków, z przewodniczącą na czele, na własne życzenie stawiała się pod pręgierz. Obecność Danuty Waniek odbierała argumenty obrońcom rady. Opinia publiczna nie słyszała o tym, że KRRiTV rozpatruje kolejne wnioski koncesyjne, pracuje nad strategią medialną, tylko o przewodniczącej, która przychodzi do pracy przed południem, w dodatku w godzinach urzędowania, jeżdżąc służbowym samochodem z kierowcą, robi zakupy i odwiedza fryzjera.
„Fakt” wzywał: „Te obiboki z ministerialnymi pensjami dawno powinny zapaść się pod ziemię”. I choć retoryka dziennika pozostawiała wiele do życzenia, trafiła na bardzo podatny grunt. „Likwidacja KRRiTV to będzie jedno z pierwszych zadań nowego Sejmu”, zapowiadał Jarosław Kaczyński.
Nawoływaniom do likwidacji rady nie towarzyszyła poważniejsza debata o kompetencjach, zasadach działania i strukturze organu regulacyjnego, który miał powstać w jej miejsce. Teraz PiS przystąpiło do działania. Przedstawiło poselski projekt noweli ustawy o radiofonii i telewizji.
Plan ekspertów Kaczyńskich – z wiceministrem kultury Jarosławem Sellinem (byłym członkiem KRRiTV) na czele – składa się z kilku elementów. Po pierwsze, jak najszybciej zmienić skład Krajowej Rady i ograniczyć liczbę jej członków z dziewięciu do trzech. Ten manewr – zdaniem PiS – pozwoli odchudzić radę. I ją „odpolitycznić”, bo miejsce w niej zajęliby eksperci. Tyle że owi eksperci będą wybierani przez Sejm, Senat i prezydenta. Czyli trzy razy PiS. Arytmetyka sił w parlamencie nie pozostawia złudzeń. Faktycznego wyboru dokona partia braci Kaczyńskich. A żeby nie było wątpliwości, przewodniczącym nowej rady będzie członek powołany przez… prezydenta. Jarosław Sellin przekonuje, że nowa rada będzie pluralistyczna, a w efekcie pluralistyczne będą też nowo powołane rady nadzorcze i zarządy w mediach publicznych. Tymczasem za chwilę zdradza (w Telewizji Puls), że PiS będzie dążyło do jednoosobowych zarządów. A jeśli nowa Krajowa Rada będzie się „dobrze sprawować”, zlikwidowane zostaną i rady nadzorcze. Gdzie więc pluralizm?
Koncepcja PiS oznacza, że nowa Krajowa Rada byłaby de facto radą nadzorczą mediów publicznych. I na rzecz interesów tych mediów by działała. Tymczasem KRRiTV ma regulować cały rynek mediów, bez faworyzowania któregokolwiek z podmiotów. Przyjęcie opcji PiS stawia w trudnej sytuacji media prywatne.

Polityczny pośpiech

PiS przyznaje, że ostatecznym celem jest „pójście drogą brytyjską”, czyli powołanie jednego nadzorcy rynku. Do tego potrzeba jednak zmiany konstytucji. Projekt „przejściowo” proponuje więc uporządkowanie kompetencji między Krajową Radą a Urzędem Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Zadania URTiP oraz przewodniczącego KRRiTV w zakresie szeroko rozumianych uprawnień technicznych (m.in. częstotliwości) przejąłby Urząd Komunikacji Elektronicznej. I tu zaczynają się schody. Według dyrektywy ramowej Komisji Europejskiej, każdy organ regulacyjny powinien być całkowicie bezstronny i niezależny. Tymczasem URTiP jest agendą rządową, więc częścią władzy wykonawczej byłby też nowy urząd. W kręgach PiS rozpatrywany jest też inny pomysł. Przyszłościowy. Mówił o nim w sejmowym exposé Kazimierz Marcinkiewicz. Premier zapowiedział fuzję – nie dwóch, ale trzech instytucji – KRRiTV, URTiP, a także Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – w jeden Urząd Antymonopolowy.
– Nie wiadomo, czy jeden Urząd Antymonopolowy miałby objąć tylko media i telekomunikację, czy też całą gospodarkę. Jeśli całą gospodarkę, to musiałby powstać ogromny moloch. W efekcie oznaczałoby to również marginalizację mediów – zauważa Stanisław Jędrzejewski, członek KRRiTV, były szef radiowej Jedynki.
Jak więc będzie? – Rozumiem, że wzorem jest brytyjski Ofcom (Office of Communications powstał w 2002 r. Jest pierwszą w Europie instytucją, która pilnuje ładu nie tylko w eterze, ale również na łączach – przyp. TS). Ale Ofcom wprowadzano cztery lata. Niezależnie od tego, czy Polska zdecyduje się na powstanie zintegrowanego organu regulacyjnego, czy też kompetencje regulacyjne w dziedzinie mediów, telekomunikacji i ochrony konkurencji zostaną podzielone na kilka organów, podstawą powinno być dokonywanie głębokiej analizy rynku – podkreśla Jędrzejewski.
Politycznie pośpiech PiS jest zrozumiały. W najbliższym czasie KRRiTV powoła nowe rady nadzorcze w ogólnopolskich i regionalnych stacjach radiowych i telewizyjnych. Te z kolei wybierają na czteroletnie kadencje zarządy. By do tego nie dopuścić, PiS chce jak najszybciej znowelizować ustawę i wymienić Krajową Radę, zanim ta wybierze rady nadzorcze. Czy jednak projekt PiS uzyska poparcie w Sejmie?
Platforma Obywatelska przyznaje, że choć zmiana regulatora jest konieczna, niekoniecznie ma ona polegać jedynie na wprowadzaniu do KRRiTV ludzi PiS. A jakie stanowisko zajmą pozostałe ugrupowania?

Wyjście do przodu

Tworząc w 1993 r. KRRiTV, sięgnięto po model francuski. Tam organem kontrolującym i regulującym całokształt działania mediów elektronicznych jest Najwyższa Rada Środków Audiowizualnych. – Model przyjęty w 1993 r. był bardzo szczegółowo rozpisany. Zwrócono np. uwagę na to, by kadencyjność członków rady mijała się z kadencjami parlamentu. Chodziło o swoistą kontrę, by rządząca w danym czasie siła polityczna nie miała jednocześnie przewagi w mediach – tłumaczy Andrzej Zarębski, ekspert medialny.
Z założenia rada miała być buforem między światem polityki a mediami publicznymi. I tak KRRiTV powołuje rady nadzorcze publicznych rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Te z kolei powołują zarządy. W ten sposób stworzono trójczłonowy filtr oddzielający media publiczne od polityków. Dziś PiS chce to zmienić.
Zdaniem Andrzeja Zarębskiego, wszystko zależy od tego, w jakim stopniu zmiany strukturalne zostaną wykorzystane do polityzacji mediów. – Jestem realistą, niezależnie od intencji zadziała mechanizm umocowania w nowych strukturach osób bliższych obecnemu rządowi. Pytanie tylko, w jakim stopniu.
Bolesław Sulik, były członek KRRiTV, a także znawca mediów publicznych, uważa, że propozycje PiS mają wyraźny polityczny emblemat. – Nie ufam zamiarom ekspertów PiS. Ogrania mnie przerażenie, kiedy na przykład słyszę o propozycjach pójścia drogą włoską i podzieleniu kanałów TVP na rządowy i opozycyjny. Zmiany w radzie są niezbędne. Należałoby się zastanowić nad nowymi mechanizmami powoływania jej członków. Może warto wrócić do odrzuconych kiedyś propozycji włączenia do tego środowisk dziennikarskich i akademickich. Trzeba o tym rozmawiać. A u nas zamiast debaty mamy polityczne popisy – zauważa Sulik.
Krajowa Rada musi się zmienić. Ale te zmiany powinny wychodzić naprzeciw oczekiwaniom rozwijającego się błyskawicznie rynku, a nie doraźnym potrzebom polityków PiS.
Krótkowzroczność obecnych członków rady sprawiła, że konstytucyjny organ państwa znalazł się pod ścianą. Wielu obecnych członków KRRiTV do dzisiaj nie rozumie, co się stało. Nie rozumie tego najwyraźniej Danuta Waniek, która kurczowo trzyma się swojej funkcji.
I histerycznie reaguje na jakiekolwiek argumenty. Przekonał się o tym Szymon Szurmiej, który w czasie spotkania u prezydenta ośmielił się mieć publicznie inne niż ona zdanie w sprawie jej odejścia.
We wtorek, 22 listopada, KRRiTV będzie głosowała nad jej odwołaniem. Na czyje głosy może liczyć przewodnicząca? W gronie obrońców przoduje Ryszard Ulicki. Niewiadomą jest zachowanie Sławomiry Łozińskiej. Trudno również rozszyfrować Aleksandra Łuczaka, który dotychczas w najważniejszych głosowaniach w radzie… wstrzymywał się od głosu albo w nich nie uczestniczył.
Do odwołania Danuty Waniek potrzeba sześciu głosów. Czy tylu członków Krajowej Rady zrozumie, że odwołanie przewodniczącej może oczyścić atmosferę wokół tej instytucji? I dać dobry punkt wyjścia do rozmów z tymi środowiskami politycznymi, które z obawą patrzą na projekty PiS. – Tu nie chodzi o żadne prywatne animozje – twierdzi Bolesław Sulik. – Rzecz w tym, że osoba przewodniczącej zachęca nowe władze do radykalnych i nieprzemyślanych rozwiązań. Próba wewnętrznych zmian jest zachęcająca. Tym bardziej że na czele rady miałby stanąć Stanisław Jędrzejewski. Ma doświadczenie, zna się na mediach i nie jest politykiem. Miałby więc szanse na zachowanie chociażby elementów obecnego systemu – podkreśla Sulik.
Która z opcji zwycięży? Skazana na porażkę – a jedynie odsunięta w czasie – obrona obecnego stanu rzeczy czy wyjście do przodu?

 

Wydanie: 2005, 47/2005

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy