Koniec serdecznych powitań

Koniec serdecznych powitań

Jednak opinię publiczną zbulwersowały nie tylko same przestępstwa, ale również bezradność miejskiej policji, która w pierwszych dniach po zajściach starała się na dodatek tuszować sprawę. Szef policji już stracił stanowisko, lecz zarzuty, że ukrywanie informacji było efektem „politycznej poprawności”, do której rzekomo miały się dołączyć media, wciąż krążą po kraju. Wpływowy magazyn „Der Spiegel” tydzień po wydarzeniach dał na okładce tytuł: „Nastroje się przechylają”. Faktycznie rząd berliński zareagował błyskawicznie i wprowadził zaostrzenia w ustawie azylowej, pozwalające na szybsze niż dotychczas deportowanie uchodźców, jeśli ci łamią prawo.

Ale polityka to jedno, a społeczeństwo – drugie. Atmosfera w Niemczech jest teraz jeszcze bardziej napięta. Lęk rdzennych Niemców roś­nie, w Nadrenii Północnej-Westfalii, której jednym z głównych miast jest Kolonia, odnotowano wzrost liczby wniosków o pozwolenie na tzw. małą broń. Ale i wielu migrantów z krajów muzułmańskich, którzy od lat żyją w Niemczech, czuje frustrację i gniew, bo teraz wrzuca się ich do jednego worka z młodymi przestępcami. „Gdyby w Kolonii podczas sylwestrowej nocy na ulice wyszli radykalni prawicowcy, nikt przecież nie wpadłby na pomysł określania wszystkich Niemców jako neonazistów”, mówił jednej z niemieckich gazet Mahmoud Aboud, mieszkaniec sąsiadującego z Kolonią Düsseldorfu. Faktycznie od wydarzeń w Kolonii policja jest bardziej aktywna i ostrzej kontroluje, także przypadkowe osoby, oceniając je po wyglądzie. Krytycy mówią już o „ślepym akcjonizmie”.

Wielkie więzienie z drzwiami

Bo największym problemem nie jest dotychczas przestępczość uchodźców, tylko ich rejestracja, zakwaterowanie, opracowanie wniosków i dalsza integracja lub deportacja. Burmistrzowie miast i gmin narzekają, że już nie mają gdzie umieścić nowych przybyszów. Miejsca noclegowe powstają w byłych koszarach, w szkolnych halach sportowych, w pustostanach. Dodatkowo stawiane są kontenery mieszkalne. W ośrodkach istniejących od lat i zarządzanych przez doświadczone ekipy panują zazwyczaj dobre warunki. Jednak te stanowią dziś mniejszość, a w naprędce powstałych, improwizowanych ośrodkach, a raczej przechowalniach ludzi, rodzą się konflikty.

Przykładem może tu być ośrodek Grellkamp w Hamburgu, gdzie 700 osób żyje w budynkach zamkniętej szkoły i kontenerach. Młodzi Erytrejczycy i Syryjczycy w zeszłym miesiącu doprowadzili tam do bijatyki. Powód był błahy, prawdziwym podłożem jest frustracja. „W tym ośrodku po prostu nic nie możemy zrobić – mówi Syryjczyk Bilal. – Nie ma tu żadnej szkoły, to jak wielkie więzienie z drzwiami. Jeśli nic się nie zmieni, problem będzie narastał”.

W innych miejscach to nie uchodźcy sprawiają problemy. W miasteczku Dreieich w Hesji na początku stycznia nieznany sprawca oddał kilka strzałów w kierunku ośrodka, jedna osoba została ranna. Policja prowadzi dochodzenie, a mieszkańcy zorganizowali demonstracje – przeciwko przemocy i rasizmowi. Jednak gdzie indziej ludność jest mniej przychylna. W wielu miastach organizowane są protesty przeciwko nowym obozom, neonaziści podpalają nieruchomości przeznaczone na ośrodki, rodzice oburzają się, że szkolne hale sportowe zostają zajęte przez imigrantów i nie służą ich dzieciom. Wielu zżyma się na chaos i bezradność gmin lub podmiotów zarządzających. Problemy rodzi także tworzenie wielkich skupisk uchodźców, w których kilka tysięcy osób żyje na bardzo małej przestrzeni, czasami w fatalnych warunkach. Z tego powodu aktywiści w Berlinie sprzeciwiają się planom władz stolicy, by ulokować na dawnym lotnisku Tempelhof ośrodek dla 15 tys. osób. „Żądamy mieszkań zamiast obozów”, mówi Georg Classen z miejskiej rady uchodźczej.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 04/2016, 2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy