Konkordat jak czarna dziura

Konkordat jak czarna dziura

Szkodliwe dla państwa zapisy w traktacie z Watykanem muszą zostać zmienione Konkordat zawarty 28 lipca 1993 r. między Stolicą Apostolską a Polską miał być wzorcowy dla innych państw, nie tylko z byłego bloku socjalistycznego, przynajmniej tak myślało wielu polityków. Tak pewnie sądzili również zwolennicy jego podpisania i strona rządowa. Okoliczności zawarcia konkordatu są znane: pośpiech w sprawie podpisania wyprzedzał myślenie o tym, co się w nim znajduje. Składający podpisy pod dokumentem – abp Józef Kowalczyk w imieniu Watykanu i szef MSZ Krzysztof Skubiszewski w imieniu Polski – pewnie nie przypuszczali (nie tylko zresztą oni), że na ratyfikację przyjdzie poczekać do 23 lutego 1998 r. Nie tyle z powodu zmiany ekipy rządowej, choć nie było to bez znaczenia, ile z uwagi na to, że uznawała ona dokument za niedopracowany. Dlatego głównie rząd Włodzimierza Cimoszewicza dążył do uszczegółowienia zapisów konkordatu. Te działania zaowocowały podpisaniem 15 kwietnia 1997 r. uzgodnionej z Watykanem deklaracji doprecyzowującej traktat, z której niestety zrobiono niewielki użytek. Autonomia zamiast niezależności 15 lat funkcjonowania konkordatu to dobra okazja, by dokonać obrachunku i rozstrzygnąć podstawową kwestię – czy spełnił on swoje zadania. Dr Paweł Borecki (rozmowa na następnych stronach) z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego sporządził raport „Respektowanie polskiego konkordatu z 1993 roku – wybrane problemy”, w którym odpowiada nie tylko na to pytanie. Lektura raportu, powstałego na zamówienie Instytutu Spraw Publicznych, budzi co najmniej mieszane uczucia, a jego czytelnik musi dojść do wniosku, że żyjemy w państwie, w którym Kościołowi katolickiemu wolno więcej. To jest nienormalne, wręcz niezgodne z prawem, może nawet trzeba powiedzieć, że niemoralne. Oczywiście za normalne należy uznać, że Kościół naucza, ale nie do przyjęcia jest, że stawia się w roli nadzorcy parlamentu, że organizuje manifestacje przeciw rządowi bądź naciska na podejmowanie konkretnych decyzji przez władze publiczne. Wiele praktyk w dziedzinie edukacji jest niezgodnych z fundamentalną zasadą niezależności i autonomii Kościoła i państwa. À propos owej niezależności, warto zwrócić uwagę, że w debacie publicznej nie używa się już terminu niezależność Kościoła i państwa. Pozostał jedynie o wiele słabszy termin – autonomia Kościoła i państwa. Tymczasem państwo nie jest autonomiczne, państwo jest suwerenne. To immanentna cecha państwa. Ta zmiana nazewnictwa też o czymś świadczy, mianowicie o tym, że politycy, a nade wszystko strona kościelna, akceptują przenikanie się Kościoła i państwa. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze. Podobnie jest z konkordatem, który dla finansów państwa okazał się istną czarną dziurą. Pochłania coraz więcej pieniędzy z państwowej kasy, a duchowni wynajdują różne sposoby, by zapewnić finansowanie z niej Kościoła. Na podstawie danych z poszczególnych resortów obliczono, że w 2011 r. państwo przekazało Kościołowi 1,809 mld zł. Na tę sumę składa się wiele pozycji, chyba najbardziej znaczącą są wynagrodzenia dla katechetów za naukę religii. Poważną kwotą jest wsparcie dla uczelni kościelnych – 270 mln zł. Istotnym wydatkiem, w wysokości 28 mln, jest finansowanie kapelanów jako funkcjonariuszy państwowych. Mógłby ktoś spytać, dlaczego tak dużo płacimy na Ordynariat Polowy WP. Większość kapelanów jest wyższymi oficerami, mającymi dość duże uposażenia. Zapowiedzi biskupa polowego Józefa Guzdka o likwidacji parafii w tych ośrodkach, gdzie nie ma już jednostek wojskowych, pozostały niespełnione. Status kapelana jest traktowany jako synekura i, widać, biskup broni interesu podwładnych. Grupa nacisku Przykład kapelanów w służbach mundurowych jest znamienny. Zrozumiałe więc, że ten stan rzeczy potęguje złość i frustrację coraz liczniejszych Polaków. Ludzie mają tego dość, szczególnie gdy widzą, że stu kilkudziesięciu hierarchów uważa się za kompetentnych w sprawach, które sami uznają za leżące w ich kompetencji. Purpuraci narzucają swoją wolę parlamentowi, ignorując duże grupy społeczne. Efekt ich działań będzie taki, że opustoszeją kościoły. Szybciej, niż się hierarchom wydaje, przybędzie postaw krytycznych wobec Kościoła. Tym bardziej że nie jest on już ogólnonarodowym autorytetem, ale partykularną grupą nacisku. Konkordat musi być renegocjowany, zmieniony, trzeba z niego usunąć przepisy niezgodne z interesem państwa. Chociażby art. 22 ust. 1, który mówi, że „działalność służąca celom humanitarno-charytatywno-opiekuńczym, naukowym i oświatowo-wychowawczym podejmowana przez kościelne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2013, 2013

Kategorie: Kraj