Konsekwencje pośpiechu

Konsekwencje pośpiechu

Członkostwo Bułgarii i Rumunii w UE to doskonały przykład wyższości bieżących interesów nad polityczną racjonalnością We wrześniu Rada Unii Europejskiej przedłużyła funkcjonowanie mechanizmu współpracy i weryfikacji (CVM) o kolejny rok, dając tym samym Sofii i Bukaresztowi czas na uporządkowanie wewnętrznych problemów. Mechanizm ten jest unijnym nadzorem nad postępami Rumunii i Bułgarii w zakresie walki z korupcją i przestępczością zorganizowaną. Brak zamknięcia powyższych kwestii prawdopodobnie uniemożliwi włączenie tych krajów do strefy Schengen, do której zarówno Sofia, jak i Bukareszt mają ambicje przystąpić jeszcze przed marcem 2011 r. Czysta strategia? Geostrategiczny ruch dokonany przez Brukselę 1 stycznia 2007 r., zagarniający do unijnego rękawa Rumunię i Bułgarię, wydaje się działaniem zgodnym z pierwotnym duchem europejskiej integracji. Skok na wschód, pomijający państwa Bałkanów Zachodnich, ustalił (prawdopodobnie na długie lata) kształt wschodniej flanki Unii Europejskiej, która zyskała tym samym dostęp do strategicznych wybrzeży Morza Czarnego. Podkreślił on również decydującą rolę Unii Europejskiej na Bałkanach, które od wieków pozostawały areną zainteresowania czołowych mocarstw europejskich. Włączenie Rumunii i Bułgarii do struktur UE (a także trzy lata wcześniej do NATO) jest konsekwencją rozszerzeniowej koncepcji Brukseli, która w swoich działaniach kierowała się głównie pobudkami natury geopolitycznej. Pośpiech i wątpliwy rozsądek sprawiły, że w styczniu 2007 r. Unia Europejska przygarnęła dwa sumarycznie niemal 30-milionowe narody, które z miejsca stały się największymi eurobiedakami, w dodatku słynącymi z kwitnącej korupcji i przestępczości zorganizowanej. Z tego też powodu oba kraje objęto CVM, za pomocą którego Bruksela sprawuje bezpośredni nadzór nad zwalczaniem tych problemów przez władze rumuńskie i bułgarskie. Problem korupcji oraz przestępczości zorganizowanej jest w przypadku państw bałkańskich niemal nieodłącznym elementem rzeczywistości. Wpływ na to mają nie tylko warunki geograficzne (Bałkany to ciągle główny port przerzutowy narkotyków z Azji do Europy Zachodniej), ale również postkomunistyczna spuścizna historyczna. Wojenna zawierucha lat 90. stworzyła niemal idealne warunki do rozprzestrzeniania się przestępczych siatek nie tylko w krajach byłej Jugosławii, lecz także w państwach ościennych. Swoją cegiełkę dołożyła również ekonomiczna blokada ówczesnej Jugosławii nałożona przez państwa zachodnie, która postawiła Bułgarię i Rumunię (gospodarczo mocno ukierunkowane na region) w trudnej sytuacji. Nieoficjalne informacje potwierdzają zatem, jakoby członkostwo tych krajów w Sojuszu Północnoatlantyckim było swoistą nagrodą za te przykre i niezawinione doświadczenia oraz udostępnienie swoich terytoriów dla natowskiej operacji przeciwko Serbii w 1999 r. Zestawiając potencjał militarny tych krajów z ich potencjałem ekonomicznym, trudno nie wysnuć podobnych podejrzeń względem ich akcesji do UE, choć to oczywiście kwestia dyskusyjna. Unijna kontrola w postaci CVM zaczęła przynosić pewne owoce, jednak wspomniane problemy stanowią zbyt głęboko zakorzeniony komponent zarówno rumuńskiego, jak i bułgarskiego społeczeństwa (a także klasy politycznej), aby realne efekty były zauważalne w ciągu zaledwie czterech lat. Potwierdza to sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy pierwszy raz w historii funkcjonowania europejskiej Wspólnoty Komisja Europejska odebrała fundusze swojemu członkowi. Sytuacja taka miała miejsce w Bułgarii, której z powodu zatrważającego poziomu korupcji i malwersacji za pomocą unijnych funduszy cofnięto ponad 200 mln euro. Wydarzenie to odbiło się mocno na wewnątrzwspólnotowym wizerunku państwa, który Sofii będzie z pewnością trudno odbudować w najbliższych latach. Romski języczek u wagi Mimo względnych, choć wciąż niedostatecznych postępów Rumunii i Bułgarii w kwestii walki z korupcją i przestępczością szyki obu państwom może pokrzyżować głośna ostatnio sprawa Romów. Radykalne działania podjęte przez francuską administrację ponownie wyniosły ten problem na międzynarodową wokandę. Mimo ogólnounijnej krytyki Paryża Francja nie zamierza ulegać presji, tym bardziej że zdecydowane rozprawienie się z jedną z najbardziej uciążliwych kwestii jest znakomitym taryfikatorem w przypadku przedwyborczych słupków. Nie należy również zapominać, że Francja pozostaje w czołówce europejskich krajów mających poważny problem związany z ogromną liczbą napływającej ludności. Paryż doskonale zdaje sobie sprawę, że wydalenie ze swojego terytorium Romów nie rozwiąże problemu. Antidotum może się okazać ich asymilacja w pierwotnych ojczyznach, z których przybywają na Zachód – a tymi pozostają głównie Bułgaria i Rumunia. Francja już dawno skrytykowała oba kraje za niedostateczne działania na rzecz integracji społeczności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 45/2010

Kategorie: Opinie