Konwencje lepsze niż seks

Konwencje lepsze niż seks

Głośnym echem odbiło się również wystąpienie Teda Cruza, który najdłużej konkurował z Trumpem w wyścigu o nominację. Wbrew tradycji budowania w czasie konwencji wizerunku partii stojącej murem za swoim kandydatem wezwał on republikańskich wyborców do głosowania zgodnie ze wskazaniami sumienia. Hasło to natychmiast wykorzystali demokraci w reklamach wyborczych skierowanych do republikanów niechętnych Trumpowi. Apel Cruza nie spotkał się jednak z odzewem, jakiego niedoszły kandydat oczekiwał: w sondażach przeprowadzonych już po konwencji zaufanie do Trumpa wzrosło, gwałtownie spadła zaś sympatia do Cruza. Ten, pytany, dlaczego zdecydował się na taki krok, odpowiedział, że po atakach personalnych na jego żonę (kandydat republikanów publicznie wyśmiewał jej wygląd) i ojca (w czasie prawyborów Trump insynuował, że był on zamieszany w zabójstwo prezydenta Johna F. Kennedy’ego) nie mógł zachować się inaczej.

Jednak największych sensacji – jak zawsze – dostarczyły wypowiedzi samego kandydata. Ponadgodzinne przemówienie Donalda Trumpa wieńczące konwencję było wizją chylącej się ku upadkowi Ameryki, w której porządni obywatele żyją w strachu przed dziesiątkami tysięcy przestępców wśród nielegalnych imigrantów, kraju przegrywającego na wszystkich frontach w walce z terroryzmem i o pozycję międzynarodową, oszukiwanego przez partnerów zagranicznych, przez co gospodarka obumiera, zamiast kwitnąć. Przywrócić Ameryce jej utraconą wielkość może tylko wybór Donalda J. Trumpa na prezydenta. Trump, budując mur na granicy z Meksykiem, powstrzyma nielegalną imigrację, nie będzie się patyczkował z terrorystami, a także zmieni relacje gospodarcze USA z całym światem, by wreszcie to Ameryka zyskiwała na nich. Wystąpieniu temu towarzyszył wywiad dla „New York Timesa”, w którym kandydat republikanów zakwestionował m.in. zasadę wzajemności wynikającą z art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego, mówiącą o tym, że atak na jedno z państw NATO będzie traktowany jak atak na wszystkie pozostałe. Ogłosił, że jeżeli zostanie prezydentem, to przed podjęciem decyzji o tym, czy USA przyjdą z pomocą zaatakowanemu państwu, będzie analizował, jak ono samo wywiązywało się ze zobowiązań sojuszniczych. Dotychczas żaden kandydat głównych amerykańskich partii politycznych nie poświęcił tyle czasu na budowanie wśród swoich potencjalnych wyborców poczucia strachu, wzmacnianie rasizmu i ksenofobii. Trump lekceważył przy tym fakty, ignorował swoje wcześniejsze obietnice i regularnie zmieniał poglądy, a zarazem przedstawiał siebie jako jedynego, który może zatrzymać zło i niesprawiedliwość całego świata wymierzone w Amerykę.

Optymizm w Pensylwanii

Na otwarcie demokratycznej konwencji nominacyjnej niespodziankę przygotował portal WikiLeaks, który ujawnił liczące 20 tys. mejli archiwum Demokratycznego Komitetu Krajowego (DNC), a już w jej trakcie opublikował nagrania z poczty głosowej. Z korespondencji tej wynika m.in., że szefowa DNC Debbie Wasserman Schultz (członkini Izby Reprezentantów z Florydy) w czasie prawyborów nie zachowywała wymaganej od niej bezstronności i starała się pomagać Hillary Clinton. Informacje te – jak przyznał szef WikiLeaks Julian Assange – celowo zostały ujawnione w przededniu konwencji, aby maksymalnie zaszkodzić kandydatce demokratów. Początek konwencji wskazywał, że szkody wyrządzone Partii Demokratycznej mogą być naprawdę duże. Wśród zwolenników senatora Berniego Sandersa popularnością cieszyło się hasło, że Hillary Clinton ukradła mu zwycięstwo. W efekcie kilka osób, które usiłowały przekonać „sandernistów”, że tak nie było, w tym Sanders, zostało wybuczanych.

Przeciwnikom Hillary Clinton ostatecznie nie udało się sparaliżować konwencji, w czym duża zasługa szybkiej reakcji partyjnego establishmentu i kandydatów. Szefowa DNC została zmuszona do dymisji, a sztab Berniego Sandersa i on sam zajęli się pacyfikacją najbardziej radykalnej frakcji, wskazując, że tylko wspólną pracą demokraci zapobiegną niebezpieczeństwom, jakie niesie potencjalna prezydentura Donalda Trumpa. I chociaż spora grupa „sandernistów” pozostała nieprzejednana, to właśnie Sanders wygłosił przemówienie, w którym całkowicie poparł kandydaturę Hillary, a potem ogłosił wyniki głosowania nad wyborem kandydata.

Nie oznacza to jednak końca skandalu z włamaniami do sieci komputerowej DNC. Dochodzenia prowadzone przez kilka firm zajmujących się bezpieczeństwem w internecie wskazują bowiem, że źródłem danych opublikowanych przez WikiLeaks były co najmniej dwie rosyjskie organizacje wywiadowcze, które równocześnie i niezależnie od siebie prowadziły skuteczne operacje przeciwko sieci komputerowej DNC, a także podejmowały ataki przeciwko systemom komputerowym innych komitetów Partii Demokratycznej (w tym w Senacie i w Izbie Reprezentantów) oraz sztabowi wyborczemu Hillary Clinton. Jeżeli ustalenia potwierdzą się w śledztwie rozpoczętym przez FBI, dalsze pogorszenie stosunków amerykańsko-rosyjskich jest nieuniknione.

W przeciwieństwie do imprezy republikańskiej konwencja demokratów nie miała niedoróbek w scenariuszu. Widowisko zostało doskonale zrealizowane, a lista mówców była imponująca. Oprócz najważniejszych postaci Partii Demokratycznej (w tym oczywiście Billa Clintona, Baracka i Michelle Obamów, Joego Bidena, a nawet Jimmy’ego Cartera, który wygłosił krótkie wystąpienie transmitowane przez internet) obejmowała ona m.in. polityków niekojarzonych na co dzień z demokratami (byłego burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga), gwiazdy pierwszej wielkości (jak Meryl Streep) i aktywistów.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 32/2016

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Juliusz Wnuk
    Juliusz Wnuk 18 września, 2016, 15:23

    Donald Trump jedynym normalnym kandydatem mogacym wyprowadzic swiat znad przepasci Holokaustu!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy