Kosowianki wychodzą z cienia

Kosowianki wychodzą z cienia

Choć kobieta jest prezydentem, a konstytucja gwarantuje paniom wszelkie prawa, do równouprawnienia jest jeszcze daleko Korespondencja z Kosowa Duda Miftarit jest najbardziej znaną nastolatką z Kosowa. Agresywna uczennica z Mitrovicy bije i lży swoje koleżanki, innym każe nagrywać to telefonem komórkowym. Na filmikach widać, jak 16-latka okłada dziewczęta na podwórzu szkolnym, a w najbardziej znanym, jak idzie za koleżanką ze szkoły pod most nad rzeką Ibar, dzielącą miasto na stronę kosowską i serbską, gdzie mało kto się zapuszcza. Na górze stoją patrole KFOR, poniżej między betonowymi ścianami wymazanymi graffiti nastolatka bije po twarzy drugą, kopie ją, krzyczy, zastrasza; nawet nagrywająca towarzyszka próbuje uspokoić agresorkę. Potem Duda z dumą pokazuje w sieci to i inne nagrania. Duda Miftarit mówi, że bije prostytutki, k… Stłukła do krwi dziewczynę, która powiedziała jej, że nie jest dobrą uczennicą. Kiedy nauczyciel zgłosił wydarzenie na policji, wykrzykiwała, że tamta mści się na niej, bo wiedziała, że chce „puknąć” młodsze dziewczyny. – Dużo agresji jest zwłaszcza wśród dziewcząt – mówi Sinavera, psycholożka szkolna z Ferizaju. Codziennie musi rozwiązywać wiele konfliktów. Sporo dziewcząt się nie uczy, wolą przesiadywać w pubach, palić, uprawiać seks z kolegami. Dyrektorka szkoły w Mitrovicy, Shahe Salihu, pokazuje dziennik. Przy nr. 9, Dudzie Miftarit, częste nieobecności i jedna ocena, pała. A w internecie panuje „dudomania”, piosenki na jej temat, miksy z jej filmikami. Inne dziewczęta wzorem Dudy też pokazują w sieci, jakie z nich twardzielki. To jeden z przejawów prymitywnego buntu, walki o wysoką pozycję wśród dziewcząt, które w Kosowie mają nie najlepsze perspektywy. Duda i inne agresywne dziewczyny pokazują, tak jak potrafią, że trzeba z nimi się liczyć. Jak mówi Sinavera, to wyraz bezsilności nastolatek, które z autorytetami w domu czy w szkole już się nie liczą, ale nie mają pomysłu, co dalej… Pozostaje im agresja. Wejść do hotelu, urodzić, zostawić Szkoły borykają się z problemem ciąż nieletnich uczennic. Besnik Jaha, dziennikarz z Ferizaju, nieraz zajmował się tym problemem. Artykuł nr 6 prawa ze stycznia 2009 r. regulującego w Kosowie kwestię aborcji mówi, że dziewczęta od 16. do 18. roku życia mogą legalnie usunąć ciążę do 10. tygodnia za zgodą rodziców lub opiekunów. O wieku wcześniejszym prawo nie mówi; po osiągnięciu pełnoletności decydują same. Jednak z dostępem do usuwania ciąży w szpitalach bywa źle, lepiej zebrać 50 euro na prywatny zabieg u ginekologa. Tyle że 50 euro to bardzo dużo; szkolny psycholog zarabia 160 euro, dziennikarz w prywatnej gazecie – 200, asystentka w biurze – ok. 100, podobnie sprzedawczyni. Dziewczęta częściej wynajmują anonimowo pokój w hotelu za kilkanaście euro, idą rodzić, potem wychodzą, zostawiając dziecko. – Chętnych do adopcji jest wielu, procedury są proste, jeśli dziecko przeżyje. Ale co się dzieje, jeśli następują komplikacje? To wielki problem – mówi Besnik. Dodaje, że dziewczyny często nie wiedzą, kto był ojcem; jeśli już donosiły ciążę, nie mają na kogo liczyć. Na imprezach seks bez zabezpieczeń to codzienność, wiedza o antykoncepcji jest przypadkowa. Arigona to młoda ginekolożka, świetnie wykształcona, po międzynarodowych stypendiach, włada trzema językami, ukończyła także studia teologiczne. Jest bez pracy. Nie ma kontaktów, znajomości, tylko kwalifikacje. Wróciła z zagranicy do Ferizaju, by dbać o zdrowie kobiet, edukować je. Mówi, że w szpitalach panuje nepotyzm, niewykwalifikowani lekarze bez specjalizacji popełniają kardynalne błędy. Płacą za to kobiety: 27-latka, której odmówiono zaleconego cesarskiego cięcia, zmarła; w brzuchu innej lekarz zostawił nożyczki; jeszcze inna, 32-latka, tylko dzięki zbiórce rodzinnej zdążyła prywatnie dokonać aborcji, nim nastąpiło zakażenie organizmu, bo ciąża obumarła. W hidżabie czy bez Inny problem dziewcząt w Kosowie, gdzie ponad 90% ludności stanowią muzułmanie, to hidżaby w szkołach. Muzułmańskie dziewczęta i młode kobiety chcą się uczyć. Chcą też być w zgodzie z wymogami religii, również w szkołach publicznych, co oznacza noszenie hidżabu. I tu zaczyna się problem, ponieważ konstytucja mówi o państwie świeckim, a wewnętrzne przepisy Ministerstwa Edukacji pozostawiają szczegółowe regulacje w rękach gmin. Te zabraniają noszenia symboli religijnych w szkole (choć już nie zawsze na zajęciach WF), zostawiają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 51-52/2013

Kategorie: Świat
Tagi: Beata Dżon