Kpiny z prawa do informacji
Prawo i obyczaje Fryderyk II, król Prus, nazwany został przez swych potomnych Wielkim dlatego, ponieważ stworzył potęgę swego królestwa na fundamentach absolutyzmu oświeconego. Rządził autokratycznie, nie uznając prawa poddanych do informacji. Mówił, że mają stulić pyski (Maul halten) i nie powinni o nic pytać, a tym bardziej krytykować władzy. Monarcha wiedział przecież najlepiej, co ludziom do szczęścia jest potrzebne. Dzisiaj mamy inne czasy. Nie ma już oświeconych władców. Rządzą nami ludzie często nieokrzesani, niewykształceni, których inteligencja pozostawia wiele do życzenia. Na domiar złego wyręczają się w sprawach wymagających wiadomości specjalnych dyspozycyjnymi ekspertami, których pozom wiedzy jest odwrotnie proporcjonalny do pewności siebie, z jaką prezentują swe „dworskie” opinie, nawet wtedy, gdy ich mądrości nie sprawdziły się w praktyce. Te zgryźliwe słowa dedykuję dziś twórcom i wykonawcom ustaw emerytalnych z 1998 r. Ludziom tym zabrakło wyobraźni w kwestii podstawowej: jakie emerytury będą otrzymywać obywatele urodzeni po 31.12.1948 r. (pisałem o tym w felietonie „Przed katastrofą”, „Przegląd” z 18.02.br.). Jest to wielki skandal, że nie ma dziś nikogo, kto mógłby odpowiedzieć w sposób miarodajny na to fundamentalne pytanie. Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że przyszłe emerytury będą niższe niż dotychczasowe i wyniosą w przypadku mężczyzn z 37-lenim stażem pracy 63,5% ostatniej płacy, a kobieta, która przepracowała 33 lata, może otrzymywać emeryturę równą 37,2% ostatnich zarobków („Rzeczpospolita” z 14.02.br.). Bardziej jeszcze pesymistyczne są prognozy Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi (UNFE), według których mężczyźni mogą liczyć na emeryturę ok. 43% ostatniej płacy, a kobiety – na niecałe 30% („Gazeta Wyborcza” z 4.03.br.). Wyliczenia te rozsierdziły ludzi odpowiedzialnych za reformę, m.in. doradcę prezydenta, Marka Górę. Zamiast wyjaśnić, jakie będą te emerytury według prawidłowych szacunków, obrońcy skompromitowanej reformy idą w zaparte i twierdzą, że alarm jest przedwczesny, bo na razie nic nie wiadomo, gdyż wysokość przyszłych emerytur zależy od wielu niedających się obecnie przewidzieć czynników. Skandalem jest ukrywanie prawdy i posługiwanie się demagogią, że ludzi niepotrzebnie się straszy. Przyszli emeryci już teraz powinni wiedzieć, na co mogą liczyć w schyłkowym okresie życia i w zależności od wysokości przyszłych emerytur planować swą egzystencję. Prawo powinno być z góry ściśle określone. Szczególnie ważne jest, aby zwłaszcza skutki prawa emerytalnego były przewidywalne. Przypomniał to Trybunał Konstytucyjny w jednym ze swych wyroków (z 27.11.1997 r., U.11/97). W uzasadnieniu tego orzeczenia Trybunał stwierdził, że określanie uprawnień osób, dla których świadczenia emerytalno-rentowe stanowią jedyną podstawę egzystencji, w sposób uniemożliwiający samodzielną orientację w treści obowiązujących przepisów, a tym samym wykluczający kontrolę działań organów ubezpieczeń społecznych stanowi drastyczne naruszenie konstytucji. Konia z rzędem dla obywatela, który potrafi sam ustalić, jaką będzie otrzymywał emeryturę! Dyletanci tworzący prawa na ruchomych piaskach nie są w stanie zrozumieć, ze jedną z najważniejszych wartości prawa jest jego pewność, gwarancja, że można na nim polegać jak na Zawiszy. Nasi pożal się Boże reformatorzy z rozbrajająca szczerością twierdzą, że skutki nowego prawa emerytalnego poznamy dopiero za lat kilkanaście! Tłumienie krytyki, odsądzanie od czci i wiary ludzi, którzy chcą dociekać prawdy o złych prawach to relikt ustroju totalitarnego. W PRL-u obywatele nie mieli prawa do informacji. Przecieki o błędach systemu były tępione przez urząd cenzorski, który pilnował, aby nikt „nie straszył” ludu pracującego miast i wsi niepokojącymi prognozami. Obecnie, zgodnie z art. 10 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (ratyfikowanej przez Polskę), każdy ma prawo do wolności wypowiedzi, które obejmuje wolność otrzymywania informacji bez ingerencji władz publicznych. Dzisiaj wiemy, że zaległości Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wobec UNFE z tytułu nieodprowadzonych składek są gigantyczne (wynoszą z odsetkami około 7 mld zł). W dalszym ciągu nie ma natomiast odpowiedzi na podstawowe pytanie: jaki jest stan kont indywidualnych, od których przecież zależy wysokość emerytur. Jakim sposobem uda się ustalić udział poszczególnych obywateli w globalnej, nieskonkretyzowanej sumie składek przekazanych do ZUS? Wpłat tych nie przekazywano na odrębny rachunek bankowy, lecz przeznaczano na bieżące wypłaty świadczeń („Rzeczpospolita” z 14.02.br.). Należy rzecz nazwać po imieniu. Użycie składek stanowiących przymusowe oszczędności przyszłych emerytów na inne potrzeby było zwykłą defraudacją.









