Kreowanie świata jest istotą robienia filmów

Kreowanie świata jest istotą robienia filmów

© Fot Jaroslaw Sosinski / TVN Grupa Discovery, FILM, FOTOSY, Operator obrazu - Bartek Kaczmarek, , Rezyser Jan Holoubek, Producent filmu TVN Anna Wasniewska - Gill ,

Najczęściej chcę opowiadać o zbrodniach, czarnych charakterach i ich mrocznej rzeczywistości Jan Holoubek – reżyser i operator, laureat nagrody dla najlepszego reżysera na 48. FPFF w Gdyni za film „Doppelgänger. Sobowtór” Aktorzy wypowiadają się o panu bardzo ciepło i chętnie wracają do współpracy. Czuje się pan nowym typem reżysera – nieprzemocowego, empatycznego i stwarzającego komfortową atmosferę na planie? – Nie czuję się nowym typem reżysera, bo myślałem w ten sposób o współpracy z aktorami jeszcze przed erą #MeToo. Uważam też, że moja postawa nie ma związku ze współczesnymi trendami. Mój ojciec, Gustaw Holoubek, którego miałem szansę obserwować w teatrze, zachowywał się podobnie wobec swoich kolegów i koleżanek. Stał się dla mnie wzorem rozmowy i bycia z aktorami na planie lub na scenie. U niego aktor miał się czuć bezpieczny, wolny od psychicznej opresji. Tak postępował przez całe życie i kontekst epoki nie ma tu znaczenia. Liczy się rodzaj czułego podejścia do zawodu, który zazwyczaj uprawiają osoby o wysokiej wrażliwości. Przyjacielskie relacje sprzyjają wtedy dobrze wykonywanej pracy. Chcę pomagać aktorom, dawać im przestrzeń i poczucie komfortu. Stąd pewnie biorą się pozytywne komentarze, które mnie oczywiście cieszą. Wprawdzie istniał kiedyś mit reżysera demiurga, któremu wolno wszystko, jednak absolutnie z nim się nie zgadzam. Igranie z psychiką aktorów i wpędzanie ich w stan podwyższonego napięcia to działania kompletnie bezproduktywne i nieludzkie. Rozmawiając z członkami obsady zupełnie szczerze o ich emocjach i zadaniach, bez problemu dostaję to, czego bym chciał. Jakie cechy powinien mieć według pana ideał reżysera? – Na ideał reżyserii składają się dla mnie przede wszystkim pełna świadomość i opanowanie warsztatu. Nie tylko umiejętność pracy z aktorem, ale także detaliczna wiedza o tym, do czego służy kamera, światło, muzyka, dźwięk. Znajomość tych dziedzin i zdolność komponowania z nich filmowych opowieści wydaje mi się kluczowa. Reżyser musi po prostu znać się na rzemiośle, panować nad filmową materią, a to się przekłada na techniczną biegłość. Wspomnę tylko Stanleya Kubricka i Davida Finchera jako przykłady twórców kompletnych. Takich, którzy wypracowali własny, niepowtarzalny styl i których dzieła rozpoznajemy po jednym kadrze. Ewidentnie ciągnie pana w stronę mrocznego kina gatunkowego. Kiedy zaczęła się ta fascynacja? – W dzieciństwie oglądałem mnóstwo filmów na kasetach VHS i często bywałem w kinie. Zawsze lubiłem kryminały i filmy oscylujące wokół jakiejś zbrodni, tajemnicy, zagadki. Do dziś się nimi fascynuję. Po ten gatunek sięgam też na gruncie literackim i telewizyjnym. Najczęściej chcę opowiadać właśnie o zbrodniach lub przestępczych procederach, czarnych charakterach i ich mrocznej rzeczywistości. Nie wiem do końca, dlaczego tak się dzieje, ale pewnie naoglądałem się za dużo filmów w młodości. Cenię kino gatunkowe w najróżniejszych odsłonach i wydaje mi się nieco dziwne, że w Polsce rozdziela się filmy na gatunkowe i autorskie. W Stanach Zjednoczonych nikt nie myśli w podobnych kategoriach. Największe światowe klasyki wsadzilibyśmy do gatunkowej szufladki, pomyślmy o arcydziełach Francisa Forda Coppoli czy Ridleya Scotta. Sam uważam gatunek za coś naturalnego. Jakie tytuły inspirowały pana podczas pracy nad nowym filmem „Doppelgänger. Sobowtór”? – Dużą inspirację stanowił dla mnie „Konformista” Bernarda Bertolucciego, którego również bardzo cenię. Nie starałem się oczywiście naśladować go czy kopiować rozwiązań wizualnych, lecz myślałem o swoim bohaterze jako o typie konformisty. Polecałem wszystkim współpracownikom, żeby zobaczyli ten film i traktowali go jako punkt odniesienia. Kolejną inspiracją okazał się „Amerykański przyjaciel” Wima Wendersa, zwłaszcza w rozmowach z operatorem. Z tyłu głowy miałem też „Rozmowę” Coppoli i „Utalentowanego pana Ripleya”, bo portretują specyficznych, pokomplikowanych bohaterów. Polskiego kina nie wymieniam, ale z pewnością inspiruje mnie PRL jako okres dzieciństwa, zatarte wspomnienie. Czerpię także garściami z polskiej melancholii i mroku, którymi codziennie oddycham i które przenoszę na swoją twórczość.  Skąd czerpał pan wiedzę o szpiegowskim świecie PRL i jak mocno trzymał się pan faktów? – Zawiązanie i zakończenie filmu miały miejsce w rzeczywistości. Prawie wszystko, co się wydarza pomiędzy, jest naszą kreacją, połączeniem rzeczy, które na wczesnym etapie prac czytaliśmy, gdzieś słyszeliśmy lub sobie wyobrażaliśmy. Historię z „Doppelgängera” zainspirował oczywiście

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 43/2023

Kategorie: Kultura