W kręgu kultury anglosaskiej – w Anglii, w Stanach Zjednoczonych – najbardziej nawet abstrakcyjne dyskusje na tematy polityczne i społeczne odwołują się do pojęć prawnych i mają na celu rozwiązanie problemów przez wyklarowanie reguł. Podobnie jest we Francji, z tą odmianą, że tam mają szczególne upodobanie do tak zwanych idei ogólnych. O całej zresztą filozofii politycznej Zachodu można powiedzieć, że jej podstawowa struktura pojęciowa ma charakter prawniczy. Zupełnie odmienna jest myśl polityczna w Polsce, w Rosji i całej Europie Wschodniej oraz oczywiście na Bałkanach. Ograniczając się do tego, co jest nam dobrze znane, zwróćmy uwagę na to, co charakteryzuje polską myśl polityczną. Pojęcia prawne odgrywają w niej nikłą rolę, natomiast główne miejsce zajmują przywołania wydarzeń historycznych, nierzadko z bardzo odległej historii. Porozumiewanie się w złożonych sprawach politycznych za pomocą przypominania wydarzeń historycznych tak się ma do dyskursu typu anglosaskiego, francuskiego czy niemieckiego jak rozmowa na migi do wymiany słów. Porozumieć się można, oczywiście, także na migi, a nawet jeszcze prostszym sposobem, patrząc sobie w oczy, ale nie w sprawach ustroju czy prawdopodobieństwa wojny. Cudzoziemcy, przysłuchując się polskim dyskusjom, dochodzą do wniosku, że Polacy przywiązują duże znaczenie do historii, żyją historią i bardzo dobrze ją znają. Z pewnego kalectwa polskiej kultury wyciągają pochlebny dla Polaków wniosek. W rzeczywistości poziom wykształcenia historycznego jest bardzo niski, te fakty historyczne, które latają w powietrzu pomiędzy dyskutantami albo wyskakują z ust uroczystych mówców jubileuszowych, są przeważnie propagandowymi uproszczeniami lub dziewięćdziesięcioprocentowymi fałszami wymyślonymi ku pokrzepieniu serc i pognębieniu wroga. Traktowanie historii jako rezerwuaru środków propagandowego rażenia jest gładką, asfaltową drogą do zapomnienia o realnej przeszłości. I dlatego stwierdziłem kiedyś na tym miejscu, że wskutek „polityki historycznej” wiedza Polaków o przeszłości skurczy się i tylko nieliczni odmieńcy będą się chcieli dowiadywać, co tu się naprawdę działo. W tym tygodniu państwo ukraińskie organizuje obchody 75. Rocznicy Wielkiego Głodu na Ukrainie. Bolszewicy swoją obłędną polityką kolektywizacji, rekwizycji, rozkułaczania doprowadzili do bezprzykładnej katastrofy ekonomicznej i ludzkiej. Miliony ludności chłopskiej w różnych rejonach Rosji sowieckiej, od Syberii do Białorusi, przez Powołże i Ukrainę, zginęły z głodu. Władze dzisiejszej Ukrainy, szukając mitu propagandowego o potężnej wymowie antyrosyjskiej, zdecydowały, że będzie nim śmierć głodowa na Ukrainie. Oficjalnie uznano, że głód wywołali Rosjanie specjalnie w tym celu, aby eksterminować Ukraińców. Zimny cynizm tej operacji zbija z tropu. Jeśli chodzi o odwagę tego fałszu, to dorównuje ona odwadze Goebbelsa. Wacław Radziwinowicz („Gazeta Wyborcza”, 18 listopada) tak komentuje odmowę prezydenta Rosji Miedwiediewa wzięcia udziału w tej antyrosyjskiej demonstracji: „Trudno było się spodziewać, że przyjmie [zaproszenie]. To nie Willy Brandt, którego stać było na wielki gest pod pomnikiem Bohaterów Getta”. Widzi Wacław Radziwinowicz analogię między mordowaniem Żydów przez Niemców i głodzeniem Ukraińców przez Rosjan. Od prezydenta Rosji wymaga przyznania się do winy i odegrania takiej roli, jakiej życzą sobie neobanderowcy i inni nacjonaliści, którzy stają się coraz bardziej zuchwali na Ukrainie. Podczas całego okresu radzieckiego nikt nie zauważył dyskryminowania Ukraińców przez Rosjan. Kołchozy i rekwizycje na Ukrainie wprowadzali Ukraińcy. Wszyscy podlegali temu samemu terrorowi prowadzonemu w imię komunizmu. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że najwięcej od komunizmu ucierpieli Rosjanie. Ideologia komunistyczna, a nie tożsamość narodowa, integrowała bolszewików. Bolszewicy totalnie lekceważyli kwestię narodową. Gdy na dziesiątym zjeździe Komunistycznej Partii Rosji Stalin referował program polityki międzynarodowej, Woroszyłow, który tego dnia przewodniczył obradom, musiał co chwila upominać obecnych, żeby nie spacerowali po sali, nie rozmawiali i nie czytali gazet. W ścisłym kierownictwie partii bolszewickiej Rosjanie nie odgrywali najważniejszej roli; byli mniejszością. Gdyby się musiało w jednym zdaniu ująć syntezę komunizmu w Rosji, brzmiałaby ona: Rosja wskutek zbiegu historycznych okoliczności stała się ofiarą i źródłem siły międzynarodowego komunizmu. Retrospektywne przemienianie komunizmu w rosyjski nacjonalizm jest fałszem, przez który przeświecają aktualne strategie. Andrew Wilson w swojej znakomitej książce „Ukraińcy” pisze, że Amerykanie przystosowują swoją powojenną strategię powstrzymywania ZSRR do obecnej polityki wobec Rosji. „W wizji tej Ukraina byłaby jednym z państw frontowych, nowym graczem występującym w barwach „atlantyckiego globalizmu” […]
Tagi:
Bronisław Łagowski








