Na ambasadę w Berlinie wydaliśmy już ponad 20 mln zł. I nawet nie zaczęliśmy jej budować To było 27 listopada 2012 r. Tego dnia w gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych przed kamerami i w blasku fleszy ogłoszono wyniki konkursu na projekt polskiej ambasady w Berlinie. – W alei Unter den Linden, tuż przy Bramie Brandenburskiej, stanie siedziba ambasady, która będzie dumą Polski i polskiej dyplomacji – zapowiadał z emfazą podsekretarz stanu w MSZ Jerzy Pomianowski, pokazując makietę budynku. – Zostały zwieńczone sukcesem starania MSZ, aby w samym centrum Berlina powstał nowy, godny tego miejsca budynek ambasady – przekonywano dziennikarzy, a oni wyglądali na zachwyconych, tak jakby pokazanie makiety wystarczyło, jakby ten budynek już stał. 18 lat minęło… Prace budowlane miały się zacząć na początku 2013 r., a skończyć w roku 2016. Całkowity koszt inwestycji od rozbiórki do oddania pod klucz nowej siedziby to maksymalnie 160 mln zł brutto – informowało MSZ (pisaliśmy o tym w PRZEGLĄDZIE 3/2015). Wszystkie te zapowiedzi okazały się bujdą i pięknym PR. Nic przy Unter den Linden 70-72 się nie zaczęło, mimo że od 2007 r. minister Sikorski zapewniał, rok po roku, że za chwilę wjadą tam maszyny budowlane. Maszyn nie ma, od lat straszy szkielet starego budynku. Niemcy pokazują go sobie jako przykład polnische Wirtschaft. Niebawem minie 20 lat, odkąd w centrali MSZ zdecydowano, że w miejscu biurowca typu Lipsk, wzniesionego w roku 1964, pobudujemy nowoczesny gmach, korespondujący z luksusowym otoczeniem. Pierwszy konkurs na projekt nowej ambasady rozpisano w roku… 1997, za czasów koalicji AWS-UW. Ze strony MSZ sprawy nadzorował dyrektor generalny Michał Radlicki. W latach 90. niczego nie zbudowano, dopisywano do umowy kolejne aneksy. Ostatecznie MSZ wydało 18,4 mln zł, otrzymując za te pieniądze… projekt ambasady i nic więcej. Szybko się okazało, że jest on nie do zrealizowania. W ministerstwie najpierw zastanawiano się, czy nie wyremontować starego budynku. Potem jednak ogłoszono konkurs na nowy. Wyniki tego konkursu przedstawiał w 2012 r. Pomianowski. A teraz wiele wskazuje, że projekt numer dwa skończy tak jak projekt numer jeden. Resort wyda miliony i zostanie mu w rękach makieta oraz sterta planów. Skąd to wiemy? Z pewnego listu, który przyszedł do naszej redakcji z Berlina. Oto jego obszerne fragmenty, które pokazują, jak MSZ buduje ambasadę w stolicy Niemiec: „Budynek ma powstać na jednej z najważniejszych ulic Berlina i ma powstać w kraju, gdzie przepisy budowlane znacznie odbiegają od polskich. Być może dlatego MSZ ogłosiło przetarg, aby doświadczona firma pilotowała budowę, nadzorowała realizację projektu od początku do końca. Przy czym firma ta pełni tylko i wyłącznie funkcję doradczą, nie posiada narzędzi, które mogłyby blokować lub nakazywać podejmowanie jakichkolwiek czynności przez MSZ. MSZ jak dobry Mikołaj Jak bardzo ważne jest miejsce tej niemieckiej firmy, świadczy sprawa projektu wykonawczego. Zwycięskie biuro architektoniczne JEMS Architekci wykonało projekt koncepcyjny, a następnie miało przygotować dokumentację techniczną, potrzebną do rozpoczęcia budowy. Określone w umowie honorarium miało zostać wypłacone po sprawdzeniu, czy dokumentacja jest prawidłowa i pozwoli generalnemu wykonawcy budować. I tu zaczęły się poważne problemy. Okazało się bowiem, że projekt techniczny był niekompletny, miał bardzo poważne błędy, nie spełniał norm ani niemieckich, ani polskich, tym samym trudna, wręcz niemożliwa byłaby jego realizacja. Firma niemiecka, która sprawdzała projekt techniczny, bardzo szybko zasygnalizowała MSZ kardynalne błędy. Jednakże mogła tylko sygnalizować, nie miała wpływu na umowy zawierane między JEMS a MSZ, a tym bardziej na to, kiedy zostaną poprawione błędy i zostanie wypłacone honorarium. Z nieznanych przyczyn MSZ było dobrym Mikołajem dla architektów. Jak się okazało post factum (niemiecka firma doradcza i sprawdzająca dokumentację została poinformowana później), MSZ zawierało ugody z JEMS, dając kolejne terminy na poprawki, nie obciążając firmy jakimikolwiek karami, które były zapisane w pierwotnej umowie. Kolejnymi aneksami znoszono te kary i wyznaczano następne terminy na poprawienie błędów. Ale co najważniejsze: MSZ wypłaciło JEMS honorarium w całości, wiedząc, że projekt posiada
Tagi:
Robert Walenciak









