Kto się boi „Strachu”?

Kto się boi „Strachu”?

Ukazanie się w Polsce książki Jana Tomasza Grossa o pogromie kieleckim może go zbliżyć do sytuacji… Salmana Rushdiego Jeśli napisze „Washington Post”, można mieć pewność, że to zostanie przeczytane i zauważone. Jeśli napisze coś Elie Wiesel, z taką samą pewnością można przyjąć, że będzie to przeczytane i zauważone. Jeśli Elie Wiesel napisze w „Washington Post”, na pewno będzie to komunikat tej rangi, że nikt go nie zignoruje, a znakomita większość przyjmie, iż tak właśnie jest. W miniony weekend ukazał się w waszyngtońskim dzienniku esej tego noblisty „Zabijanie po zabijaniu”, poświęcony najnowszej książce „Strach” Jana Tomasza Grossa, autora „Sąsiadów”. Mówi się już o niej w Ameryce. W Polsce już zaczyna. Kiedy w przyszłym roku ukaże się nakładem „Znaku”, będzie burza. Może nawet znacznie wcześniej… Pogrom jako taki W odróżnieniu od wielu innych publikacji nie koncentruje się ona na problemie odpowiedzialności NKWD za pogrom. W Polsce ten motyw dominuje i niedługo powszechne stanie się być może przekonanie, że w Kielcach mordowali ci sami co w Katyniu. Potępiający zaś swych rodaków za mord bp Tadeusz Kubina (gdy grzmiał, iż nie wolno zabijać ludzi tylko dlatego, że są Żydami, a antysemicka nienawiść jest zarzewiem zbrodni), zapewne okaże się agentem wiadomo jakich służb specjalnych. W 1996 r. na obchody 50. rocznicy pogromu zaproszony został prof. Jan Karski. Dwa główne przemówienia wygłaszali ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz i zaproszony przez niego Elie Wiesel. Karski oficjalnie głosu nie zabierał, miał natomiast interesującą spontaniczną dyskusję z grupą kielczan. Jeden z dyskutantów dość uparcie przypominał, że akt agresji wobec Żydów zamieszkałych w domu na Plantach 7 nie wziął się z powietrza, ale z przekonania ludzi, że w tamtejszej piwnicy znajdują się ciała polskich dzieci zabitych „na macę”. Miał to widzieć mały Henio Błaszczyk, którego też tam Żydzi porwali i szykowali do zarżnięcia, ale im uciekł. Tak więc był powód pogromu, choć w tym przypadku nie okazał się trafny, bo budynek nie miał… piwnic, w konsekwencji także martwych dzieci nie mogło w nich być. „Wszystko uknuli Sowieci, panie profesorze…” – argumentował ów kielczanin. Profesor zapytał: „Czy podobna byłaby reakcja, gdyby Sowieci powiedzieli, że Henia porwali murzyńscy kanibale, żeby go ugotować?”. Polemista żachnął się energicznie: „Co też pan opowiada?! Skąd w Kielcach Murzyni? Mowa o Żydach”. Karski na to, że to bez różnicy, bo jedna i druga sytuacja jest tak samo prawdopodobna. Mężczyzna: nie, bo w Kielcach Żydów znali i o macy z dzieci mówiło się dookoła. „W takim razie mówimy o kwestii wiary, a nie faktów”, ripostował profesor. „Nie! Mówimy o NKWD!”, zakończył dyskutant. Jan Karski był zdarzeniem poruszony. Uważał, że ta rozmowa wiele mu wyjaśniła. Egzorcyzmy Karskim Profesor nigdy nie przypuszczał, że wróci w to miejsce… po śmierci. W kwietniu 2005 r. u zbiegu ulicy Sienkiewicza i Plant, przy mostku na rzeczce Silnicy opodal domu z dobrze zamkniętym balkonem drugiego piętra, kieleckie władze miejskie przy udziale duchowych wystawiły pomnik Jana Karskiego. Postać o fizjonomii wampira siedzi na ławeczce i gra w szachy. Estetyczny koszmar i replika takiej samej ławeczki jak w Waszyngtonie. Kielecka riposta na oskarżenia o pogrom w miejscu, gdzie go dokonano. „Finezyjna” zagrywka mająca „obezwładniać” ewentualne protesty, a przybywającym tu żydowskim wycieczkom pokazywać właściwe proporcje. Tu „zbrodnia NKWD”, a tu Polak, który chciał zatrzymać Holokaust. Patrzcie i myślcie. Karski wypędzający z Kielc diabła antysemityzmu moskiewskiej produkcji na rogu Sienkiewicza i Plant to ilustracja myśli „politycznej” władców tego miasta. Hucpa tak mentalnie daleka Karskiemu jak nocy dzień. Diabeł Gross Diabeł Gross niestety przynosi na złość dawne, znane pytania. Zadawał je wcześniej celnie Marcel Łoziński w filmie dokumentalnym „Świadkowie” zrealizowanym w 1988 r. Dotarł do odchodzących już poza „smugę cienia” świadków zbrodni i skłonił ich do relacji. Demaskuje mechanizm wylęgania się zbrodni i jej samospełnienia w jakimś irracjonalnym, atawistycznym pędzie zabijania. Dokonywanego celowo i systematycznie według prostego podziału: my-oni. Łoziński zrobił film o funkcji sumienia w sytuacji ekstremalnej. Problem inspiracji NKWD-owskiej był obojętny dla kwestii. Podżeganie nie powinno wyłączać sumienia. Przedmiotem dociekań Jana Tomasza Grossa jest strach. Uznaje go za najważniejszy regulator funkcjonowania Żydów w Polsce powojennej. Stąd podtytuł „Antysemityzm

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 27/2006

Kategorie: Świat