Kto zarobi na prywatyzacji szpitali

Kto zarobi na prywatyzacji szpitali

Prawdziwym beneficjentem planowanej przez PO „reformy służby zdrowia” będą nie pacjenci, ale fundusze inwestycyjne, banki i prywatni inwestorzy Jarosław Bauc, ówczesny wiceminister finansów, 1 kwietnia 1999 r. podpisał z Bankiem Handlowym umowę na obsługę zobowiązań służby zdrowia, które z początkiem stycznia tego roku zostały przejęte przez skarb państwa. Szpitale zostały oddłużone, a kasy chorych miały dbać, by w przyszłości ta sytuacja się nie powtórzyła. Sprawie obsługi przejętych przez skarb państwa zobowiązań nie nadano rozgłosu. Resort finansów zorganizował tajny przetarg, wygrany przez Bank Handlowy. Sprawa, ze względu na kwotę, była delikatna. Długi służby zdrowia szacowano wówczas na ok. 7,5 mld zł, a deficyt budżetowy zaplanowany na rok 1999 miał wynieść nieco ponad 12 mld. Dzięki temu rząd premiera Jerzego Buzka pozbył się konieczności handryczenia się z wierzycielami. Dla Banku Handlowego był to znakomity… i prestiżowy interes. W każdym razie gdy w 1999 r. prezes BRE Banku, Wojciech Kostrzewa, i prezes Banku Handlowego, Cezary Stypułkowski, planowali fuzję swych instytucji, dług służby zdrowia – obok obsługi szacowanego wówczas na 40 mld dol. polskiego zadłużenia zagranicznego – był jedną z cenniejszych pozycji w portfelu BH. Co stworzyło Bankowi Handlowemu tak wyborną okazję do łatwego zarobienia pieniędzy? Była to przyjęta jesienią 1998 r. tzw. „ustawa Płoskonki”. Stanowiła ona, że placówki służby zdrowia, które z dniem 1 stycznia 1999 r. w ramach reformy zostaną przejęte przez samorządy terytorialne, zostaną oddłużone. Niezamierzonym efektem nowego prawa był skokowy wzrost, o ponad 2 mld zł, zobowiązań szpitali i przychodni. Co bardziej przytomni dyrektorzy placówek, gdy upewnili się, że rząd zdejmie z nich ciężar długów – odważnie ruszyli na zakupy. Media pełne były wówczas opisów dywanów, nowej glazury, armatury, mebli oraz luksusowych samochodów, które „biedna” służba zdrowia kupowała na potęgę. Firmy zajmujące się dostawami leków i sprzętu medycznego robiły kokosowe interesy. Zacierali ręce prawnicy, komornicy i bankierzy. Tylko frajer nie korzystał z okazji. W listopadzie i grudniu 1998 r. ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz mógł tylko bezsilnie przyglądać się takiej rozpasanej konsumpcji. Dla większości rodaków nie miało to znaczenia. W emitowanych wówczas przez stacje telewizyjne płatnych reklamach „fundamentalnych reform” przekonywano, że od 1 stycznia 1999 r. „pieniądze będą szły za pacjentem”, a nami zajmą się uprzejmi, dobrze opłacani lekarze… Było jak w spocie wyborczym Platformy Obywatelskiej z ubiegłego roku. Szybko okazało się, że obietnice te nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Pierwszym miesiącom działalności kas chorych towarzyszył chaos, protesty lekarzy i wściekłość szukających pomocy chorych. Nie wszyscy jednak tracili. Beneficjentem reformy była np. spółka Prokom, realizująca wart około miliarda złotych kontrakt na dostawę systemu komputerowego dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Systemu, który miał m.in. obsługiwać ściąganie składek z tytułu ubezpieczeń zdrowotnych. Zyskał Bank Handlowy, zarobiły koncerny farmaceutyczne i dostawcy sprzętu medycznego, firmy public relations „promujące” wprowadzane reformy, autorzy telewizyjnych reklam, ich nadawcy… krzepiąco liczne grono utytułowanych ekspertów. Nikt dziś nie pamięta, że w latach 1999-2001 kasy chorych stały się synonimem bałaganu, lekceważenia pacjentów, przerostów administracyjnych, marnotrawstwa środków publicznych i partyjnych synekur. Jedną z obietnic SLD w zwycięskiej kampanii wyborczej z roku 2001 była ich likwidacja. Głosów protestu nie słyszano. Było też jasne, że kolejnym krokiem rządu AWS miała być prywatyzacja szpitali. W swych założeniach bliźniaczo podobna do tego, co dziś proponuje gabinet Donalda Tuska. Greenhouse i inni Likwidację kas przeprowadził minister zdrowia w rządzie Leszka Millera, Mariusz Łapiński, powołując w ich miejsce Narodowy Fundusz Zdrowia. Zrobił przy tym coś bardzo złego – praktycznie zlikwidował kwitnący wówczas biznes handlu szpitalnymi długami. W ostatnim numerze „Polityki” Bianka Mikołajewska opisała, jak to prawnicy znanej i kojarzonej z prezydentem Lechem Kaczyńskim sopockiej Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Głuchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy zaangażowali się w intratną obsługę szpitalnych zobowiązań, zakładając w lipcu 1999 r. spółkę Greenhouse Capital Management SA. To

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 21/2008

Kategorie: Kraj