Kultowe przedmioty PRL

Dziwaczne, śmieszne, wzruszające, czasem zaskakująco ładne Kultowe przedmioty stawały się nimi już w PRL. To, że czymś niezwykłym jest spódnica bananowa, wiedziała każda dziewczyna lat 70. Ale kremplina, ortalion czy „gruźliczanka” dopiero w latach 90. nabrały szczególnego blasku. Bo stempel kultowości od zaraz dostawał każdy przedmiot w PRL naśladujący Zachód, natomiast kultowość późną otrzymały przedmioty typowo socjalistyczne, jednak tylko te, które były naszą próbą uprzyjemnienia sobie życia w tamtym okresie. Kawa zbożowa inka i juniorki (tekstylne buty obowiązkowe dla uczniów) – dziś uśmiechamy się do nich, bo dawały nam smak sztucznego, ale lepszego życia. Lecz kultowe były też meblościanki i kryształowe serwisy – niedostępne dla większości obywateli. Jednak na początku lat 90. uśmiech był anemiczny. PRL poszedł do kosza, wielka polityka, cenzura i drobiazgi życia codziennego zasługiwały na ten sam ostracyzm. Dopiero w drugiej połowie lat 90. możliwe były podróże sentymentalne w stronę PRL; dwie duże warszawskie wystawy – jedna w Zachęcie, druga w Muzeum Narodowym – przypominały życie codzienne tamtych lat. – To nie jest wystawa sztuki – wyjaśniała Anda Rottenberg, dyrektor Zachęty. – To sentymentalna podróż w czasy Gomułki, czasy wszechwładnej cenzury, pustych półek, ciasnych mieszkań, w które wkradł się kolor. Historyk i teoretyk literatury, Antoni Libera, w swoich wspomnieniach zachwyt nad przedmiotami PRL komentuje następująco: „Czy nie jest z nami, Polakami, tak, że zawsze tęsknimy za tym, co minęło? Że jest również tęsknota za czasem, gdy byliśmy młodzi. Wydaje nam się, że słońce świeciło goręcej, kwiaty były bardziej wonne, a ciastko słodsze, wydaje się, że „dawniej to były czasy””. – Miniona epoka to czasy młodości, zawsze ze wzruszeniem spoglądamy na lata, gdy się było pięknym i zdrowym. Poza tym potrzeba idealizowania towarzyszy sporej grupie Polaków – dodaje dr hab. Waldemar Baraniewski z warszawskiego Instytutu Historii Sztuki, specjalizujący się w okresie PRL. – Ale to już chyba lekka przesada, żeby z rozrzewnieniem wspominać meblościankę. Dla pań, które z takim sentymentem wspominają pierwszą Franię, mam propozycję: niech wymienią swoje nowoczesne pralki na te sprzed ćwierć wieku – oburza się znawca PRL. – Człowiek zawsze będzie potrzebował przedmiotów kultowych – podsumowuje Anna Maga, historyk sztuki z Muzeum Narodowego, i dodaje prozaiczną uwagę: – Peerelowskie meble są bardzo trwałe. Nie zaszkodziła im zmiana systemu. Dlatego je kochamy. Podobnego zdania jest Beata Tyszkiewicz: – Wyroby z PRL były praktyczne aż do przesady. Do tej pory używam wałków do włosów carmen. Mimo, że mogłabym kupić lżejsze i nowocześniejsze. Z sentymentem wspominam też pierwszy mikser. Wiele moich rozmówczyń do dziś używa ciężkich suszarek do włosów. Do wielbicieli kultowych przedmiotów PRL dołączyli młodzi, którzy nie musieli stać w kolejce po wyroby czekoladopodobne. To oni z PRL wybierają rzeczy dziwaczne i śmieszne, pokazują je w Internecie. Rawa Lux, czyli „krwawa lux” Kultowy przedmiot PRL ma zaskakującą nazwę, smak i zapach. Był taki szampon do włosów zielone jabłuszko. Po przaśnoziołowych zapachach przypominających zbiorową dezynsekcję wydawał się cudowny. Zielone było także mydło. Jego resztki zbierano, pakowano do siatki po warzywach i wieszano nad umywalką. Zielone jabłuszko pozwalało zapomnieć o smutku czystości w PRL. Wannę, często wyższą niż dłuższą, szorowano javoxem i czystolem, kto nie dostał zielonego jabłuszka, polował na bambino. Nazwa ta była bardzo popularna, był także gramofon bambino, dziś rarytas w komisach. W codzienności, „za Gomułki” obowiązywały żyletki rawa lux, zwane „krwawa lux”, dopiero w latach 70. można było ogolić się zrobionym na licencji polsilverem. Na początku te żyletki były dobre, potem cięły niemiłosiernie, bo importowane komponenty zastąpiono polskimi. Ale najważniejsze w PRL było mięso. Ono obalało władzę, cementowało rodziny. „To, że będzie dosyć mięsa, jest rzeczą całkiem realną”, donosiła prasa już w 1949 r. Powojenny czas oczekiwania można było skrócić nad kotletami z wymienia i naleśnikami z kiełbasą serdelową. Dłużyło się, bo przybywało przepisów na bigos z marchwi. Mięsa było coraz mniej. Przez lata składano mięsne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 29/2002

Kategorie: Społeczeństwo