Pomoc przez telefon
Człowiek w depresji potrzebuje przyjaciela. A jeśli go nie ma? Cywilizowany świat wymyślił telefony zaufania
Dźwięczy telefon. Dyżurująca Małgorzata pokazuje mi wzrokiem, żeby włączyć aparat podsłuchowy. Słucham i niczego nie rozumiem. Kobieta po tamtej stronie przewodu histerycznie płacze. Docierają jakieś strzępy zdań, ale nie sposób sklecić z nich chociaż jednego sensownego. Małgorzata też już straciła nadzieję na przeczekanie potoku łez. Musi poznać przyczynę takiej reakcji dzwoniącej.
– Czy pani jest sama? – pyta.
– Tak.
– Czy pani się boi, że zaraz ktoś wejdzie?
– Nie.
– Czy ktoś pani przed chwilą zrobił krzywdę?
– Nie.
Dyżurująca oddycha z ulgą. Chwilę się zastanawia, po czym zwraca się do tamtej, ciągle histerycznie szlochającej.
– Teraz musi pani zrobić tylko jedno: proszę głęboko oddychać. Powoli, głęboko. Jeszcze raz, żebym słyszała. O, teraz dobrze. Jeszcze raz…
I tak to trwa 35 minut. Ucichł płacz w słuchawce. Można zapytać, czy to, co telefonująca chciała powiedzieć, wiąże się z alkoholem.
– Nie, ja nie piję. Nikt w mojej rodzinie nie bierze alkoholu do ust. Mnie się zrobiło smutno, bo mąż ciągle w delegacji, nie wiem, co on tam robi, a córka jak wyjdzie z domu rano, to wraca w nocy, ja jestem sama, znam tylko drogę z kuchni do osiedlowego sklepu.
A dlaczego wykręciła telefon zaufania dla osób z problemem alkoholowym? Bo gdzie indziej odzywała się tylko automatyczna sekretarka.
Kolejna rozmowa. – Ja właściwie nie mam żadnego problemu z alkoholem, chyba to normalne, że gdy człowiek przyjdzie zmęczony z pracy, może sobie postawić drinka. Ale moja rodzina tego nie rozumie.
– Kiedy wypija pani tego drinka?
– Kiedy jestem sama.
– Czy ma pani jakieś kłopoty w pracy?
– Skądże, tylko szef się na mnie uwziął, chce mnie wyrzucić.
Kobieta robi coraz dłuższe przerwy. Słychać ciche bulgotanie. Jej głos jest już chrapliwy, sylaby rozwlekają się, słowa rwą. Zaczyna prowokować dyżurującą, wymyślać jej. „Pani ma tam siedzieć i mnie słuchać”. Jeszcze pół godziny i nie jest w stanie wyartykułować nawet przekleństw. Z bełkotliwym „K… jesteś!” rzuca słuchawkę na widełki.
Jakby dla poprawienia nastroju wolontariuszce w chwilę potem młody mężczyzna prosi o kontakt z Anonimowymi Alkoholikami. Ma problemy z piciem („Ale teraz jestem trzeźwy”), chce się leczyć, ale tak, żeby nikt w jego Płońsku o tym nie wiedział. Dostaje kontakt do AA we wszystkich dzielnicach i we wszystkie dni tygodnia. Gdyby mu te spotkania nie odpowiadały, niech się odezwie, są jeszcze inne formy walki z alkoholizmem. Jest zdziwiony, że za nic nie będzie płacił.
Spowiednik, psychoanalityk, powiernik
Kto może zostać dyżurnym (nie używa się słowa terapeuta)? Osoba, która ma doświadczenie życiowe i intuicję. Potrafi wyczuć, czego w danej chwili potrzebuje człowiek po drugiej stronie przewodu telefonicznego. Zdarza się, że ktoś poinformuje dyżurnego: „Chciałem usłyszeć ludzki głos, bo za dziesięć minut już mnie nie będzie na tym świecie”.
Ważna jest umiejętność bycia z rozmówcą bez wywierania na niego nacisku. A także uporania się z własnym stresem, gdy już po odłożeniu słuchawki dyżurujący zorientuje się, że powiedział coś niewłaściwego, a nie ma możliwości naprawienia, bo nie wie, gdzie tej osoby szukać.
Telefon to bardzo wątła linia ludzkiego dialogu. Jest jak konfesjonał ustawiony pośrodku miasta. Trzeba wiedzieć, jak przyjmować te trudne telefony naszpikowane krzykiem, płaczem albo długim milczeniem. Bo cierpiący drugi raz może nie zadzwonić.
Rozmówca może w każdej chwili przerwać połączenie. Wszystkie informacje o stanie jego ducha tkwią w jego głosie, sposobie, w jaki o sobie mówi. Nie można więc wygodnie rozsiąść się w fotelu, trzeba wziąć na siebie część tego bólu i strachu po drugiej stronie. I mieć świadomość, że wszystko, co można zrobić, to przede wszystkim wypełnić głosem drugiego człowieka mroczny dla kogoś czas. Człowiek w potrzebie nie może wyczuć w głosie dyżurnego zdenerwowania ani zniecierpliwienia. Dyżurujący jest spowiednikiem, psychoanalitykiem i powiernikiem, ma ukazywać właściwe rozwiązania, ale ich nie narzucać.
Chętni do pracy w telefonie zaufania Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej przechodzą testy sprawdzające ich zdrowie, predyspozycje i cechy charakteru. Potem trzymiesięczne szkolenie. Na psychologicznych treningach dwie osoby – w roli dyżurującego i jego klienta – siadają tyłem do siebie i rozmawiają. Trzecia notuje swoje spostrzeżenia. Nowi są wprowadzani powoli – na początku dyżurują z osobą doświadczoną. Obowiązuje ich tajemnica wysłuchanych zwierzeń, zwłaszcza jakichś danych identyfikacyjnych.
Tak jest od początku. Wiceprezes towarzystwa, psycholog Adam Kłodecki, który pierwszy w Warszawie powołał telefon zaufania dla alkoholików, opowiedział mi, jak bardzo precyzyjnie, przez ponad pół roku, przygotowywali się do startu.
Życie przynosi ciągle nowe powody do zapaści psychicznych, więc dyżurni uczą się od profesjonalistów, a gdy już nabiorą rutyny, są sprawdzani pod kątem syndromu wypalenia. Obowiązuje zasada: jeśli ktoś czuje, że staje się niecierpliwy, to trzeba zrobić przerwę. Nie ma hierarchii problemów spraw banalnych i ważnych. Każda rozmowa to świadectwo czyjegoś zagubienia i nieporadności.
Pomiędzy jawą i snem
O pierwszej w nocy wykręciłam telefon 728-64-35. – W czym mogę pomóc? – zapytał mężczyzna o rześkim głosie. Przyznałam się do razu. Jestem dziennikarką, piszę raport o telefonach zaufania, ten wzięłam z ogłoszenia w gazecie, bo to jedyny dla całej Warszawy z nocnym czuwaniem (21.00-4.00). Chciałabym wiedzieć, jaka może być „pomoc skłóconym małżeństwom”, bo taki dopisek widnieje przy numerze.
– Gdyby pani była moją „klientką” – powiedział mężczyzna z telefonu 728-64-35 – upewniłbym się, czy jest pani osobą wierzącą. Katolikom nie muszę tłumaczyć, dlaczego modlę się za nich. Bo tu mówi salezjanin Stanisław Snarski.
Zapytałam, czy nie przeszkadzam w dyżurze. Uspokoił mnie – po północy fala skarg, płaczu zdradzanych i bitych żon (czasem, choć znacznie rzadziej, mężów) opada. Dręczyciele alkoholicy już zapadli w deliryczne sny albo jeszcze nie wrócili z barów. Ich wymęczone ofiary mogą się trochę zdrzemnąć. Do kolejnych ataków agresji dojdzie o trzeciej nad ranem. Wtedy też wyżalą się w słuchawkę kobiety samotne i opuszczone – te, których sen jest krótki, nerwowy, przerywany czuwaniem, choć wiedzą, że nikt oczekiwany nie zadzwoni, nie zapuka do drzwi.
Nocne rozmowy są dłuższe od prowadzonych w ciągu dnia, jedna osoba blokuje niekiedy linię przez kilka godzin. Często to, co w dzień może być stosunkowo prosto rozwiązane, w nocy wydaje się pułapką, labiryntem bez wyjścia. Czasami dyżurujący ma wrażenie, że rozmówcy zaciera się granica pomiędzy jawą i snem.
Ojciec Stanisław przeprowadza około 600 rozmów w miesiącu (wlicza w to również porady w Caritasie). Ma prawie 70 lat, śpi mało – między jednym a drugim dzwonkiem telefonu. Co daje mu największą satysfakcję? Ta chwila, gdy skarga przeradza się w dialog. I przebija się nowa, bardziej optymistyczna nuta w głosie.
– Każdego – twierdzi ojciec Stanisław – można wyprowadzić, chociaż na trochę, z psychicznej zapaści. Jeśli tylko przedwcześnie nie odłoży się słuchawki.
Oferta jak wachlarz
W samej Warszawie telefonów zaufania jest ponad 40.
– Nie jesteśmy przeciwniczkami prostytucji. Zwalczamy jedynie współczesne niewolnictwo pod tym hasłem – twierdzi Irena Dawid-Olczyk z telefonu zaufania Fundacji La Strada. Droga do handlu kobietami jest rozszyfrowana. Zazwyczaj w gazecie pojawia się ogłoszenie dla szukających pracy za granicą – potem okazuje się, że to blef. Miało być sprzątanie, jest prostytucja. Miała być praca striptizerki, są gwałty, speluna. Według danych La Strady, około siedem tysięcy Polek za granicą wpadło w ręce handlarzy. Telefon La Strady to sukces jego inicjatorów. Umiejętna akcja propagandowa oraz konsekwentne doprowadzenie spraw aż do organów ścigania zapobiegły tragediom wielu przyszłych ofiar.
Telefon zaufania Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Przyjaciół Dzieci nie jest anonimowy.
-Proponuję pomoc konkretnym kobietom, które nie akceptują swojej ciąży. Jeśli przyszła mama naprawdę nie chce tego dziecka – tłumaczy dyr. Halina Kmiotek – nie potrafi zdecydować się na jego wychowywanie, pomagamy w adopcji.
Szef telefonu zaufania Fundacji Trzeźwościowej Klucz dla osób z problemem choroby alkoholowej, Adam Dudełło, ma związek z Anonimowymi Alkoholikami. Przyznaje publicznie, że też kiedyś pił. Mówi, że do Klucza przychodzą ludzie z pierwszych stron gazet, dziennikarze, artyści. W Warszawie mają swoją pakamerę w suterenie bloku przy ul. Mickiewicza.
Pomysłodawcą Żydowskiego Telefonu Zaufania był przewodniczący Forum Żydowskiego, Stanisław Krajewski. Tłumaczył: w Polsce żyją tysiące osób pochodzenia żydowskiego. Często wychowali się w zasymilowanych rodzinach. O swoich korzeniach dowiedzieli się niedawno, przez przypadek. Miotają się z tą wiedzą, mają zakłóconą tożsamość. Dyżurujący wolontariusze, przeszkoleni przez PTPT, pomagają im znaleźć jakieś rozwiązanie, dojść do równowagi.
Założone przez Krzysztofa Orszagha Centrum Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej udziela pomocy ofiarom napadów i zbrodni. Są to porady prawne, interwencje w prokuraturze i na policji. Występują też w obronie maltretowanych dzieci.
Istnieje również bardzo oblegana (i stale zajęta) Niebieska Linia Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie: ratunek dla bitych żon, które uciekły przed domowym oprawcą i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Niestety, czynna tylko do godziny 22, a w soboty i w niedzielę zaledwie do 16.
Babcia internetowa
Ze stolicą konkurują miasta wojewódzkie. Bardzo prężny telefon zaufania PTPT działa w Olsztynie. Są też warte upowszechnienia inicjatywy pod mniej renomowanym szyldem, na przykład telefon zaufania dla niepełnosprawnych w Lublinie. Założył go psycholog Jan Arczewski od 14 lat na wózku inwalidzkim. Cierpi na rdzeniowy zanik mięśni, sprawna pozostała mu tylko jedna dłoń. 40-letni Arczewski mieszka w pokoiku, który dostał w Domu Pomocy Społecznej Kalina w Lublinie. Założył tam telefon zaufania dla takich jak on. Kiedy zmęczy się przyjmowaniem telefonów, pielęgniarka kładzie go na łóżko i wtedy sięga po drugą słuchawkę, która wisi na ścianie. Nie twierdzi, że rozwiązuje czyjeś problemy. Odpowiada: „Ci, którym pomogłem, sami się z nimi uporali. Ja ich tylko naprowadziłem”. Czasem zrzucają na niego sprawy, które powinna załatwić opieka społeczna. Jak np. tej starej kobiety, która sama mieszka na wsi
i 20 lat poruszała się po domu na czworakach, bo tak ma zniekształcone nogi i kręgosłup. Nikt ani ksiądz, który przychodził po kolędzie, ani pielęgniarka, która robiła podopiecznej zakupy nie pomyślał o wózku inwalidzkim. Arczewski to załatwił.
W Gdańsku telefon zaufania w Internecie (w ramach Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej) założyła starsza kobieta, która nigdy nie ujawnia swego nazwiska woli, aby mówiono o niej: babcia komputerowa. Ułożyła program ze znakiem rozpoznawczym czerwonym sercem i hasłem: „Zabrakło ci chęci do życia, oszukano cię lub skrzywdzono? Zadzwoń albo wyślij e-mail”. W prawym rogu e-mailowej skrytki znajduje się koperta, a obok adresy: pomoc@free.ngo.pl i telpomoc@gd.onet.pl. Po ich wywołaniu otwiera się czysta kartka. Nadawca jest całkowicie anonimowy. Nie wie, z kim rozmawia i kto mu na ten list odpowie. Klika na hasło „wyślij” i czeka.
Babcia internetowa otwiera pocztę kilka razy dziennie.
Telefon zaufania dla żołnierzy gnębionych przez falę (0-81 718-30-28) jest w Polsce tylko jeden, w Lublinie. To inicjatywa 3. Brygady Zmechanizowanej w tym mieście. Oficerowie oraz psycholog dyżurują od rana do godziny 15. Mogą też dzwonić rodzice żołnierza, jeśli mają jakieś informacje albo podejrzenia dotyczące fali.
Opłata niewirtualna
Obolali psychicznie internauci aż się proszą o zajęcie się nimi na dużą skalę. Małżeństwo psychologów, Tatiana Ostaszewska-Mosak i Piotr Mosak, nie może narzekać na brak zainteresowania ich stroną internetową. Od początku roku na domenę www.psycholog.com.pl przyszło ponad siedem tysięcy listów. Jednak za ich poradę trzeba płacić zupełnie jak u niewirtualnego lekarza. Pierwsza jest, co prawda, gratis, jednak następne już kosztują. Strona nie ma charakteru publicznej, zapewniona jest pełna dyskrecja. Nie ma zorganizowanego czatu internauci nie biorą udziału w dyskusjach.
Państwo Mosakowie otworzyli we wrześniu w Warszawie własną poradnię psychologiczną. Strona internetowa jest więc doskonałą reklamą firmy i zapewnia odnalezienie klienta w gąszczu podobnych na rynku.
Konfesjonał dla bogatych
Wszystkie telefony zaufania poza Niebieską Linią kosztują dzwoniącego według normalnej taryfy. Telefon Młodzieżowy
988 przez krótki czas miał zaliczenie jednoimpulsowe i spełniał rolę pogotowia, ale potem Telekomunikacja Polska włączyła normalną opłatę.
Prawo nie chroni nazwy „telefon zaufania”. Zgodnie z tradycją pomocy telefonicznej na świecie, nikt nie może uzurpować sobie monopolu na zaufanie. Żeby uruchomić taką usługę, nie trzeba chodzić po urzędach, starać się o zezwolenie, kończyć kursy. Wystarczy podanie do Biura Reklam i Ogłoszeń gazety codziennej i ta bezpłatnie ogłasza numer. Pod szyldem telefonów zaufania kryją się najróżniejsze formy działania stowarzyszeń, fundacji rządowych, pozarządowych, wyznaniowych, osoby prywatne, księża, prywatne gabinety lekarskie oraz placówki wychowawcze. Ich pomoc jest często bardzo problematyczna, bowiem telefony mają notorycznie włączoną sekretarkę albo działają zaledwie kilka godzin w tygodniu. Niewiele wiadomo, jak to wygląda merytorycznie. Nie ma żadnej kontroli, cenzury czy weryfikacji ze strony szukającego pomocy jedyną sankcją może być trzask rzuconej słuchawki.
Telefony zaufania działają w większości dawnych miast wojewódzkich. Najczęściej wystarczy do nich zadzwonić pod numer 988 – tak jest np. w Białymstoku, Częstochowie, Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Nowym Sączu, Pile, Szczecinie, Tarnowie i Zakopanem.
Mogłabym pomagać innym
„Z perspektywy paru lat wydaje mi się, że w momencie gdy wykręciłam nr 988, sięgnęłam dna. (…) Chyba miałam bardzo dużo szczęścia, bo w tej pierwszej rozmowie, bełkotliwej z mojej strony, anonimowy głos zapewniał mnie, że nie jestem jednak śmieciem, za który się uważałam. Później było wiele rozmów. Któregoś dnia usłyszałam, że ja już chyba pomocy nie potrzebuję i że nawet jestem tak silna, że mogłabym pomagać innym. (…) Minęło prawie pół roku, nim podjęłam decyzję – zgłosiłam się do pracy w TZ”.
„Odniosłam zawodowy sukces. (…) Ale patrząc przez wiele godzin dziennie w komputer, zaczęłam się bać, że mogę stracić z oczu żywego człowieka. Któregoś dnia tymi obawami podzieliłam się ze swoją przyjaciółką i ona na to: – Przyjdź do nas, do telefonu zaufania. (…) Z propozycją oswajałam się chyba miesiąc, w końcu umówiłam się na rozmowę z prezesem. Przeszłam wszystkie szczeble wtajemniczenia, aż wreszcie usiadłam przy telefonie”.
„Ta rozmowa trwała co najmniej pół godziny. Kobieta około 40-letnia spokojnie i rzeczowo opowiadała o sobie jako o alkoholiczce, która miała za sobą już parę kuracji psychiatrycznych i teraz uznała, że czas wykorzystać nagromadzoną sporą porcję leków psychotropowych. Potencjalna samobójczyni miała nade mną przewagę – na temat alkoholizmu wiedziała prawie wszystko. Zapytałam ją, czy jest w stanie wyobrazić sobie reakcje kochających ją najbliższych. Odpowiedziała, że tak, mąż i dzieci będą rozpaczać. – No więc, dlaczego, skoro pani ich kocha? – Tak, kocham, ale dla siebie ja, nie oni, jestem najważniejsza, a dla mnie najlepsze jest zakończenie tego, w czym od dawna tkwię, i dlatego to zrobię.
Ta rozmowa długo była we mnie, gniotła mnie i poddawała w wątpliwość moją przydatność w TZ”.
(fragmenty listów wolontariuszy do „Naszej Gazety”, pisma Zarządu Głównego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej z siedzibą w Sopocie)
Kto dzwoni i po co
W Młodzieżowym Telefonie Zaufania 988 co roku szuka pomocy około 6 tys. młodych ludzi.
Prawie połowa telefonów jest od młodzieży w wieku 14-18 lat. Głównie od dziewczyn.
Najwięcej rozmów dotyczy spraw natury erotycznej, kontaktów seksualnych; dziewczyny pytają, w jakim wieku powinno się rozpocząć współżycie. Chłopcy przejmują się onanizmem. Najbardziej tragiczne są telefony od nastolatek w ciąży.
Są też skargi na przemoc w rodzinie i w grupach rówieśniczych, a także na nauczycieli – bo wyzywają od najgorszych. Zdarzają się telefony od dziewczyn molestowanych seksualnie przez nauczycieli WF.
Znaczną część rozmów w Młodzieżowym Telefonie Zaufania stanowią niewybredne żarty. Niektóre są makabryczne, np. ktoś grozi, że popełni samobójstwo albo twierdzi, że przed chwilą zabił ojca czy że w pobliżu jest pożar. I nim dyżurujący zdąży się odezwać, kładzie słuchawkę na widełki.
Pogotowie dla samobójców
Chanda Varaha, pastor anglikański w Londynie, musiał pochować w niepoświęconej ziemi 14-letnią dziewczynkę, która popełniła samobójstwo. Przeraziła ją pierwsza miesiączka – myślała, że jest ciężko chora i dalsze życie nie ma sensu. Nie było przy niej nikogo, kto by wytłumaczył, co się dzieje z jej ciałem. Pastor był tak poruszony bezsensowną śmiercią, że wpadł na pomysł uruchomienia telefonu – swoistego pogotowia dla samobójców. To był rok 1953. Dziś w utworzonej przez pastora organizacji Samarytanie pracują 22 tysiące dyżurnych.
W Polsce pierwszy telefon zaufania powstał we Wrocławiu w 1967 r. z inicjatywy prof. Adama Burakowskiego z Kliniki Psychiatrii AM. Wkrótce podobny telefon założył prof. Tadeusz Kielanowski w Gdańsku. W Krakowie instytucję telefonu zaufania utworzyli w 1970 r. profesorowie Antoni Kępiński i Julian Aleksandrowicz. W 1990 r. powstało Polskie Towarzystwo Pomocy Telefonicznej należące do Międzynarodowej Federacji Pomocy Telefonicznej.
Zasady telefonu zaufania PTPT
Nie wolno pytać o dane personalne osoby szukającej pomocy.
Dyżurujący nigdy pierwszy nie odkłada słuchawki.
Zakaz wywierania na rozmówcę presji światopoglądowej, politycznej, religijnej, oceniania jego postępowania, np. stosunków przedmałżeńskich czy przerywania ciąży.
Telefon zaufania nie jest biurem interwencji.
Telefony zaufania w Warszawie
Adopcyjny – 827-50-23 (pn., wt., pt. 9-14, śr., czw. 9-19)
AIDS – 622-50-01 całodobowy ogólnopolski (wt., czw. 16-20 – dyżur lekarza, śr. 17-21 – dyżur psychologa)
Anonimowy Przyjaciel – internetowy telefon zaufania pomoctel@free.ngo.pl
Dla gejów, lesbijek i ich bliskich – 628-52-22 (wt. 18-21 – dyżur grupy
gejów-chrześcijan; śr. 18-21 – dyżur lesbijek; pt. 16-22 – dyżur gejów)
Dla kobiet – 632-08-82 (pn.-pt. 16-20)
Dla kobiet przed i po mastektomii – 664-76-86 (pn.), 643-91-85 (śr.) 16-18
Dla kobiet w ciąży – 624-20-68, 0 602-285-444 (pn.-pt. 9-18)
Dla osób doświadczających depresji – 838-34-96 (czw. 17-19)
Dla osób z problemem alkoholowym – 842-26-00 (pn.-pt. 15-20)
Dla osób z problemem choroby alkoholowej – 869-02-86 (pn.-pt. 11-19, sb. 11-15)
Dla rodzin osób zaginionych – 654-70-70 (pn.-czw. 17-21)
Dla rodzin z problemem narkotykowym – 844-44-70, 0 801-10-96-96 (pn.-sb. 10-20)
Dla seniorów – 644-03-91 (pn.-pt. 10-20)
La Strada – 628-99-99 (wt. 9-21, śr. 14-20 – dyżur w jęz. ros.)
Linia Żadnych Pytań – dla zaginionych, którzy chcą dać znak życia – 654-70-70 (nd. 17-21)
Młodzieżowy – 988 (w dni powszednie)
Narkotyki-narkomania – 0 801-199-990 (codziennie 16-21)
Niebieska Linia – dla ofiar przemocy w rodzinie – 0 800-1200-02 (pn.-sb. 10-22, nd. i św. 10-16)
Onkologiczny – 822-56-94 (pn.-wt., czw. 13-16)
Pomarańczowa Linia – dla rodziców, których dzieci upijają się – 0 801-14-00-68 (codziennie 16-21)
Skłócone małżeństwa, problemy młodzieżowe i osobiste – 728-64-35 (codziennie 21-4, wt. 9-17)
STOP – dla kobiet dotkniętych przemocą i dyskryminacją – 621-35-37 (pn.-pt. 10-15)
Stowarzyszenie Obrony Praw Ojca – 0 601-966-032, www.free.polbox.pl/s/sopowawa
Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera – 622-11-22 (wt., czw. 15-17)
Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej – 0 501-100-420 (całą dobę)
Towarzystwo Pomocy Młodzieży – 635-54-67 (14-18)
Uzależnienia – 823-65-31 (9-21)
Żydowski – 652-21-44 (czw. 17.30-20)
Telefon radiowy
Jest to telefon zaufania, jednakże nie taki, do jakiego przywykliśmy. Prowadzący, kiedy trzeba, uderzy pięścią w stół, a i zaklnie. Słychać, że jest facetem „po przejściach”. Jego głos jest chropawy, bardzo przeżywa opinie słuchaczy.
Program nadawany jest co niedzielę w Tok-FM, od godziny 20 do 22. Prowadzi go nieznany z nazwiska Krzysztof. Ze strony internetowej dowiadujemy się, że ma 50 lat i jest anonimowym alkoholikiem. W ciągu audycji powtórzy to wielokrotnie, choć – jak sam przyznaje – nie pije już od dziesięciu lat. Program prowadzi po to, aby pomóc innym. Sam przyszedł do rozgłośni. W ciągu audycji jest dużo telefonów, przychodzi też sporo e-maili.
Dziś tematem programu są dzieci anonimowych alkoholików. Do studia przyszło dwóch dwudziestoparoletnich chłopaków. Mają kłopoty z nawiązywaniem kontaktów. Prowadzący pyta ich, czy łatwo jest być dzieckiem alkoholika. Pada odpowiedź: „Czułem, że jest mi źle, że nie daję sobie rady, nie zawieram przyjaźni, nie wychodzi mi z dziewczynami, boję się, nie lubię wracać do domu. Miałem głębokie poczucie, że coś jest ze mną nie w porządku”.
Krzysztof pyta, czy chłopak zorientował się, że źródłem jego problemów jest alkoholizm jednego z rodziców. „Nie. Nawet nie wiązałem tego na początku z alkoholem, mi było źle, ja szukałem dla siebie pomocy”.
Prowadzący wspomina o mityngach, na które mogą uczęszczać dzieci alkoholików. Zastanawiają się wspólnie, czy trudno było przełamać wstyd i przyznać przed światem, a przede wszystkim przed sobą, że jest się dzieckiem alkoholika. Dla nich decyzja o szukaniu pomocy była bolesna. Rafał opowiada: „W moim przypadku upłynął rok, zanim zdecydowałem się wziąć udział w spotkaniu. Czułem, że się staczam, że nie mam kontaktów z ludźmi, z takimi, przed którymi nie muszę udawać, przed którymi mogę się odkryć”.
– Czy w ogóle okazywano wam uczucia?
Rafał wyznaje: „Ojciec wracał pijany do domu, robił awanturę mamie, matka płakała, a ja, mały chłopiec, z siostrą biegłem ją pocieszać. Czyli w rezultacie to ja pełniłem rolę rodzica wobec niej. Nie było tam przestrzeni dla mnie, żebym ja się mógł rozwijać. Nie było wsparcia, miłości, uwagi dla mnie w takim stopniu, w jakim ja tego potrzebowałem. To jest moje piętno”.
Przychodzi czas na telefony od słuchaczy. Dzwonią sami mężczyźni, którzy opowiadają o swoich relacjach z dziećmi. „Gorąco się kłania Stanisław, od 20 lat alkoholik. Pozdrawiam dzieci z DDA. Ja mam syna. Nie wiem, czy mógłbym być na takim mityngu dorosłych dzieci, ale ja chyba w ogóle nie chcę na ten temat mówić. Ja ten temat strasznie przeżywam”. Henryk z Poznania: „Pozdrawiam młodzież. Jedno wam muszę powiedzieć. Moje relacje z synem (student, 19 lat) są cudowne. Mogę z nim rozmawiać o swojej chorobie, o tym, co zrobiłem dobrze, a co źle. Dawniej tego nie było. Ale on jest jeszcze oporny, żeby się spotkać z innymi. Ja bym chciał, bo jest trochę zamknięty w sobie, ale poczekajmy, na razie ja nauczyłem się z nim rozmawiać”.
Joanna Jasikowska
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy