Trybunał poniżenia

Przemoc domowa często kończy się zabójstwem

– Rodzinna przemoc to nie tylko siniaki i zadrapania – mówi Urszula Nowakowska, dyrektor Centrum Praw Kobiet. – A pobłażliwość wymiaru sprawiedliwości wobec sprawców oraz milczenie i obojętność sprawiają, że jedna z osób ginie.
Ofiarami zabójstw padają zarówno kobiety, które przez wiele lat doznawały przemocy i nie uzyskały znikąd pomocy, jak i mężczyźni, sprawcy przemocy. To temat IV Trybunału do spraw Przemocy Wobec Kobiet, który odbył się w Warszawie. Debata dotyczyła rodzin zamordowanych kobiet i zabójczyń odsiadujących wyroki w Lublińcu. Patronat nad 16-dniową kampanią objęła Barbara Labuda z Kancelarii Prezydenta RP.
Centrum Praw Kobiet, organizator spotkania, w którym udział wzięli także przedstawiciele policji, prokuratury i ustawodawców, chciało pokazać, że przemoc domowa często kończy się zabójstwem. Według szacunków policji, około 200 kobiet rocznie ponosi śmierć w wyniku afer rodzinnych, natomiast około 70 jest sprawczyniami takich zabójstw. – Te, które znalazły się w kierowanym przeze mnie zakładzie, przyznają się, mają poczucie winy – mówi Lucyna Gródek-Skubis, dyrektor Zakładu Karnego w Lublińcu. – Najczęściej wspierają je dzieci. Nie są zdemoralizowane, ale nie mogą liczyć na warunkowe zwolnienia. Zabójcy są traktowani jednakowo. Ale one pytają: „Dlaczego ja jestem w więzieniu? Bo zabiłam? On tam nie trafił nigdy, choć mnie maltretował”.

Ofiary przemocy, które zabito

22 grudnia 1999 r. Feliks (dorosłe już dzieci nigdy nie nazwą go ojcem) udusił swoją żonę, Irenę. Następnie ogolił się, poszedł do sąsiadki i powiedział, że zabił.
Feliks – szanowana postać w Kętrzynie, uprawnienia masarza, członek koła łowieckiego, do którego należą wszyscy najważniejsi w mieście.
Irena to jego żona, która musiała zginąć, bo nie siedziała cicho. Wiele razy błagała o pomoc. Przez lata znosiła ciosy, ale w marcu 1999 r., gdy skutki pobicia nie pozwalały jej wyjść z domu, zdecydowała się na obdukcję. Weszła w urzędowe tryby, których zadaniem było chronienie jej.
Koniec marca – Irena zgłasza się do komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Feliks straszy ją, celuje z broni myśliwskiej.
27 kwietnia – rozpoczyna się dochodzenie. Sprawa o znęcanie się. Irena przeprowadza się na piętro wspólnego domu, do dzieci.
10 maja – zgłasza się do prokuratora. Boi się.
11 maja – Feliks atakuje ją tzw. radykałem, bronią do uboju zwierząt. Przyjeżdża policja. Mężczyzna ucieka. Przedtem ukrywa broń w piwnicy.
Feliks zostaje zatrzymany, ale koledzy z koła łowieckiego zapewniają, że wyjdzie za kaucją. Jednak Irena zaczyna wierzyć w sprawiedliwość. Po raz pierwszy od lat coś planuje. Wyjedzie do matki, do Niemiec. Zacznie nowe życie. Zapisuje się na lekcje niemieckiego.
30 listopada – prokurator wypuszcza Feliksa, ręczą za niego siostra i właściciel dużej firmy, kolega z koła łowieckiego. Irena nic nie wie.
1 grudnia – Feliks w asyście policji przychodzi po swoje rzeczy. Policja ma go chronić przed żoną, której się boi.
Przez następne dni Feliks krąży wokół domu. Kobieta jest zawsze z kimś z rodziny.
Noc, 16 grudnia – Feliks śpi pijany w samochodzie, nieopodal domu. Rano udaje mu się wemknąć do środka. Kradnie torebkę Ireny, w której są wszystkie jej dokumenty.

20 grudnia – Irena składa skargę do sądu. Przecież Feliks wykrzykuje pod domem, że ją załatwi.
22 grudnia zostaje zamordowana.
Feliks dostał 15 lat. Uznano, że miał ograniczoną zdolność oceny sytuacji. Zza krat grozi, że załatwi dzieci. Państwo płaci mu 120 zł renty socjalnej, on od dzieci domaga się alimentów.

***

– Siostra zrobiła wszystko, mimo to nie żyje – mówi Barbara o Elżbiecie, która „29 marca 2000 r. w godzinach porannych” została kilka razy ugodzona nożem. Zmarła w wyniku uszkodzenia serca. Starsza córka, która próbowała zasłonić matkę, wiele miesięcy spędziła w szpitalu. Pijanemu ojcu nóż się trochę omsknął, więc ją poranił, ale nie zabił.
Elżbieta, matka dwóch dziewczynek, wiele razy wzywała policję. Czekała przed domem, tak było bezpieczniej. Mąż zapewniał, że mu nic nie zrobią, bo ma „żółte papiery”, a do szpitala psychiatrycznego też nie pójdzie, przecież musiałby na to wyrazić zgodę. To jest niemożliwe, gdyż ma parę osób do zabicia.
Noc, 28 marca. Elżbieta wzywa policję. Zabierają mężczyznę. Wypuszczą go przed północą, instruując, że przed godziną siódmą nie wolno mu się zbliżyć do domu. Zakaz nie zostanie złamany. Mężczyzna przez kilka godzin, do świtu, pije. Zabije po siódmej.
Pierwsze badania psychologiczne były dla niego bardzo korzystne. Świr, pijak, który nie wie, co robi. Tylko dzięki uporowi Barbary i kobiecych organizacji pozarządowych dochodzi do drugiego badania. Diagnoza jest całkiem inna. Mężczyzna może stanąć przed sądem. Dostaje 15 lat, bo uznano, że nie miał zdolności oceny czynu. Nie okazuje skruchy, odgraża się.

Ofiary przemocy, które zabiły

Bogusława: – Otrzymałam 8 lat za zabicie męża.
Nastolatka zgwałcona na dyskotece. Rodzi córkę. Wychodzi za mąż „za dobrego człowieka”, gdy dziewczynka ma 1,5 roku, „nie z miłości, ale żeby mieć rodzinę”.
Pierwsze bicie – w dniu ślubu. Potem katowanie jest monotonne, przerywane gwałtami i wódką. Rodzi kolejne dzieci. Niepewnie myśli, że to one go zmienią. Ale jest coraz straszniej. Wyzwiska, ciosy. Musi iść do lekarza. On z nią. Lekarz przyjmuje do wiadomości, że spadła ze stołka.
– I tak przeszło 15 lat – mówi. Jedyną odmiennością w tym biciu i poniżeniu jest jej próba popełnienia samobójstwa, gdy dowiaduje się, że mąż molestuje seksualnie najstarszą córkę. O rozwodzie nie myśli, „bo nie ma gdzie pójść”. A jest pewna, że to słabszy musi się wynieść. Bogusława nie wspomina o sąsiadach, policji ani o nauczycielkach dzieci. Jakby żyła na pustkowiu.
– Było przedpołudnie – zdania ma spisane na kartce. Z trudem je wydusza z gardła, płacze. – Szykowałam sobie śniadanie, bo szłam na drugą zmianę. I wtedy miało miejsce to straszne zdarzenie. Czy ja to zrobiłam, czy on się nadział? Nie wiem. Pamiętam tylko, że szłam go uspokoić. I skąd w ręce nóż? I czy musiało do tego dojść? Co z dziećmi?

Potem pobiegła po pogotowie. Karę zaczęła odsiadywać w 1996 r.

***

Mariola – 4 lata za usiłowanie zabicia byłego męża. Siedzi i płaci czynsz za mieszkanie, które on demoluje. Synowie, 16-letni i 18-letni, wychowywani są przez rodzinę byłego męża. Nie odwiedzają jej, dla nich jest tylko złem. – Czy kiedyś zrozumieją prawdę rzeczywistą? – pyta Mariola. Po zakończeniu kary może tylko wrócić na miejsce tragedii. Władze miasta już ją zawiadomiły, że w najbliższych latach nie będzie dla niej mieszkania zastępczego. Straciła wszystko i o wolności myśli z przerażeniem.
W więzieniu jest od marca 1999 r. – Chciał mnie zmusić do stosunku analnego – Mariola pochyla się nad kartką. – Chciał mnie uderzyć. Czy on się nadział, czy ja uderzyłam?
Zanim do tego doszło, była ofiarą przez 10 lat. Mężczyzna już na weselu rozśmieszał znajomych błyskotliwością, że „kobieta jest jak syrenka. Mocniej nie trzaśniesz, to się nie zamknie”.
Bił, ale ona myślała, że to z powodu braku własnego mieszkania. Bił, ale ona kombinowała, że zmieni go wymarzona córka. Urodziła dwóch synów.
Bił. Sąsiedzi interweniowali, jednak policja go nie zabierała. Także rodzina nie chciała się wtrącać.
Od bólu i natrętnych myśli uciekała w picie. Także w trzy próby popełnienia samobójstwa. Potem próbowała się wydostać. Poszła do Anonimowych Alkoholików. Tam spotkała pierwszą osobę, która chciała jej pomóc. Ma obdukcje, niech wystąpi o rozwód. Już rozwiedziona, postanowiła odnaleźć swoje wyobrażenia o spokojnym życiu. Przez kilka lat żyła w konkubinacie. Tamten też pił, ale był spokojny. Jednak musiała odejść, nie wytrzymała z jego chorym psychicznie ojcem. – Do swojego mieszkania wróciłam na siłę – tak określa sytuację.
Bicie zaczęło się od nowa.

***

Krystyna – 9 lat za zabicie konkubenta – wylicza ostatnie etapy tragedii: – Wrócił z pracy i wbił mi nóż w nogę. Potem złamał mi rękę, do dziś mam na śrubach. Nie wytrzymałam psychicznie i go udusiłam.
Przed tym dniem policja bywała u nich często, ale jak mówi Krystyna, „śmiali się z niej”.
Przed tym dniem żyła od zła do zła, które ją uderzało co parę lat. Syn urodził się w miesiąc po ślubie. Powiedziano jej, że był chory i dlatego umarł. Więcej nie wie. Po trzech latach miała już swoją wymarzoną córkę, tyle że zginęła tragicznie w drugiej klasie podstawówki. – Rok po śmierci córki poznałam Janusza – Krystyna mówi najspokojniej ze wszystkich kobiet. – On też pił i nie pracował. Z nim mam syna Marcina. Tylko on mi w życiu został. Co dwa miesiące z babcią przyjeżdża na widzenia.

Kiedy Janusz poszedł do więzienia, znalazł się Andrzej. Zdumiewająca nadzieja, bo choć picie i niepracowanie miał takie samo jak poprzednicy, to jednak coś go wyróżniało. – Był spokojny – mówi Krystyna. – Co z tego, kiedy chorował. Zmarł na moich rękach.

Heniek, grabarz – następne miejsce zaczepienia. Miał w sobie parę pięter agresji. Tego Krystyna jeszcze nie doznała. Proste bicie poprzednich mężczyzn było niczym w porównaniu z jego ciosami. Krzysia, syna Andrzeja, wrzucił do węglarki. Z urazem kręgosłupa jest teraz w zakładzie opiekuńczym. Kiedy chłopiec był w szpitalu, towarzyszył jej, a ona powtarzała, że to był wypadek. Lekarze uwierzyli.
Potem były dni bez bicia i dni z biciem. I ten ostatni – wbił jej nóż w nogę, złamał rękę. Udusiła go.

***

Maria. Zgwałcił ją, kiedy miała 17 lat. Ciąża, więc jej matka mówi, że musi być ślub. – Zgodziłam się na przymus – tłumaczy kobieta. Ale przecież nie dlatego zabiła go po 25 latach małżeństwa i urodzeniu sześciorga dzieci.
I tej kobiecie czas przeszedł między gwałtem małżeńskim a maltretowaniem. Mijające lata tylko zmieniały liczbę uczestników. – Mamo, bo tata chce brata zabić! – wołała dorastająca córka. Więc biegła i wyrywała mu łopatę. Cały dom wrzeszczał, kiedy nią wymachiwał. I kiedy wchodził do kąpiących się córek, też. Wszyscy wrzeszczeli coraz częściej, a jak jej głową walił o ścianę, to wyli.
Osoby postronne pojawiają się w tej opowieści tylko raz. Gdy była w szpitalu, lekarzom nie podobały się jego krzyki: „K…, ty żyjesz!”.
– Jeść nie było za co – wspomina – to szłam do pola, do sąsiadek. Po parę groszy.
Aż nadszedł ten dzień. – Ja nie wiem, jak mi do niego ta siekierka wyskoczyła – powtarza. – On do mnie znowu z biciem, to ja do niego, że nie, że nie chcę, że nie, że nie.

***

W żadnej z tych spraw adwokat z urzędu nie złożył apelacji.


Pierwszy Światowy Trybunał ds. Przemocy został zorganizowany w 1993 r. w Wiedniu. To jego wstrząsający przebieg spowodował, że ONZ przyjął deklarację o eliminacji przemocy wobec kobiet. Dopiero wtedy została ona określona w kategoriach naruszeń praw człowieka, niezależnie od tego, czy sprawcą jest państwo, czy osoba.


Prof. Eleonora Zielińska, Uniwersytet Warszawski
Większość zabójstw popełnionych przez kobiety charakteryzował długi okres przemocy, której ofiarą była późniejsza zabójczyni lub jej najbliżsi. Jednak sądy zupełnie wyjątkowo przyjmowały istnienie obrony koniecznej. Uznawano, że obrona była zbyt przedwczesna lub późna w stosunku do ostatniej napaści. Najczęściej sądy kwalifikowały czyn jako zwykłe zabójstwo lub dokonane w warunkach ograniczonej poczytalności. Oznacza to, że polski wymiar sprawiedliwości nie dostrzega zaleceń międzynarodowych, uczulających na potrzebę rozważenia kwestii przyjęcia obrony koniecznej z perspektywy całej historii przemocy, a nie tylko ostatniego jej aktu.

 

Wydanie: 2001, 51/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy