Kultura strachu

Kultura strachu

Rządy Platformy Obywatelskiej miały powstrzymać budowę policyjnego państwa przez PiS. Strach przed pobudką o 6 rano w wykonaniu CBA, ABW, CBŚ lub innych, licznych i pozbawionych nadzoru społecznego instytucji policyjnych pozwolił Tuskowi zdobyć władzę. Czy jednak wiele się zmieniło po zamianie PiS na PO? CBA, co prawda już bez Kamińskiego, ale nadal istnieje, jak istniało. W przypadku ważnych rozmów i istotnych kwestii wielu ludzi wciąż wypowiada powszechny slogan: „To nie jest rozmowa na telefon” – tak jakby z góry zakładali, że wszystkie ich rozmowy są podsłuchiwane przez policyjne służby. Przekonanie o donosach w miejscu pracy to codzienność polskiej rzeczywistości. Raczej za wiele nie mówić i nie otwierać się przed innymi – to dość powszechna strategia Polaków w miejscu pracy 20 lat po zmianie systemowej i pod panowaniem miłościwej, demokratycznej III RP. Wśród wielu krytycznych opinii na temat PRL jest m.in. znane stwierdzenie o zakłamaniu minionego systemu i zmuszaniu ludzi do życia w stanie schizofrenii: co innego mówiło się w pracy, co innego w domu; co innego głosiło się prywatnie, co innego na forum publicznym. PRL skończyła się dawno temu, ale „schizofrenia społeczna” Polaków nie zniknęła, lecz wręcz się pogłębiła. Teraz w miejscu pracy nie tyle wygłasza się oficjalne przekonania i modne poglądy, ile po prostu nie mówi się nic o społecznie ważnych sprawach. Jeśli już prowadzone są jakieś konwersacje, to raczej na banalne i mało istotne tematy. Nie wiadomo przecież, czy ktoś nie doniesie przełożonym, nie wiadomo też, jakie szef ma poglądy – bezpieczniej jest za wiele nie mówić. Niektóre firmy wprost zmuszają pracowników, poprzez odpowiedni zapis w umowie, do milczenia na temat swoich zarobków – wielkość dochodów jest tematem tabu nie tylko wśród pracowników z jednej firmy, lecz także w wielu sytuacjach społecznych. Okazuje się, że administracyjny nadzór państwa przed 1989 r. nie był tak dokuczliwy jak obecna presja ekonomiczna rynku. Strach przed utratą pracy i środków do życia bardziej paraliżuje niż groźby, jakimi dysponowała PRL. Kontrola ekonomiczna „realnego kapitalizmu” działa skuteczniej niż nadzór polityczny PRL. W takich warunkach rodzi się obojętność wobec nadużyć panującego systemu i bezmyślny konformizm wobec istniejących reguł gry. Niepewność w wymiarze ekonomicznym i wycofanie się państwa ze swoich zobowiązań socjalnych wobec obywateli powodują, że również w innych sferach życia powstaje „królestwo strachu”. Moda na drzwi antywłamaniowe, alarmy, specjalne zamki, chronione osiedla, kamery monitorujące pojawia się wówczas, kiedy elity władzy wolą mówić o rosnącej przestępczości zamiast o groźbie rosnącego bezrobocia i skali ubóstwa społecznego. Państwo „realnego kapitalizmu” rezygnuje z obietnicy zapewnienia bezpieczeństwa socjalnego, ale przyrzeka bronić nas przed terrorystami, bandytami, pedofilami, dilerami narkotykowymi etc. Nic nie dzieje się jednak za darmo – „bezpieczeństwo” wymaga poświęceń i rezygnacji z wolności obywatelskich. Dlatego państwo wymusza zgodę na podsłuchy telefoniczne, kontrolę poczty mailowej, sprawdzanie osobistych rachunków bankowych, wchodzenie w prywatne życie obywateli. Liczba instytucji, które mogą podsłuchiwać, kiedy chcą i kogo chcą, jest w Polsce bardzo duża. Nikt nie zna dokładnej liczby osób podsłuchiwanych – każdy aktywniejszy obywatel może przypuszczać, że jest kontrolowany. Powstająca w ten sposób „kultura strachu” obniża poziom zaufania społecznego, utrudnia zawiązywanie silnych więzi między ludźmi, a także chroni władzę przed zbyt aktywnym społeczeństwem. Strach jednak powoduje także paraliż w urzędach i wielu instytucjach publicznych – większość urzędników asekuruje się przed podjęciem zbyt ryzykownych decyzji. Lepiej nic nie robić, niż narażać się na szykany przełożonych. Asekuracja, brak umiejętności samodzielnego działania, trzymanie się sztywnych schematów i nieżyciowych procedur – to codzienna praktyka urzędów i wielu firm w Polsce. Mania walki z korupcją i beznadziejna ustawa o zamówieniach publicznych powodują, że rozstrzygnięcia przetargów są opóźniane o wiele miesięcy, a ich zwycięzcami są nie firmy najlepsze, ale najtańsze. Podwładni w miejscu pracy ogarnięci strachem przed karą za jakiekolwiek działanie innowacyjne są w stanie podporządkować się najbardziej absurdalnym regułom zachowania i decyzjom szefa. Co więcej, sami szybko zamieniają się w strażników obowiązujących reguł gry i są w stanie ukarać każdego, kto zakłóca „święty spokój”. Media ułatwiają władzy budowanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2010, 2010

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk