Kwiatowe imperium

Kwiatowe imperium

Najnowocześniejsza na świecie szklarnia z uprawą róż i anturium powstała w Stężycy koło Dęblina

Panie Ptaszek! Szefie! Niech no pan szybko idzie, bo dzwonią z urzędu celnego – donośny głos kierownika docierał aż na koniec szklarni.
Na wspomnienie tamtej historii Jarosław Ptaszek uśmiecha się z satysfakcją. – Odebrałem telefon – opowiada – a celnik mnie pyta, czy to możliwe, aby róże i anturium wyhodowane w „jakiejś” Stężycy, wysyłane były na eksport do Holandii. Przecież nie wozi się drewna do lasu – tłumaczył – mamy więc podejrzenie, że coś tu nie jest w porządku. W najlepszym porządku – objaśniłem celnikowi – bo kwiaty wyhodowane w naszym Gospodarstwie Ogrodniczym JMP w Stężycy należą do najlepszych na świecie i są sprzedawane nie tylko do Holandii, lecz także do Niemiec, Włoch i Rosji. Celnik długo nie mógł wyjść ze zdumienia. A gdzie jest ta Stężyca? – dopytywał się. Koło Dęblina, na Lubelszczyźnie – wyjaśniłem.
Przygoda z ogrodnictwem w rodzinie Ptaszków zaczęła się ponad 50 lat temu, kiedy Jan Ptaszek kupił hektar piaszczystej ziemi i postanowił, że będzie sadownikiem. Nawiózł czarnoziemu, posadził sad i założył inspekty. Syn Jana, Józef, wspólnie z ojcem pobudował pierwsze 1000 m kw. szklarni. Jego żona Marianna pragnęła, aby dzieci też związały swoją przyszłość z ogrodnictwem.
– Na IV roku SGGW zdecydowałem, że będę budował nowoczesną szklarnię – mówi Jarosław Ptaszek. – Był rok 1977. Gierek rozdawał kredyty na prawo i lewo, nie pytano o zabezpieczenia, więc i ja wziąłem potężny kredyt. W 1978 r. 2 tys. m kw. było już pod szkłem. Obok powstawała druga szklarnia.
Marię poznał w Urzędzie Gminy w Stężycy, gdzie pracowała. Pobrali się. Urodzili się Agnieszka, Michał i Jacek W szklarniach rodziły się pomidory, ogórki, frezje i gerbery.
Okazało się, że urzędniczka Maria miała złote ręce do ogrodnictwa.
– Nie, nie. Nie złote ręce – poprawia mnie 22-letni Michał, który właśnie wrócił z Wiednia, gdzie studiuje na tamtejszym uniwersytecie. Jest też studentem II roku SGH w Warszawie. – W ogrodnictwie mówi się, że ktoś ma zielone palce. Oznacza to, że nawet gdy posadzi roślinę liśćmi do ziemi, to ona i tak wyrośnie – żartuje.
Michał oprowadza mnie po gospodarstwie ogrodniczym rodziców.
Z przodu, u wejścia, stoją gierkowskie szklarnie.
– Zawsze jest tak samo – mówi Jarosław. – Gdy odwiedzają mnie zagraniczni ogrodnicy, którzy chcą zobaczyć najnowocześniejszą na świecie szklarnię z uprawą anturium na kwiaty cięte, najpierw muszą, niestety, natknąć się na gierkowskie szklarnie, bo te najnowsze wybudowane są dalej. Miny mają więc niewyraźne, jakby chcieli powiedzieć: „Czym on, u licha, chce się chwalić”.

Ale potem otwierają usta ze zdziwienia.

6 ha kwiatów pod szkłem robi wrażenie. Ponad połowa hodowli to 40 odmian anturium, resztę stanowi blisko 40 gatunków róż. Kiedy w październiku 2003 r. oddawano do użytku supernowoczesną, zmechanizowaną i skomputeryzowaną szklarnię, w której w warunkach tropikalnych rosło kilkaset tysięcy kwiatów anturium, jeden z największych holenderskich ogrodników, będący na otwarciu tej inwestycji stwierdził: „Zapewne upłynie jeszcze kilka lat, zanim w Holandii powstaną tak nowoczesne szklarnie z uprawą anturium na kwiaty cięte jak ta w Polsce”. Dziś przyjeżdżają do Stężycy całe wycieczki ogrodników z Europy Zachodniej, aby podpatrywać, uczyć się i wymieniać informacje. Ale przed laty było odwrotnie.
– Matka mi wciąż powtarzała: „Żeby zostać najlepszym, trzeba zdobywać wiedzę, wciąż się szkolić i ciężko pracować” – mówi Jarosław. – 20 lat temu pojechałem do Holandii do firmy Anthura, światowego potentata w hodowli nowych odmian anturium. Firma ta produkuje i sprzedaje około 90% światowej ilości sadzonek tej rośliny. I tak rozpoczęła się stała współpraca z tą firmą, a także z innymi zagranicznymi firmami działającymi na tzw. zapleczu i w zaopatrzeniu ogrodniczym.
Michał pokazuje mi ciąg produkcyjny. Rocznie wysyłanych jest stąd 5 mln róż i 2,5 mln anturium. Ścinane w szklarniach kwiaty dostarczane są w pojemnikach do chłodni. W chłodni anturium jest ok. 14 stopni C, w chłodni róż temperatura wynosi 2 st. C. Każda róża przygotowywana do wysyłki poddawana jest drobiazgowej kontroli jakości. Pracownik zawiesza na taśmociągu pojedynczą różę, a następnie kamery komputera klasyfikują rozwinięcie pąka, długość róży, grubość łodygi i umieszczają ją w odpowiednim segmencie. Kiedy zbierze się 20 sztuk, są automatycznie pakowane w folię, otrzymują kod kreskowy i zjeżdżają do pojemników, które są ładowane na samochody.
– Niech pani popatrzy na nadruk na folii – Michał pokazuje logo firmy, adres, nazwę produktu, a na boku napis

„Polskie róże” tuż obok polskiej flagi.

– To cały ojciec – patriota, który wciąż udowadnia, że polski produkt też może być najlepszy i wcale nie musimy mieć kompleksów przed Europą.
Polska flaga widnieje również na kartonach z napisem „Polskie anturium”, w które pakowane są kwiaty. Tu zaskoczenie. Pojedyncze wiązanki kwiatów maszyna Flowpack pakuje próżniowo w folię. Pracownica układa je w pudle, zamyka i odstawia do wysyłki.
– Bez wody? – dziwię się. – Nie zwiędną?
– Właśnie w takiej formie mogą wytrzymać nawet dwa tygodnie – wyjaśnia.
Idziemy do technicznego serca szklarni. Piece gazowe, elektrownia o mocy 3 MW wytwarzająca aż 85% własnej energii, potężne zbiorniki na wodę. Jeden zbiera tylko deszczówkę ze wszystkich szklarniowych dachów, którą po oczyszczeniu, podgrzaniu i dodaniu nawozów wykorzystuje się do nawożenia roślin w halach szklarniowych.
Jest też drugie serce szklarni – komputerowe – mieszczące się w niewielkim pomieszczeniu. Komputer steruje automatycznie nawadnianie, cieniowanie, stałą temperaturę oraz zamgławianie parą wodną, utrzymując taką wilgotność, jaką lubią egzotyczne kwiaty. Kamery, czujniki i programy po naciśnięciu klawisza pokazują aktualny wzrost roślin, zagrożenia biologiczne – dosłownie wszystko.
Październikowa uroczystość w 2003 r., związana z otwarciem najnowocześniejszej na świecie szklarni, przerosła wszystkie dotychczasowe, które obchodziło Gospodarstwo Ogrodnicze JMP i jego 54 pracowników. Do Stężycy przyjechali wtedy Nic Van Der Knaap, szef firmy Anthura, z małżonką oraz przedstawiciele innych ogrodniczych firm holenderskich. Był wojewoda lubelski, byli parlamentarzyści, miejscowe władze. W uznaniu i wyeksponowaniu zasług polskiego hodowcy firma Anthura nazwała najnowszą – żółtą odmianę anturium „Marysia”, od imienia żony Jarosława Ptaszka.
Poprzednia nazwa nowej odmiany anturium – „Maxima” – została nadana przez firmę Anthura na cześć żony następcy tronu Holandii, księcia Williama Aleksandra, a więc synowej obecnie panującej królowej Beatrix. I tak Maria Ptaszek

znalazła swe miejsce obok rodziny królewskiej.

Teraz „Marysię” zna już cały świat.
– Takie uhonorowanie żony przez światowego potentata anturium było też oznaką wielkiego szacunku dla polskiego ogrodnictwa, o którym jeszcze kilka lat temu nikt na świecie nie słyszał – mówi Jarosław Ptaszek. – Ale światowa jakość naszej hodowli nie spadła z nieba. To tradycja rodzinna przekazywana z pokolenia na pokolenie, wiedza, doświadczenie, no i ciężka, bardzo ciężka praca.

 

PS Marszałek Województwa Lubelskiego nadał firmie JMP tytuł Ambasadora Województwa Lubelskiego, honorując pracę kilku pokoleń rodziny Ptaszków.

 

Wydanie: 2004, 25/2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy