Ludzie zostali zostawieni sami sobie Rozmowa z Wiesławem Łagodzińskim, statystykiem i socjologiem z Departamentu Analiz i Udostępniania Informacji GUS – Jaka jest Polska u progu 2002 roku? Czy dane statystyczne były i są dobrze wykorzystywane w ciągu minionych lat? – Po tych 12 latach transformacji, z punktu widzenia statystyka, mamy bardzo dużo wiedzy, bardzo mało edukacji statystycznej i bardzo mało rozumienia tego, co się stało. Statystyka to wyciąganie wniosków z danych, tymczasem łatwość, z jaką elity pewne rzeczy uogólniają i przechodzą nad tymi uogólnieniami do porządku dziennego, jest zadziwiająca. A cena społeczna zbyt łatwych uogólnień może być bardzo duża. Gdy się „robi transformację”, konieczne jest czytanie i rozumienie statystyk. Potem trzeba sobie przypomnieć, że wszelkie działania o charakterze makroekonomicznym, systemowe, zawsze mają skutki społeczne. Wiedza o uczestnictwie w procesach społecznych w okresie transformacji nie jest dana, jest wyuczona i wybadana, ale jest to konieczna nauka. Jeżeli nie czyta się informacji, nie analizuje się skutków społecznych, nie edukuje się ludzi, zaczynają się problemy. Przykład. Półtora roku temu opublikowano „Diagnozę społeczną 2000”. Była to poważna analiza zachowań społecznych. Poza dziennikarzami nikt nie zareagował. Bo choć w naszym społeczeństwie decydują o stanie opinii elity intelektualne, to na razie zachowują się, jak lekko przestraszone dziecko. Często obrażają się na społeczeństwo i na siebie nawzajem. – Jakie są konsekwencje społeczne takiego ignorowania danych statystycznych? Co się ludziom proponuje zamiast rzetelnych informacji i jak oni się zachowują? – Ludzie zostali zostawieni sami sobie. Większość wiadomości podawana jako newsy, jako kody społeczne jest nieczytelna. Czy ktoś wie, co to jest PKB? Na czym polegają stopy procentowe, co to jest inflacja, na czym polega ujemne saldo handlu zagranicznego, co to są ceny stałe? Ludzie są bombardowani informacjami, których nie rozumieją. Ale jak im ktoś powie, że wzrosło bezrobocie, to oni wiedzą, co to znaczy. Jak dostają mniejsze pensje, też wiedzą, co to znaczy. Jak mają kłopoty z dostaniem się do lekarza, też. Do ludzi trzeba mówić językiem zrozumiałym. Nie można wszystkich kanałów informacyjnych zapychać gadżetami, wydumanym światem „Agentów” i „Wielkich braci”. Bo to jest odwracanie uwagi opinii publicznej sprawami trzeciorzędnymi, zamulanie świadomości społecznej. A ludzie, którzy czegoś nie rozumieją w informacji, zaczynają się zachowywać nieracjonalnie. I dlatego tak bardzo jesteśmy sfrustrowani niepewnością. – Dziś największym problemem społecznym jest bezrobocie. Kiedy pojawiły się alarmistyczne dane? – Od 1989 regularnie podajemy informacje i ta cała wiedza towarzyszy nam wszystkim, także elitom. Ale już na początku transformacji pojawiła się skłonność przechodzenia ponad nimi i dosyć łatwego uogólniania. Przecież pierwsze informacje o bezrobociu zostały podane 16 stycznia 1990 r. W ciągu 2 tygodni zarejestrowano 57 tys. bezrobotnych. Optymiści mówili, że 200 tys. to będzie maksimum, skrajni pesymiści oceniali zjawisko na 800 tys. „Puszka z Pandorą” się otworzyła, „dżin wyleciał z butelki”, rozpoczęła się transformacja rynku pracy. Dramatyczne skutki miała zmiana struktury własności i organizacji produkcji. To jest jeden z najbardziej bolesnych przykładów, jak trzeba perspektywicznie planować to, co się robi. Eksperci różnili się tylko co do liczb, ale było wiadomo, że bez pracy będzie bardzo wiele ludzi, także tych, którzy zostali w miejscach po byłych PGR. Rzeczy społecznie złożone, trudne mają tendencję do utrwalania się. W sierpniu 1998 r. stopa bezrobocia wynosiła 9,5% ludności cywilnej czynnej zawodowo, a dzisiaj jest 16,8% – i niestety z łatwością mówimy, że będzie 20%. To jest nieludzkie. Słusznie prof. Bauman powiedział, że od pewnego poziomu bezrobotni nie są żadną rezerwową armią pracy, są rezerwową armią pomocy społecznej. Poza tym pozwoliliśmy na oswojenie takiej tezy, że bezrobotni są sami sobie winni. – Konsekwencją przemian jest także rosnąca grupa ubogich. Z jednej strony, mamy tłum w hipermarkecie, z drugiej – ludzi biednych. – Ubóstwo w Polsce jest wielowymiarowe. To nie jest tylko ubóstwo monetarne. Także bytowe, mieszkaniowe, żywieniowe, zdrowotne, kulturalne. Bo najtrudniej jest być ubogim w kraju transformacji. Wtedy to ubóstwo jest niestabilne. My jesteśmy jak na transformację krajem bardzo dużym. Poza tym weszliśmy w transformację
Tagi:
Iwona Konarska









