Do lekarza z przeszkodami, czyli skąd wytrzasnąć e-receptę

Do lekarza z przeszkodami, czyli skąd wytrzasnąć e-receptę

Jeśli jesteś chory, ale nie na koronawirusa, to masz problem

Moje dzieci kaszlą od ponad tygodnia. Przez ostatnie dwa dni próbuję dodzwonić się do przychodni, by zamówić e-receptę na następne opakowanie leku do inhalacji. Numer jest zajęty non stop, choć dzwonię wiele razy dziennie.

W końcu się udaje, dostanę e-receptę. – Co mam zrobić, gdyby dzieciom się pogorszyło i niezbędne było ich osłuchanie? – pytam. – Wtedy można ostatecznie przyjść, większość lekarzy pracuje – mówi rejestratorka. – Ale zanim umówię panią na wizytę, trzeba odpowiedzieć na kilka pytań, np. czy miała pani kontakt z kimś z zagranicy albo kimś chorym na koronawirusa – wyjaśnia. – Co jeśli tak? – Wtedy, zgodnie z instrukcjami, musi pani zadzwonić do szpitala zakaźnego lub sanepidu.

Na szczęście w moim przypadku odpowiedź brzmi „nie”. Ponieważ nikt z domowników nie czuje się naprawdę źle, zgodnie z rządowymi instrukcjami nie panikujemy i nie obciążamy oddziałów zakaźnych ani SOR-ów. Siedzimy w domu, ciesząc się z możliwości zdalnej pracy oraz jednak dość sprawnego działania przychodni. Dzieci rysują kolorowe patogeny w koronach, oglądamy seriale, odrabiamy lekcje. Ten kaszel to jednak pewnie nie koronawirus – powtarzam sobie.

Telefony, telefony

Nie wszyscy jednak są w tak komfortowej sytuacji.

Ola, mieszkanka stolicy: – Kończą mi się leki, bez których nie mogę funkcjonować, a psychiatra odwołał mi wizytę. E-recepty – bo tylko na tym mi zależy – nie dostanę. Dlaczego? Bo psychiatrę dla mojej przychodni (nazwijmy ją X) zapewnia jeszcze inne centrum (Y). Lekarz pierwszego kontaktu z X, aby wystawić receptę, musi mieć zaświadczenie od mojego psychiatry z centrum Y, ale przychodnia X nie ma z nim kontaktu.

Podaję Oli numer na infolinię dla pacjentów, który znajduję na stronie NFZ. Może tam pomogą? Ola dzwoni. Do wyboru ma dwie opcje – informacje w sprawie koronawirusa oraz inne sprawy. Wybiera drugą możliwość.

– W czym mogę pomóc? – pyta głos po kilku minutach czekania. Ola opisuje sytuację. – Przepraszam, ale dodzwoniła się pani na infolinię dotyczącą koronawirusa – mówi pan. – Wybrałam inną opcję – zapewnia dzwoniąca. Pan wyjaśnia, że „coś się tam zmieszało” i trzeba będzie chwilę poczekać. Wraca po paru minutach. Ola znów wyjaśnia, że potrzebuje przedłużenia recepty, a jej wizyta w prywatnej przychodni została odwołana. Pan na linii mocno się waha, co zrobić w sytuacji, gdy pacjentka ma abonament w prywatnej przychodni, ale w końcu daje jej numer telefonu do placówki POZ w pobliżu jej miejsca zamieszkania. Ola mogła go sama znaleźć w sieci, ale niech będzie.

Wykonuje kolejny telefon. W przychodni mówią, że oni nie mogą pomóc, bo pacjentka nie jest tam zapisana. Psychiatry zresztą nie mają. Dają jakiś inny numer. Ola mówi mi, że zadzwoni tam następnego dnia, bo już nie ma siły wisieć na liniach.

Następnego dnia radzę jej, by zadzwoniła bezpośrednio do centrum medycznego Y. Może mają jakiś kontakt z psychiatrą, którego zatrudniają?

Ola dzwoni. Nerwowa rozmowa, bo pani nie potrafi pomóc, kontaktu z psychiatrą nie mają – nie ma go do końca miesiąca. Mogą zaproponować innego lekarza, ale wizyta byłaby dopiero w połowie kwietnia, kiedy Oli leki już się skończą. – Dlaczego nie mogą mnie państwo umówić z moim psychiatrą za dwa tygodnie, na e-wizytę oczywiście, skoro będzie w pracy wcześniej niż ten drugi? – pyta. Pani wyjaśnia, że wtedy są już umówieni inni pacjenci, więc nie może dopisać dodatkowej wizyty.

Ola dzwoni też w końcu do centrum X – tego, w którym ma abonament. Ta placówka jednak nie zatrudnia „własnego” psychiatry, więc błędne koło się zamyka. Jedyne, co może zaproponować jej centrum X, to e-wizyta u lekarza pierwszego kontaktu. Ma sam zadzwonić do pacjentki następnego dnia rano.

Gdy piszę tekst, mijają właśnie kolejne godziny po wyznaczonej porze. Kontaktuję się z Olą. – Na razie nie dzwonili – mówi.

Inne sygnały, które zbieram, najczęściej dotyczą właśnie dodzwonienia się i uzyskania informacji, czy placówka w ogóle jest otwarta, oraz tego, jak i gdzie można otrzymać pomoc przez telefon. U Emilii, której mama leczy się w poradni neurologicznej, wystąpił podobny problem jak u Oli – lekarze na urlopach, nikt nie wystawi e-recepty bez historii choroby. – W końcu okazało się, że jeden lekarz był w pracy ostatni dzień i złapałyśmy go dosłownie w progu. Następnego dnia już by go nie było i skończyłoby się szpitalem – opowiada.

Tu ważna informacja dla osób w takiej sytuacji: podzielona na regiony lista placówek, które udzielają teleporad, znajduje się na stronie NFZ. Do tych z listy – teoretycznie – powinniśmy więc prędzej czy później się dodzwonić.

Dominika: – W Szczyrku od dzisiaj przychodnia jest zamknięta, nie przyjmują pacjentów. Mamy tu jeden ośrodek, trzech lekarzy, w tym jednego pediatrę. Na drzwiach wisi kartka, żeby dzwonić, niestety dodzwonienie się graniczy z cudem. Mama dzwoniła po e-receptę. Usłyszała w końcu, że nie są w stanie wystawić 6 tys. recept – miasteczko ma 6 tys. mieszkańców, wychodzi więc na to, że każdy nagle chce receptę, z dziećmi włącznie. Ostatecznie zgodzili się „wyjątkowo przyjąć prośbę”. Mnie właśnie wróciło ropne zapalenie migdałków, pomęczę się. W piątek jeszcze mnie przyjęli z gorączkującą córką, dzisiaj już ludzie odbijali się od drzwi. Co prawda, mamy szpital pediatryczny w Bielsku-Białej, ale tam sytuacja z przyjęciami też jest nieciekawa, poza tym dziś do szpitala nikt specjalnie nie chce się pchać. Oczywiście rozumiem ograniczenia i konieczność izolowania się, ale w takiej sytuacji telefony powinny być odbierane, a e-recepty wystawiane bez łaski.

Anna: – Leczę uraz kolana sprzed roku. Nic pilnego, jednak boli. Czekałam wiele miesięcy na rehabilitację. Mój turnus akurat został odwołany. Nie wiem, czy mnie wcisną na kolejny, jak przychodnia znów ruszy. Dodzwonić się nie dało – najpierw jest informacja, że jestem siódma w kolejce, potem w końcu pierwsza – a potem mnie rozłącza. Na mejl wysłany przed południem w piątek także nikt nie odpisał. W końcu pojechałam osobiście. Były chyba trzy osoby w recepcji, tłumaczyli, że telefon ciągle im się rozładowuje. O nagraniu informacji nikt nie pomyślał.

Sygnałów o odwołanych wizytach jest bardzo wiele. Kasi przepadła umówiona w lipcu wizyta na NFZ u chirurga naczyniowego oraz prywatne wizyty u ginekologa i fizjoterapeuty. Joanna od trzech miesięcy czekała na okulistę – odwołane.

Elżbieta: – Rozbolał mnie ząb, który jest w trakcie leczenia kanałowego. Teraz miał być kończony, ale odwołano mi wizytę. Od dwóch godzin boli tak, że chodzę po ścianach. Dzwonię na pogotowie stomatologiczne, z powodu kwarantanny nieczynne do odwołania. Dzwonię do NFZ, nie ma wyznaczonej żadnej placówki, która mogłaby mnie przyjąć, i nie wiadomo, kiedy wyznaczą.

W kiepskiej sytuacji są również rodzice dzieci niepełnosprawnych, którym kończą się orzeczenia o niepełnosprawności – nie będzie miał ich kto przedłużyć.

Dzwonię do NFZ. Pan z biura prasowego standardowo prosi, by pytania przesłać mejlem. Wysyłam i pytam, co mają zrobić pacjenci, którzy – tak jak Ola – potrzebują e-recepty, ich lekarze zniknęli z horyzontu, inni zaś nie chcą wystawić recepty bez wglądu w historię choroby. Pytam też, czy ludzie czekający od miesięcy na wizytę albo turnus rehabilitacyjny – jak Ania – zostaną na początku kolejki, gdy przychodnie znów ruszą. Ostatnią kwestią, którą poruszam, jest sprzęt ochrony osobistej. Czy jest szansa, że z czasem wystarczy go także dla przychodni specjalistycznych i POZ? Na razie możemy poczekać lub „spotkać się” z lekarzem przez telefon – o ile gdzieś się dodzwonimy, ale co jeśli kryzys się przedłuży i coraz więcej osób będzie potrzebowało standardowego badania?

Po kilku dniach odpowiedzi nadal nie ma.

Jak urodzić w kwarantannie?

Stres przeżywają ciężarne. Martwią się np., że w związku z zakazem odwiedzin w szpitalach nie będą mogły rodzić wspólnie z partnerami czy innymi bliskimi.

Inga: – Jestem w 36. tygodniu ciąży, nie dałam rady zrobić badań, bo laboratoria nie działają, a ginekolog nie przyjmuje. Nie wiadomo, czy upatrzona najbliższa porodówka będzie działać, bo w szpitalu mają czworo zakażonych koronawirusem. Ogólnie to nie wiadomo, gdzie jechać rodzić, jakby co. Spisałam numery na okoliczne oddziały położnicze i izby przyjęć. Jak coś zacznie się dziać, będę dzwonić. W razie czego zostaje wezwanie karetki. Skoro mój drugi poród trwał tylko 45 minut, raczej nie odmówią. Teraz nie ma sensu dzwonić i się umawiać, bo w szpitalach sami nie wiedzą, co mają robić. Czytałam też, że jeśli kobieta rodzi w trakcie kwarantanny, robi się jej cesarkę i zabiera dziecko. I można je zobaczyć dopiero po dwóch tygodniach. Pewna dziewczyna usłyszała te „budujące” wieści w sanepidzie, do którego zadzwoniła, bo jej mąż wracał z zagranicy. Na stronie Fundacji Rodzić po Ludzku są natomiast zalecenia, by rozważyć cesarskie cięcie przy zakażeniu – nie podejrzeniu zakażenia. A jeśli chodzi o izolację dziecka, to do czasu uzyskania dwóch negatywnych wyników testów. Widocznie ktoś inaczej zinterpretował te zalecenia i puścił złowieszcze informacje w świat. Mam nadzieję, że ta kwestia szybko się wyjaśni. Boję się z kimkolwiek rozmawiać na ten temat.

– Ja jestem w 19. tygodniu ciąży – opowiada Natalia. – Odwołano mi badania prenatalne oraz echo serca płodu. Nie wiem więc, kiedy będę mogła zrobić specjalistyczne badania, mimo ciąży o niezbyt książkowym przebiegu. Na skierowanie mogę je wykonać tylko w jednym miejscu, a że ciąża nie jest bezproblemowa, nie ma sensu iść do lekarza z przypadku, bo to musi być naprawdę dobry specjalista. Na razie liczę na to, że nie dzieje się nic złego.

Jest trudniej, a czasem odwrotnie

W doniesieniach znajomych i czytelników nie brakuje jednak informacji, że wiele ośrodków radzi sobie bardzo dobrze, sprawnie umawia e-wizyty i wystawia e-recepty.

Dzwonię do kilku dużych warszawskich przychodni, wybierając je na chybił trafił. Zaczynam od próby umówienia się do endokrynologa. Prywatnie udaje się bez trudu – pani pyta mnie tylko, czy jestem zdrowa i czy nie wróciłam z zagranicy. Przyznaje, że pacjentom stałym proponuje się e-wizyty, nowych warunkowo umawia się w realu. Wizyta kosztuje 200 zł.

Próbuję z laryngologiem na NFZ. Przychodnia specjalistyczna przy Szczęśliwickiej, na warszawskiej Ochocie. Ze zdumieniem dowiaduję się, że mogłabym się umówić jeszcze tego samego dnia na darmową wizytę. Potrzebuję tylko skierowania od lekarza POZ.

To właśnie przykład pozytywnego – w pewnym sensie oczywiście – skutku pandemii. Wielu pacjentów odwołało wizyty, bo są odpowiedzialni i siedzą w domu, jeśli mogą odłożyć leczenie na później. Zwalniają się więc terminy dla tych, którzy nie mogą zwlekać ani polegać na e-wizycie.

Dzwonię też do popularnego CePeLeku. Tu bez szans, ciągle zajęte. Wrocławskie Centrum Zdrowia – zamknięte. Wystarczy, nie chcę blokować linii ludziom, którzy naprawdę potrzebują pomocy.

Co dalej z nami będzie?

Koronawirus spadł na nas jak grom z jasnego nieba i próżno szukać w tej chwili odpowiedzi na pytanie, jak szybko wystąpią problemy ze zdrowiem Polaków, jeśli dostęp do specjalistycznego leczenia nadal będzie ograniczony.

Dr Monika Ścibor z Instytutu Zdrowia Publicznego w Collegium Medicum UJ: – W zaistniałej sytuacji zamknięcie przychodni specjalistycznych wydaje się słuszne i przynosi więcej korzyści, ponieważ pacjenci oczekujący na wizytę do różnych specjalistów przebywają zazwyczaj w jednym korytarzu. Gdyby przychodnie zostały w pełni otwarte, mielibyśmy dużą grupę osób kontaktujących się ze sobą, często pacjentów z licznymi chorobami współistniejącymi, szczególnie narażonych na ciężki przebieg w razie zakażenia koronawirusem.

Kiedy będzie szansa na przywrócenie wizyt? – Wydaje się, że po dwóch tygodniach powinniśmy dążyć do przywrócenia pracy w poradniach specjalistycznych, na pewno jednak w zmodyfikowanych warunkach, aby zapewnić ciągłość opieki w poradniach, ale przy minimalnych ryzyku – mówi ekspertka. – Wszystkim pracownikom w poradniach specjalistycznych powinny być zapewnione środki minimalizujące ryzyko zakażenia. Wprowadzony na początku roku obowiązek wystawiania e-recept okazał się teraz pomocnym rozwiązaniem. Oczywiście e-wizyty nie rozwiążą problemu opieki długoterminowej, ale są okresową alternatywą w tym trudnym czasie.

Tylko czy za dwa tygodnie specjaliści będą mogli bezpiecznie wrócić do gabinetów? Na to pytanie nikt dziś nie umie odpowiedzieć. Wiadomo, że do specjalnych kombinezonów czy gogli ochronnych pierwszeństwo mają szpitale zakaźne, a z doniesień personelu tych placówek wiadomo, że i u nich nie jest różowo.

O równy dostęp wszystkich placówek medycznych do możliwości zakupu środków ochrony personelu medycznego apeluje Naczelna Rada Lekarska. W liście do ministra zdrowia wskazuje, że w tej chwili nie mogą ich kupować placówki rejestrowane jako praktyki lekarskie – zwykle są to mniejsze, jedno- lub kilkuosobowe gabinety. To zaś odcina od pomocy ich pacjentów, którzy nie mogą czekać z wizytą, np. osób potrzebujących pilnej wizyty u stomatologa.

Trzy apele lekarza

Podobne pytanie – kiedy mamy zacząć się martwić – zadaję dr. hab. n. med. Romanowi Sosnowskiemu, urologowi (m.in. Gabinet Urologiczny UROS), członkowi Polskiego i Europejskiego Towarzystwa Urologicznego. – Sytuację każdego pacjenta należy rozpatrywać indywidualnie. Są chorzy, w przypadku których dwa czy trzy miesiące nie będą miały żadnego znaczenia, są jednak tacy, dla których znaczenie mają dni. Zacznę jednak od apelu do pacjentów, bo muszą zrozumieć, że jesteśmy w stanie kryzysu. Ponieważ mam głównie kontakt z pacjentami uroonkologicznymi, szczególnie osobami z rakiem prostaty, powiedziałbym im tak: znacie swoją chorobę i objawy związane z jej progresją oraz leczeniem, wiecie, z jakimi działaniami niepożądanymi może ono się wiązać. Powinniście obserwować swoje ciało i reagować adekwatnie do tej sytuacji, sprawdzać, czy dane objawy nie odbiegają od standardu. Jeśli tak – kontaktować się ze swoim lekarzem za pomocą narzędzi teleinformatycznych. Powinniście też pozwolić na to, by ten kontakt był nieco bardziej rozciągnięty w czasie, i unikać wizyt, gdy te nie są niezbędne. Żeby było jasne: mówię nie o sytuacjach nagłych, wymagających pilnej interwencji, tylko o przypadkach pacjentów, którzy są w trakcie obserwacji lub przewlekłego leczenia.

Specjalista apeluje również o zdrowy tryb życia i zachowanie ciągłości terapii: – Koronawirus spowodował, że jesteśmy zamknięci w domu. Trzy-cztery dni nie mają znaczenia dla naszego zdrowia, ale prawdopodobnie ten czas się wydłuży o wiele tygodni. To zwykle powoduje, że pacjenci ograniczają aktywność fizyczną, przesiadują przed telewizorem, mogą przestać dbać o właściwą dietę. Jasno trzeba więc im zakomunikować: to, że jesteście w domu, nie znaczy, że nie należy dbać o swoje ciało, o jego sprawność – ćwiczyć można przecież i w domu. Poza tym – zaburzona regularność wizyt lekarskich nie powinna przeszkadzać w przyjmowaniu leków zgodnie z wyznaczonymi wcześniej zaleceniami.

Dr Sosnowski zwraca się także do lekarzy, by nie zostawiali pacjentów samych sobie: – Pamiętajmy o telekonsultacjach i wskazanej przez Ministerstwo Zdrowia możliwości wystawiania e-recept. Podczas spotkań z pacjentem online jesteśmy w stanie dowiedzieć się od niego o symptomach związanych z chorobą, najważniejszych działaniach niepożądanych i w odpowiedni sposób zareagować czy uspokoić go, w pewnych zaś sytuacjach podjąć decyzję o wizycie w realu. Jeżeli telekonsultacja nie jest możliwa, warto ustalić kolejne spotkania w innym terminie. Ważne, by termin kolejnej wizyty był wpisany do kalendarza, gdyż pacjent, mając taką informację, otrzyma poczucie bezpieczeństwa i ciągłości kontaktu ze swoim lekarzem.

Specjalista przyznaje, że korzystanie z zalecanych przez ministerstwo narzędzi teleinformatycznych do kontaktu z pacjentem może być wyzwaniem również dla lekarzy, jeśli nie korzystają z takich rozwiązań na co dzień: – Oczywiście potrzebujemy do tego sprzętu, oprogramowania czy doświadczenia. Ważna jest też wiedza, jak prowadzić taką wirtualną rozmowę z pacjentem, na czym się skupić, jeżeli nie możemy fizycznie go zbadać. Możliwe, że będziemy musieli pokazać mu coś na rysunku czy będziemy potrzebowali jakiejś wirtualnej pomocy, by nasza telekonferencja była sprawna i wystarczyła do właściwej oceny stanu zdrowia. To istotny obszar usprawnienia naszych umiejętności. Ważne jest także zadbanie o informacje online dla pacjentów, dotyczące choroby, leków, działań niepożądanych. Poszukajmy więc dla nich wiarygodnych źródeł wiedzy w internecie.

Co jednak ze starszymi osobami, które nie używają komputera? – Pacjenci bez dostępu do sieci z reguły mają w rodzinie lub wśród sąsiadów kogoś, kto ten internet obsługuje i pomoże chorej osobie w kontakcie z lekarzem lub w odnalezieniu informacji w sieci – mówi ekspert. – W dodatku wiele aktywnych zawodowo osób pracuje teraz zdalnie i nie są one aż tak zabiegane jak wcześniej. Nie widzę tu więc bardzo istotnego zagrożenia. Problemem dla systemu ochrony zdrowia może być natomiast dotarcie do osób, które nie mają umiejętności korzystania z e-narzędzi. W takich przypadkach zostają jeszcze telefony. Ważne jest szczególnie, by kontaktować się z pacjentem w wyznaczonym terminie spotkania, jeśli wizyta została odwołana lub pacjent się na nią nie stawił. Dobrze jest sprawdzić, czy nie pojawił się, bo nie potrafił się z nami skontaktować, czy może czuł się bardzo źle, czy w końcu dlatego, że jego stan jest dobry i uznał, że wizyta w tym momencie nie jest konieczna. Dlatego indywidualne kontakty z pacjentami powinny być utrzymane i to lekarz powinien zdecydować o tym, czy wizyta jest konieczna. Specjalista może też, na podstawie historii choroby, kontaktować się z pacjentem poprzez personel medyczny ośrodka i tą drogą przekazać mu niezbędne informacje.

Dr Sosnowski przyznaje jednak, że obecna sytuacja jest wyzwaniem dla polskiej służby zdrowia, przed którą stoi wiele zadań, m.in. sprawnego i skutecznego wykorzystania telemedycyny, właściwej i terminowej opieki nad pacjentami przebywającymi w domach, dbania o ich dobrostan. – Czas pokaże, jak sobie z tym poradzimy – na pewno dołożymy wszelkich starań, aby nasi pacjenci byli właściwie zaopiekowani – dodaje.

Nie zostawiajmy seniorów bez pomocy

O brakach systemowych świadczy niepokojąca wypowiedź ordynatora oddziału ratunkowego jednego z wrocławskich szpitali: – Ruch na SOR utrzymuje się na stałym poziomie, ale obserwujemy już pacjentów, którym przepadły wizyty w placówkach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Ponadto zauważamy, że większość pacjentów kierowanych do SOR przez zespoły ratownictwa medycznego to osoby starsze, w znacznym stopniu schorowane. Widać, że nie przyjmują one leków. Są wśród nich osoby z niewydolnością krążenia, a nawet takie, które mają już kilkudniowe udary mózgu. To często osoby, których w ostatnich dniach nie odwiedzały rodziny.

Lekarz SOR z Wrocławia zaznacza, że personel jego oddziału stara się „uszczelnić” triaż: – Identyfikujemy pacjentów z gorączką, podejrzanych o infekcje wirusowe, izolujemy ich. Pracy jest na pewno więcej, na pewno większe jest też zużycie środków ochrony osobistej. Na szczęście na razie je mamy. Podejrzewamy jednak, że przedłużające się ograniczenie działalności POZ odbije się na nas.

Pozytywną informacją od ordynatora wrocławskiego SOR jest zaś to, że duża część społeczeństwa stosuje się do zaleceń i nie przychodzi na oddział ratunkowy nieodpowiedzialnie. – Jesteśmy także pozytywnie zaskoczeni akcjami w mediach internetowych: darmowe taxi dla lekarzy, darmowe posiłki z restauracji. To takie miłe momenty – dodaje lekarz.

Dr Monika Ścibor: – W tym miejscu widzimy, jak ważnym aspektem jest wdrażanie zasad, które opracowują dla nas specjaliści zdrowia publicznego. To dobra okazja, by zwrócić uwagę, że we współczesnym świecie, w każdym systemie opieki zdrowotnej, prócz zawodów medycznych muszą istnieć zawody pozamedyczne, związane z ochroną zdrowia. Dzięki specjalistom zdrowia publicznego praca całej ochrony zdrowia może być lepiej zorganizowana, a społeczeństwo na bieżąco edukowane o zagrożeniach i możliwościach ich minimalizowania – nie tylko w okresie pandemii.

Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Wydanie: 13/2020, 2020

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Kamil
    Kamil 26 marca, 2020, 08:57

    Bardzo ciekawy artykuł

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Adamaszek
    Adamaszek 20 maja, 2020, 17:39

    Jak to skad wytrzasnac, sa takie strony jak lekarzonline.eu!

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Nowaczka
      Nowaczka 18 sierpnia, 2020, 17:37

      Dokladnie miałam to samo napisać. Zgłaszasz się po e-receptę i masz ją wypisaną w kilka chwil.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Ratownik
        Ratownik 3 kwietnia, 2021, 17:26

        Ostatnio czekałam na receptę jakieś 40 minut, a od 6 rano tego samego dnia dzwoniłam do przychodni i nie dodzwoniłam się, a połączeń wychodzących z mojego telefonu było ponad 200 :/

        Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy