Gdyby rola tego wymagała, jestem gotowa zbrzydnąć i przytyć 30 kilogramów – Eva Herzigowa, jedna z najsławniejszych modelek świata – Podczas festiwalu Ischia Film&Music Global Fest odebrała pani nagrodę za interpretację postaci Olgi, pierwszej żony Pabla Picassa, w filmie Micka Davisa pt. „Modigliani”. Jak królowa wybiegu czuje się jako aktorka? – Fantastycznie. Zawsze czułam się dobrze przed kamerą. Bycie aktorką jest jeszcze piękniejsze, niż bycie modelką. Aktorstwo wymaga więcej pracy, ale jednocześnie bardziej rozwija. Jest to swojego rodzaju szkoła: przygotowując się do roli Olgi, praktycznie odkryłam Paryż z lat 20., wiele czytałam na ten temat, oglądałam zdjęcia, obrazy itp. Kiedy jestem na wybiegu, staram się oddać charakter kolekcji, myśl przewodnią jej autora, zawsze mówię, że jest to rodzaj milczącego kina. W prawdziwym kinie natomiast praca wygląda zupełnie inaczej. Najpierw musisz przygotować się do roli, robisz wszystko, żeby jak najlepiej poznać bohaterkę, w którą masz się wcielić. Potem, przed kamerą, w trakcie kręcenia filmu włącza się instynkt. To niezwykłe – czułam, jak przestaję być Evą, a staję się Olgą. Bez reszty utożsamiłam się z odgrywaną postacią. Myślę, że każdy aktor uświadamia sobie ten moment, kiedy jest gotów na całkowite utożsamienie się z odgrywaną postacią; no i czują to inni, najpierw reżyser, a później widzowie. To absolutnie fascynujące doświadczenie. Wkraczam w nowy etap – Włosi znają panią z kilku filmów, zagrała pani u Vincenza Salemmego, ale wydaje się, że rola w filmie Micka Davisa może będzie tą, która pozwoli wyjść do szerszej widowni. Jak doszło do tego, że ten szkocki reżyser wybrał panią do roli żony Picassa? – Mick zobaczył mnie na planie niewielkiego filmu „Just for time being” i uznał, że jestem odpowiednią osobą do tej właśnie roli. Powiedział, że zaskoczyłam go, nie spodziewał się, iż jestem tym typem kobiety, miał inne wyobrażenie o mnie i mile się rozczarował. – Mówi pani, że przed kamerą czuje się we własnym żywiole, ale aktorstwo to jednak co innego niż pokaz mody czy nawet sesja zdjęciowa. Charlize Theron, grając w filmie „Monster”, praktycznie zmieniła się nie do poznania, bardzo przybrała na wadze, podobnie Nicole Kidman zdobyła Oscara, grając szpetną, nieciekawą zewnętrznie kobietę. Czy pani byłaby gotowa poświęcić swoją urodę, aby móc otrzymać rolę, na której pani zależy. Powiedzmy, że świetny reżyser proponuje pani interesującą rolę, ale wymagającą przytycia o 30 kilogramów. Jest pani w stanie to zakceptować? – Jestem gotowa. W kinie fakt, że jest się pięknym, nie wystarcza. Zresztą uroda nie wystarcza nawet, żeby być dobrą modelką. W filmie najważniejsze jest, moim zdaniem, zrozumienie odgrywanej postaci i utożsamienie się z nią. Aktor musi się liczyć z koniecznością przytycia, schudnięcia itp. – Tak profesjonalne podejście do aktorstwa pozostaje w sprzeczności z zawodem modelki. Czyżby powoli przygotowywała się pani do opuszczenia wybiegu? – Moda dała mi wszystko i pozostanie na zawsze bardzo ważna w moim życiu. Nie chodzi wyłącznie o pieniądze, ale o mnóstwo innych rzeczy: miałam możliwość podróżowania po całym świecie, mówię pięcioma językami. Nie mogę powiedzieć, że definitywnie wycofuję się z wybiegu, ale czuję, że wkraczam w nowy etap. – Najwyraźniej stawia pani na aktorstwo. Jakie role najbardziej pani odpowiadają? – Chciałabym zagrać kobietę targaną namiętnościami, o burzliwym charakterze, pełną sprzeczności. Lubię też postaci smutne. – Często podkreśla pani różnicę pomiędzy swoim prawdziwym charakterem, prawdziwą osobowością a artystycznym image. Nie przeszkadza pani ta dwoistość? Czy po tylu latach nie istnieje obawa, a może pokusa utożsamienia się z wykreowanym wizerunkiem? – Nie mam tego rodzaju pokus. Jako modelka zdaję sobie sprawę, że cały sztab ludzi pracuje na to, żeby stworzyć wokół mnie pewną rzeczywistość. Oczywiście, że to jestem ja, ale nie w moim codziennym wydaniu. Wcielam się w pewną kreację, postać. Za każdym wyjściem czy podczas każdej sesji zdjęciowej jestem kimś wymyślonym, żyję życiem innej osoby. Nie mogę powiedzieć, że jest to coś nieprzyjemnego, przeciwnie – niezwykle mnie to ekscytuje. Na tym polega
Tagi:
Małgorzata Brączyk









